Wyższa półka w stylu retro
Na rynku znajdziemy dwie wersje kolorystyczne tych słuchawek: czarne i w kolorze kości słoniowej, który już na zdjęciach prasowych prezentował się nad wyraz pięknie. Warto dodać od razu, że OEBT to słuchawki nauszne, ale producent oferuje jeszcze wersję AEBT, czyli większą, wokółuszną.
Przyznaję, że jestem fanką sprzętów stylizowanych na retro, a cała linia Momentum wygląda właśnie tak jak lubię – oldschoolowo, bez zbędnych ozdóbek. Stalowy pałąk powoduje, że słuchawki prezentują się surowo, ale też lekko. Wersja nauszna jest doprawdy niewielka i w tym wariancie kolorystycznym zapewne przypadnie do gustu kobietom, które nie lubią, gdy headset na głowie przypomina hełm.
Zarówno pałąk, jak i nauszniki wyściełane są ciemnobrązową alcantarą, czyli materiałem syntetycznym, który często używany jest do tapicerki meblowej. Od zwykłego zamszu różni się głównie większą wytrzymałością oraz tym, że nieco łatwiej się go czyści. Z prawdziwym zamszem łączy go za to jedna wada, której osobiście nie mogę znieść – przyczepiają się doń wszelkie paprochy, drobiny kurzu, psia sierść itp. Już po kilku dniach wewnętrzna część nauszników wyglądała zdecydowanie mniej elegancko, niż tuż po wyjęciu z pudełka.
Wyposażenie – na bogato
Pozytywnie zaskoczyło mnie wnętrze pudełka, gdyż nie spodziewałam się aż tylu elementów. Poza słuchawkami znajdziemy tu bowiem także przewód zakończony z obu stron jackiem 3,5 mm, kabel USB, którym podładujemy słuchawki, adapter lotniczy, skróconą instrukcję obsługi oraz dwa pokrowce.
Jeden z pokrowców jest sztywny i doskonale chroni słuchawki oraz dołączone elementy, więc możemy zapakować go do walizki i spokojnie przycisnąć innymi rzeczami. Drugi z kolei jest zwyczajnym woreczkiem, który sprawi, że słuchawki po prostu nie będą się kurzyć. Miło, że producent pomyślał o takich dodatkach.
Ergonomia, czyli z głowy nie spadną
Chociaż słuchawki są same w sobie dość kompaktowe, to pomyślano też o możliwości skompresowania ich do jeszcze mniejszej formy. Dwoma prostymi ruchami da się je złożyć sposób pokazany na zdjęciu poniżej. Nadal nie schowamy ich do kieszeni, ale w torbie czy plecaku będą zajmowały mniej miejsca.
Muszle można regulować tylko w zakresie kilkunastu stopni i choć początkowo spodziewałam się, że będzie mi to przeszkadzać, gdyż często zakładam słuchawki na szyję, to w praktyce okazało się, że wcale nie brakuje mi opcji ułożenia ich na płasko.
Zakładając po raz pierwszy te słuchawki, miałam wrażenie, że raczej się nie polubimy. Pady wydawały mi się dość sztywne, podobnie jak pałąk, który od wewnątrz pokryty jest bardzo cienką i twardą pianką. Wysokość nauszników można zmienić, przesuwając je na stalowej ramie. Osoby z większymi głowami mogą mieć problem z brakiem regulacji szerokości pałąka. Ja miałam wrażenie, że Momentum są nie tyle ciasne, co mocno dociśnięte. Pałąk jest jednak bardzo elastyczny i nie powoduje szczególnego dyskomfortu, ale nie da się zapomnieć o słuchawkach na głowie. Ma to jednak zaletę – w tym headsecie możecie biegać, skakać i tańczyć, a nie zsunie się z głowy. Przy okazji, całkiem wygodnie się w nich także leży na kanapie.
Słuchawki nauszne często potrafią po pewnym dłuższym czasie wywołać nieprzyjemne uczucie ucisku na krawędź ucha, ale nie dotyczy to modelu Momentum. Muszle przylegają równomiernie i nieźle tłumią dźwięki z otoczenia, nawet w trybie wyłączonym. W drugą stronę to już tak dobrze nie działa – jeżeli lubicie słuchać głośno muzyki, to osoba stojąca obok też ją usłyszy.
Bardzo sprytne wcięcie
Gdy słuchawki do mnie trafiły, zaczęłam od podłączenia ich przez kabel do smartfonu. I… grała tylko jedna muszla, mimo że kabel był dobrze dociśnięty. Okazało się, że nie zauważyłam specjalnego wcięcia przy wtyczce, które pełni pewną użyteczną funkcję.
Otóż po przekręceniu końcówki, blokuje się ona wewnątrz słuchawki, co uniemożliwia wypięcie się kabla przy lekkim szarpnięciu. Wystarczy odważniej docisnąć końcówkę i ją przekręcić, by cieszyć się dźwiękiem z obu nauszników.
Chociaż ze słuchawek Momentum można korzystać w trybie pasywnym, tzn. bez włączania ich, to o niebo lepiej brzmią po uruchomieniu. Uruchamia się wówczas tryb redukcji hałasu z otoczenia, który też lekko podbija sam dźwięk. Technologia NoiseGard zbiera dźwięki z czterech mikrofonów ukrytych w słuchawkach i obniża głośność szumów o niskiej częstotliwości. Korzystając ze słuchawek nie usłyszycie zatem elektrycznego czajnika gotującego wodę, brzęczenia mikrofalówki czy szumu z ulicy, ale kosiarkę sąsiadów lub trąbiący samochód już tak. Nie liczcie więc na całkowite wyciszenie, tak jak ma to miejsce w przypadku innych słuchawek premium np. Sony WH-1000xm2 (cena tego modelu też jest wysoka). A i tak zabrakło mi opcji modyfikowania ustawień redukcji szumu lub wyłączenia go, gdy słuchawki pracują w trybie bezprzewodowym, czasami bowiem dobrze jest słyszeć wszytko, co dzieje się wokół (np. jadąc rowerem).
Dwa przyciski umieszczone na prawej muszli to kontroler regulacji głośności. Drugi służy jednocześnie jako włącznik i do obsługi kilku funkcji. Jednokrotne, lekkie wciśnięcie zatrzyma lub odtworzy utwór. Dwukrotne wciśnięcie przycisku sprawi, że przeskoczymy o jedną piosenkę do przodu na playliście, a trzykrotne wciśnięcie – jedną do tyłu. Ponieważ słuchawki są wyposażone w mikrofon, to możemy używać ich do rozmów telefonicznych. Wówczas jednorazowe wciśnięcie klawisza sprawi, że odbierzemy lub zakończymy rozmowę, a przytrzymanie go dłużej odrzuci połączenie. W podobny sposób zawiesimy też trwającą rozmowę. Z kolei przytrzymanie klawisza, gdy nie odtwarzamy żadnej piosenki uruchamia odtwarzanie komunikatu w języku angielskim, informującego o tym, ile czasu do rozładowania się słuchawek.
Łączność bezprzewodowa, mikrofon i bateria
Słuchawki możemy połączyć ze smartfonem lub innym urządzeniem mobilnym poprzez Bluetooth lub NFC. O ile ta pierwsza opcja działała bez zarzutu, to w przypadku NFC mój Galaxy S9+ w ogóle nie widział słuchawek, a próba połączenia w ten sam sposób z Honorem 9 Lite spowodowała, że smartfon się zawiesił. Tylko Asus Zenfon 5 poradził sobie z tym zadaniem.
Bezprzewodowa łączność okazuje się całkiem stabilna. Mogłam bez przeszkód poruszać się w słuchawkach po 42-metrowym mieszkaniu, zostawiając smartfon np. w kuchni. Nie zauważyłam też znacznego spadku jakości brzmienia w trakcie odtwarzania muzyki.
Mikrofon, o którym wcześniej wspomniałam, działał bez zarzutu, ale tylko w domowych warunkach. Żaden z rozmówców nie zorientował się, że nie rozmawiam bezpośrednio przez telefon. Głos brzmiał czysto, nie było żadnego pogłosu, nie musiałam też mówić głośniej. Zupełnie inaczej było, gdy wyszłam na zewnątrz. Mikrofon zbierał wszystkie dźwięki z otoczenia i na dodatek je multiplikował. Osoba, z którą rozmawiałam skarżyła się, że lepiej słychać wszystkich ludzi wokół, niż mnie samą. A mój głos brzmiał jakbym mówiła spod wody. Być może, gdyby dało się wyłączyć opcję redukcji hałasu z otoczenia prowadzenie rozmów na dworze wyglądałoby inaczej.
Momementum M2 mają bardzo dobrą baterię. Bez problemu wytrzymają na jednym ładowaniu 22 godziny, a nawet dłużej, jeżeli nie będziecie słuchać muzyki na maksymalnym poziomie głośności. Słuchawki nie wspierają jednak funkcji szybkiego ładowania – regeneracja baterii od zera do 100 proc. zajmuje trzy godziny.
Wyglądają ładnie, ale grają tak sobie
Do tej pory testowałam głównie słuchawki przeznaczone dla graczy, dlatego spodziewałam się, że Momentum M2 przeniosą mnie na jakiś wyższy, bogatszy poziom audiofilskich doznań. Nic z tego.
W ubiegłym miesiącu pisałam o SteelSeries Arctis Pro, które oczarowały mnie bogactwem brzmień i czystością wokali, sprawiając, że każda piosenka brzmiała tak, jakby artysta śpiewał ją tuż przede mną. Momentum M2 takich wrażeń nie zapewniają. Najlepiej sprawdziły się przy muzyce elektronicznej oraz takiej, w której dominują mocne basy i niskie oraz średnie tony. W “Electronic Snow” brzmiały bardzo lekko, czyściutko i w zasadzie niemal tak dobrze jak w Arctisach Pro (brakowało im jedynie lepszego efektu przestrzennego). W relaksującym “Bubbles” przypominającym odgłos kuleczek odbijanych od podłogi stereofonia naprawdę rządziła, choć miejscami wkradały się nieczystości, a w “Stolen Dance” miały ciepłą, przyjemną barwę.
Momentum M2 brzmiały też czysto w dowolnym kawałku jazzowym np. klasycznym “Take Five”. Jeżeli słuchacie takiej właśnie muzyki, to będziecie prawdopodobnie zadowoleni, ale jeżeli wolicie rock, metal czy pop, to możecie się rozczarować. W jakimkolwiek utworze bowiem, w którym wokalowi akompaniuje cały zestaw instrumentów słychać, że bas, choć dość wyraźny, jest skromniejszy, górne środkowe i wysokie tony nie brzmią naturalnie, a sam wokal wydaje się zduszony, a czasami nieczysty. Wyraźnie to słychać np. w “Bad Man’s Song”, gdzie na początku bas, perkusja i klawisze wręcz zmuszają do wystukiwania rytmu, a głos wokalistów dominuje nad akompaniamentem. W Sennheiserach sam początek brzmi jeszcze w miarę poprawnie, ale gdy wchodzą gitary i wokal pojawia się syczenie i chaos, słyszalna jest słaba separacja instrumentów. Zupełnie jakbym słuchała tego utworu nagranego specjalnie w gorszej jakości. Takie samo wrażenie miałam przy “Highway to Hell”, “Welcome to the jungle” czy “Use somebody”.
Każdy z nas ma inne upodobania muzyczne i być może dla wielu osób, te słuchawki będą wystarczające. Ja słucham dużo muzyki instrumentalnej i tutaj nie miałam do Momentum M2 zastrzeżeń, ale już w utworach tanecznych, energetycznych, takich, do których zazwyczaj podśpiewuje się samemu brakowało mi mocy, basu i przede wszystkim większej rozpiętości sceny. Lubię, gdy dźwięk mnie otacza, dodaje skrzydeł, te słuchawki tego nie zapewniają. Nie tego oczekiwałam po czymś, co kosztuje ponad 1000 zł.
Specyfikacja techniczna
Rodzaj słuchawek | Nauszne |
Pasmo przenoszenia | 16-22000 Hz |
Poziom ciśnienia akustycznego (SPL) | 111 dB (1 kHz/1 Vrms) |
Impedancja | Aktywnie: 480 Ω / pasywnie: 28 Ω |
Redukcja szumów | Hybrydowa technologia NoiseGard z 4 mikrofonami |
Magnesy | Neodymowe |
Mikrofon | Podwójny mikrofon dookólny |
Akumulator | litowo-polimerowy 600 mAh |
Waga | 210 g |
Zniekształcenia harmoniczne (THD) | < 0,5% |
Pasmo przenoszenia mikrofonu | opcja wąskopasmowa: 300-3400 Hz; opcja szerokopasmowa: 100-8000 Hz |
Zasięg | do 50 m |
Podsumowanie
Gdyby Momentum M2 kosztowały 300-400 zł, byłyby idealne. Wyglądają przecież świetnie, mają bogate wyposażenie, są ergonomiczne, można używać ich bezprzewodowo lub po kablu i mają nieźle działający system redukcji hałasów z otoczenia. Ale producent życzy sobie za nie o 1000 zł więcej. Jeśli lubicie płacić za markę i wygląd – proszę bardzo. Moim zdaniem jednak przeciętna jakość brzmienia nie jest warta takiej kwoty, gdy rynek jest dosłownie zalany tańszymi i lepiej brzmiącymi słuchawkami. | CHIP