Zacznijmy od tego, co właściwie się stało
Otóż, po kilku latach śledztwa Komisja Europejska nałożyła na Google karę za nadużywanie dominującej pozycji na rynku mobilnych systemów operacyjnych. Dokładnie chodzi o trzy zarzuty:
1) Google wymaga od producentów, aby preinstalowali wyszukiwarkę Google i przeglądarkę Chrome w telefonach z Androidem, w przeciwnym razie marki nie mogą korzystać ze Sklepu Play (platformy z aplikacjami)
2) Google zachęcał finansowo (tzn. po prostu płacił producentom smartfonów, tabletów, smartTV itd., żeby wyszukiwarka i przeglądarka amerykańskiego koncernu były jedynymi preinstalowanymi narzędziami tego typu
3) Google ograniczył rozwój innych systemów operacyjnych dla telefonów po to, żeby nie powstała platforma dla konkurencyjnych wyszukiwarek; chodzi o tak zwane forki, czyli niezależnie kompilowane systemy operacyjne bazujące na jądrze Androida.
Europejskie organy antymonopolowe w związku z tymi zarzutami nałożyły na firmę z Mountain View grzywnę w wysokości 4,34 miliarda euro (18,5 miliarda złotych). To jeszcze więcej niż w przypadku poprzedniej kary w wysokości 2,4 miliarda euro, którą Google miało zapłacić w ubiegłym roku po tym, jak urzędnicy uznali usługę wyszukiwania zakupów online za nieuczciwą wobec konkurentów. Żeby pokazać skalę dolegliwości tej decyzji KE – 5 miliardów dolarów to mniej więcej dwutygodniowe przychody firmy Alphabet, właściciela Google.
Rozmiar kary wynika ze sposobu, w jaki Komisja wylicza szkody z nielegalnych praktyk. Oprócz oceny złego wpływu badanych działań na rynek, bierze się pod uwagę też czas – w sprawie faworyzowania aplikacji Google’a mówimy o historii ciągnącej się od 2011 roku.
Co teraz? Gigant ma 90 dni (sankcję ogłoszono 18 lipca) na przedstawienie, jak zamierza rozwiązać problem. Jeśli tego nie zrobi, Alphabet, poza wspomnianą kwotą ponad 4 miliardów euro, ryzykuje naliczanie dodatkowych kar, nawet do 5 procent dziennego przychodu firmy. Chyba że apeluje, a już wiemy, że będzie.
Google odpowiada Komisji: to nie fair
Po ogłoszeniu decyzji KE, Sundar Pichai, prezes Google’a, błyskawicznie wydał oświadczenie, które oddziały firmy na całym świecie przesłały mediom. Według naszych informacji, spółka traktuje konflikt z unijną instytucją bardzo poważnie, ale jest pewna własnych racji. Trzeba przyznać, że stanowisko Pichaia to świetnie napisany tekst, który porusza kilka istotnych (a także wiele pobocznych) wątków. Oto najważniejsze z nich:
- Android zwiększa konkurencyjność, a nie zmniejsza; dzięki otwartej platformie na rynku mogły zaistnieć dziesiątki tysięcy producentów sprzętu i oprogramowania
- Android konkuruje z iOS-em, czyli z systemem, który jest w zasadzie zupełnie zamknięty; karę dostaje Google, Apple nie – dlaczego?
- aplikacje domyślne można łatwo zastąpić innymi
- w nowym smartfonie znajdziemy nawet 40 preinstalowanych aplikacji producentów sprzętu czy operatorów sieci i nikomu to nie przeszkadza
- Android jest rozwijany olbrzymim kosztem, ale Google udostępnia go za darmo; jest to możliwe dzięki innym źródłom finansowania, takim jak wyszukiwarka
- Google chce być odpowiedzialne za zdrowe funkcjonowanie ekosystemu; jednym z zagrożeń dla Androida jest fragmentacja, czyli powstawanie różnych, niekompatybilnych ze sobą wersji podstawowego oprogramowania; ograniczanie forków ma służyć uzdrawianiu systemu.
To celne spostrzeżenia. Celne, choć nie zawsze odnoszące się bezpośrednio do zarzutów. Sundar Pichai odnosi się często do filozofii prawa, a nie do litery prawa, na podstawie którego Google został ukarany.
To prawda, że Apple robi to samo i uchodzi mu to na sucho. To prawda, że Android jest darmowy i za coś trzeba go rozwijać. To prawda, że dzięki Androidowi była możliwa mobilna rewolucja i powstanie wielu, także europejskich biznesów.
Z tym, że prawo to prawo i Unia Europejska nie ma innego. Zapewne domyślacie się, że omawiany przypadek to wierzchołek góry lodowej – i to pływającej w morzu pełnym min i rekinów.
Komisja Europejska – ostatni dzwonek, żeby się liczyć
Nawet amerykańscy ekonomiści są zgodni, że wielki biznes przez ostatnie dekady ogrywał Unię Europejską, jak chciał. W Europie wymyślono WWW i telefonię komórkową, tymczasem, wymieńcie, paradoksalnie bez googlowania, firmę ze Starego Kontynentu, która choć walczy o dominację w tych sektorach biznesu. Nokia? Bez żartów. Amerykański sektor hi-tech to potęga, źródło najważniejszych nowoczesnych rozwiązań, miejsce największej koncentracji wiedzy i pieniędzy.
Tymczasem w Chinach, gdzie sklep z aplikacjami Google Play i wyszukiwarka Google są zakazane, rosną światowe potęgi w elektronice użytkowej. To pokazuje, że biznes ani nie potrzebuje demokratycznego prawa, ani za specjalnie o nie nie dba. Skąd zatem chińscy użytkownicy Androida ściągają aplikacje? Z wielu sklepów zazwyczaj obsługiwanych przez producenta smartfonu, przez sieć społecznościową lub wyszukiwarkę. Chiński rynek aplikacji mobilnych zarabia 35 miliardów dolarów rocznie.
Na drugiej podstronie – top 10 chińskich platform z oprogramowaniem dla Androida oraz “pani od podatków”.
Top 10 chińskich sklepów z androidowymi aplikacjami
Miejsce | Nazwa | Udział w rynku |
1 |
Tencent MyApp | 15,12% |
2 | 360 Mobile Assistant | 10,60% |
3 | Oppo Software Store | 9.24% |
4 | Baidu Mobile Assistant | 8.55% |
5 | Huawei App Market | 8.28% |
6 | MIUI App Store | 6.28% |
7 | Vivo App Store | 4.81% |
8 | PP Assistant | 1.98% |
9 | HiMarket | 0.72% |
10 | Anzhi Market | 0.50% |
Oczywiście niewiele osób ze świata Zachodu zamieniłoby się z Chinami, jeśli chodzi o standardy polityczne, natomiast w kwestii PKB już z przyjemnością. Należy mieć nadzieję, że nauczymy się kiedyś zapewniać równowagę między globalnym, wolnym (o ile coś takiego jest) rynkiem, a ochroną lokalnych interesów. W każdym razie nie powinniśmy być zdziwieni, że ktoś reaguje protekcjonizmem na protekcjonizm.
Ta wasza pani od podatków
Na ostatnim szczycie G-7 w Kanadzie prezydent Donald Trump rozmawiał z Jean-Claudem Junckerem, szefem Komisji Europejskiej. Wedle świadków, prezydent USA miał powiedzieć: Ta wasza pani od podatków. Ona nienawidzi USA.
Imię i nazwisko, którego zapomniał Trump to Margrethe Vestager, komisarz do spraw konkurencji w KE. Wsławiła się zmuszeniem Apple’a do zapłacenia w Irlandii 13 miliardów euro zaległych podatków. CEO firmy, Tim Cook, oczywiście nazwał to ostro: politycznym nonsensem (political crap).
Vestager jest wyjątkowo wyczulona na nielegalne praktyki biznesowe. Jej urząd od 2014 roku rozpoczął 900 śledztw dotyczących nieuczciwej konkurencji, działań monopolistycznych i wyprowadzania zysków do rajów podatkowych. Masowe ataki na byłą duńską minister edukacji już ruszyły – w sieci można znaleźć odnoszące się do niej określenia typu technofob czy leśny dziadek. Sama Margrethe Vestager podkreśla swoje przywiązanie do technologii, szczególnie tych nienaruszających prywatności. Lubi zakupy on-line i Twittera.
Android, geopolityka i przyszłość – co dalej?
Sundar Pichai zapowiedział, że Google złoży odwołanie od werdyktu KE. Będziemy zatem teraz świadkami szeregu wniosków, apelacji i negocjacji. Zgadywałbym, że jest możliwy rodzaj kompromisu pomiędzy stronami rodzaj zakładający zmiany w systemie opodatkowania korporacji na terenie Unii Europejskiej. Nie przypadkiem ta sama komisarz, która pilotowała sprawę antymonopolową, zajmuje się też badaniem kwestii wyprowadzania zysków z europejskiego rynków do rajów podatkowych.
Na pewno sugestie, że “Android będzie teraz płatny” nie ziszczą się, to byłby strzał w kolano. Google potrafi monetyzować dane, co zobaczyliśmy choćby przy okazji zmian cennika Google Maps. Firmy z USA nie stać na straty, które niechybnie by nastąpiły, gdyby system był drogi.
Trzeba sobie jasno powiedzieć: działania Komisji Europejskiej, jeśli były wymierzone w ograniczenie dominującej pozycji Google’a, są dramatycznie spóźnione. Już nie wskrzesimy rynku z wieloma producentami mobilnych systemów operacyjnych. Ten fakt umacnia hipotezę, że obserwujemy większą geopolityczną grę. Nie można zapominać o zaostrzającej się wojnie celnej USA z Chinami i Europą. Mówimy o polityce, zatem żadna brzemienna w skutki urzędowa decyzja nie jest od niej wolna. Działania Unii Europejskiej wobec amerykańskich firm mogą już być lub stać się w którymś momencie argumentem przetargowym również w innych uzgodnieniach na najwyższym szczeblu.
Cała sprawa przypomina także, jak szybko zmienia się krajobraz technologii. Android zaczął być systemem na wszystko co mobilne i nie tylko, smartfony to pieśń przeszłości. Z jednej strony trochę szkoda firmy, która dała nam tyle fantastycznych narzędzi. Bez Gmaila, Dysku, Map czy wyszukiwarki trudno wyobrazić sobie dziś codzienne życie. Z drugiej strony – zasady to zasady. W tej kwestii może powinniśmy zaufać KE? Kto inny będzie nas bronił? Biznes też powinien szanować ład prawny, wszyscy powinniśmy stać po jednej stronie. Tylko wtedy nie będzie wojny wszystkich ze wszystkimi.
Ostatnim wnioskiem jest to, że żyjemy w okresie przesilenia. Pomysł że technologia nas sama zbawi, że wystarczy poczekać, a przyszłość zrobi się piękna, okazuje się nieprawdą. Trzeba jeszcze raz postawić mocno tezę i jej bronić: Ziemia i ludzie powinni być w centrum naszej cywilizacji, technologia ma być narzędziem, nie celem. | CHIP