— Ja słyszałem o tym, że Facebook powołuje się na to, że był wykorzystywany w mojej kampanii. No rzeczywiście był wykorzystywany jako po prostu medium społecznościowe, na którym myśmy realizowali wpisy, w sensie sztab. Natomiast nic mi nie wiadomo o współpracy z jakąkolwiek tego typu firmą — wyjaśniał prezydent Duda.
.@RadioZET_NEWS W PKW jest rozliczenie umowy, którą komitet wyborczy Andrzeja Dudy zawarł na tworzenie "automatycznych wpisów" w internecie w czasie kampanii prezydenckiej w 2015 r. To według ekspertów wskazuje na użycie botów, czyli kont fałszywych użytkowników. pic.twitter.com/II7fSzsPMu
— Mariusz Gierszewski (@MariuszGierszew) September 14, 2018
Teraz, za sprawą śledztwa dziennikarzy Gazety Wyborczej i Radia ZET, wyszły na jaw kolejne niepokojące informacje związane z kampanią prezydencką Andrzeja Dudy. Jego sztab wyborczy podpisał umowę z firmą ELCHUPACABRA na stworzenie miesięcznie 1 tysiąca wątków tematycznych, w cenie 20 zł za każdy i zapewnienie im ruchu na poziomie 5 tysięcy “wpisów automatycznych”, licząc 2 zł za każdy wpis. Dokument nie precyzuje jakiego rodzaju miały to być wpisy. Zapytany przez Radio ZET Paweł Szefernaker, który odpowiadał za internetową część kampanii Dudy, twierdzi, że nie pamięta co kryło się za sformułowaniem “automatyczne komentarze”. Za to zapewnia, że automatycznie usuwano jedynie wulgarne wpisy w mediach społecznościowych i że nigdy nie przyzwolono na nieetyczne działania.
Eksperci są jednak zgodni, że chodzi tu o użycie botów. Firma Sotrender zajmująca się analizą ruchu w sieciach społecznościowych twierdzi, że w 2015 roku na każdego tweeta Bronisława Komorowskiego przypadało tylko 47 aktywności. Tymczasem tweety Andrzeja Dudy były komentowane po 1200 razy. Umowa z ELCHUPACABRA spowodowała, że w trakcie zaledwie w 1,5 miesiąca znacząco poprawił się wizerunek przyszłego prezydenta w mediach społecznościowych. W trakcie jej obowiązywania zyskał on bowiem 15 punktów procentowych w sondażach w stosunku do swojego kontrkandydata.
Takie sytuacje się już powtórzyły i będą się powtarzać. Co prawda korzystanie z tego typu narzędzi nie jest prawnie zabronione, jednak wszystko zależy od tego w jaki sposób sztaby z nich korzystają. To nie tylko kwestia etyki i determinacji, ale także prowadzenia agitacji podczas ciszy wyborczej i rozpowszechniania ewentualnych nieprawdziwych informacji. Stosunkowo niedużym kosztem można pozyskać armię trolli, która będzie manipulowała opinią publiczną. Z przerażeniem oglądamy “House of Cards”, mając nadzieję, że to tylko fikcja. Tymczasem okazuje się, że na naszym własnym podwórku sztaby wyborcze zatrudniają firmy komentujące w internecie. | CHIP