Jeśli jesteście fanami konsoli PlayStation od początków jej istnienia, to z pewnością pamiętacie również złote czasy kolorowych gier platformowych, które świeżo przeniesione do środowiska 3D bawiły jak żaden inny gatunek. Każdy deweloper miał wtedy w swoim portfolio przynajmniej jedną taką grę, a sympatyczni bohaterowie szybko stawali się ulubieńcami i maskotkami wszystkich graczy. Crash Bandicoot, Spyro, Gex, Sly, Ratchet i Clank kochani byli nie tylko przez najmłodszych, ale zbierali przed telewizorem i bawili całe rodziny.
Niestety, wraz z popularnością gier sieciowych, MOBA i sandboxów klasyczne gry platformowe odchodzą powoli do lamusa. Na szczęście jednak co pewien czas twórcy przypominają sobie prawdziwą zabawę jaka płynie z tego gatunku gier i powstają wtedy niezapomniane dzieła jak na przykład seria “Little Big Planet”. Marka Playstation nigdy nie bała się również eksperymentować z nowymi technologiami, które mogłyby tę frajdę pogłębić. Pady analogowe sixaxis wykrywające ruch, mikrofony do “Sing Stara”, kontrolery ruchowe… Teraz PlayStation mocno atakuje rynek rzeczywistości wirtualnej swoim zestawem PlaystationVR. Na przekór sceptykom i malkontentom, dzięki najniższej cenie zestawu konsola + headset, PSVR posiada już ponad 50% rynku VR i jest bardzo mocno wspierany przez samo Sony, jak i deweloperów. W bibliotece PSVR znajduje się ponad 200 gier i aplikacji, z czego połowa to konwersje z pecetowych platform VR, a druga połowa to ekskluzywne produkcje powstałe wyłącznie dla użytkowników PS VR.
Sama forma grania w rzeczywistości wirtualnej dopiero raczkuje, a twórcy i deweloperzy wciąż eksperymentują z gatunkami gier, jakie można do tej technologii wprowadzić. VR ma spore ograniczenia wynikające przede wszystkim z małej odporności organizmu gracza na chorobę lokomocyjną i oczywiście wciąż zbyt małej mocy obliczeniowej obecnego sprzętu. Okazało się więc, że na platformie VR najlepiej sprawdzają się gry proste i krótkie, stawiające przede wszystkim na szybkie i intensywne doznania oraz immersję – wrażenia bycia wewnątrz gry. Jest to prawdziwy renesans i szansa dla klasycznych gier arcade.
Zazwyczaj są to tytuły wykorzystujące kontrolery ruchowe, gdzie stojąc w miejscu strzelamy do celów, rozwiązujemy łamigłówki, używamy różnych przedmiotów i obserwujemy dziejące się wokół nas wydarzenia. Są też produkcje eksploracyjne, gdzie mając na uwadze niebezpieczeństwo zawrotów głowy, poruszamy się powoli lub korzystając z „teleportacji” zwiedzamy ciekawe lokacje. Wszelkie gry symulacyjne, gdzie gracz porusza się szybko i we wszystkich kierunkach nie są niestety dla każdego. Zdarzają się oczywiście wyjątki, a wszystko zależy od umiejętności i wiedzy producenta, jakie elementy i gdzie wykorzystać oraz jak je ze sobą połączyć. Cały ten długi wstęp miał konkretny cel, aby należycie przedstawić najnowszą produkcję na Playstation VR – “Astro Bot Rescue Mission” – i łatwiej wyjaśnić, dlaczego jest tak dobra, tak ładna i dlaczego tak dobrze się przy niej bawiłem.
Astro Boty to sympatyczne małe robociki, które towarzyszą konsoli Playstation4 od samej premiery. Są częścią darmowej aplikacji “The Playroom” obecnej w systemie sprzętu i służącej do zapoznania się funkcjami i możliwościami kontrolera i kamery. Zna je każdy użytkownik tej konsoli. Poprzez kilka zabawnych i krótkich mini gierek, nawet dziecko nauczy się jak poprawnie obsługiwać konsolę. Dokładnie taką samą rolę spełnia aplikacja “The Playroom VR”, gdzie małe Astro Boty pokazują czego można spodziewać się używając headsetu Playstation VR. Nikt nie zna danego sprzętu lepiej niż jego twórcy, nic dziwnego więc, że zabawy małych robotów wyglądały i nadal wyglądają lepiej niż nie jedna duża produkcja VR. Zachęceni sukcesem i bardzo dobrą jakością swojej pracy, twórcy “The Playroom” postanowili stworzyć dużą grę platformową z robcikami w roli głównej, wykorzystując przy tym całą swoją wiedzę i doświadczenie oraz wszystkie możliwości zestawu VR.
“Astro Bot Rescue Mission” to esencja gier platformowych, wykorzystująca wszystkie najważniejsze elementy gatunku, sprytnie łącząc je w środowisku rzeczywistości wirtualnej. Kosmiczny statek wypełniony wesołymi robotami zostaje zaatakowany przez wrednego, zielonego obcego. Oprych okrada naszych podopiecznych, statek rozbija na pięć części, a bezbronne roboty rozrzuca na pobliskich planetach. Uciec udaje się tylko małemu kapitanowi z niebieską pelerynką, który mimo, że zwinny i dzielny, będzie potrzebował naszej pomocy. To oczywiście tylko pretekst do zwiedzenia wielu zróżnicowanych, ciekawych i pięknych lokacji, zebrania wszystkich części i uratowania ocalałych.
Już przed rozpoczęciem pisania tego tekstu spotkałem się w sieci z kwestionowaniem sensu gry platformowej w VR. „Dlaczego niezbędny jest headset i czy nie jest to zwykła gra, która mogłaby być wyświetlana na płaskim ekranie?” „Przecież to zwykła platformówka”. Nic bardziej mylnego. Dzięki technologii VR, gracz znajduje się w samym środku planszy, pełnej poziomów, ramp, odskoczni i zapadni. Naszego bohatera prowadzimy klasycznie, za pomocą pada, jednak musimy być gotowi na to, że będzie on biegał i skakał wokół nas, pod i nad nami. Projekt poziomów zmusza nas abyśmy cały czas byli w ruchu, uważnie obserwowali otoczenie i wykorzystywali wszystkie możliwości zestawu VR, aby doprowadzić podopiecznego do celu.
Poza tym nie tylko sterujemy małym robocikiem, ale również sami, fizycznie uczestniczymy w grze. Kontroler, który cały czas trzymamy w rękach, jest również widoczny w grze jako wielofunkcyjne narzędzie do interakcji z otoczeniem. W określonych momentach może zmienić się w wyrzutnię haka z linką, dzięki której otwieramy elementy otoczenia lub umożliwiamy Astro Botowi bezpieczne przejście nad przepaścią. Jeśli jesteśmy wysocy, możemy nawet podrzucić na niej robota na wyższą platformę. W innym przypadku pad zmienia się w sikawkę z wodą, miotacz metalowych gwiazdek lub karabin na kulki. Wszystkie te formy kontrolera spełniają konkretną funkcję w rozgrywce i pomagają w rozwiązywaniu ciekawych łamigłówek.
Nawet sam headset, założony na głowę jest wykorzystywany do rozbijania ścian lub „główkowania” piłki. Najbardziej zaskoczyło mnie użycie mikrofonu wbudowanego w sprzęt, dzięki któremu mogłem „zdmuchnąć” płatki dmuchawca. Ilość i różnorodność pomysłów zawartych w grze sprawiały, że bezwiednie cały czas się do siebie uśmiechałem lub rechotałem głośno zaskoczony pomysłowością twórców.
Obecna generacja PSVR cierpi na obniżoną, w stosunku do obecnych standardów, jakość grafiki. Niższa rozdzielczość, mniejsza szczegółowość obiektów, rozmyte i poszarpane tekstury… Mogę śmiało stwierdzić, że żadna z tych wad nie dotyczy Astro Bota. Gra wygląda pięknie! Jej twórcy doskonale wiedzą jak ominąć lub zakryć ograniczenia techniczne. Grafika jest jasna i przejrzysta. Stylistyka animacji dla najmłodszych pozwala na pominięcie połowy niepotrzebnych tekstur dając pole do popisu efektom świetlnym i strukturze powierzchni. Poziomy nie są wielkie, ale jest ich dużo i są podzielone na mniejsze etapy. Obiektów na ekranie jest mniej, ale ich różnorodność i jakość wykonania idealnie pasuje do otoczenia. Stylistycznie projekty poziomów to również esencja klasycznych „platformówek”. Mamy tu wszystko. Góry, jaskinie, kopalnie, plac budowy, las bambusowy, wielkie drzewa, chmury, a nawet etapy podwodne… (woda w grze i jej fizyka zrobiona jest tak dobrze, że aż nie chce się z niej wychodzić). Różnorodność i wykonanie wszystkich miejsc w grze nieustanie zaskakuje i zachwyca. Screeny złapane przeze mnie bezpośrednio z systemu konsoli są tylko fragmentem pola widzenia i nie są wstanie przekazać pełnego wrażenia jakiego doświadczamy, ale już w porównaniu z ekranami z innych produkcji VR widać zasadniczą różnicę.
Łącznie w grze zwiedzimy pięć planet podzielonych na pięć mniejszych etapów i pokonamy sześć świetnie wykonanych bossów. Zajmuje to około pięciu godzin. Trochę więcej, gdy spróbujemy odszukać wszystkie zaginione boty, do czego gra zachęca i nagradza. Drugie tyle czasu spędzimy na wykonaniu wszystkich ciekawych i wymagających wyzwań, które mogą posłużyć do rywalizacji z innymi członkami rodziny. Możemy również zwiedzić wnętrze statku Astro Botów, gdzie odblokujemy dodatkowe atrakcje.
Produkcja również technicznie jest bardzo dopracowana. Podczas zabawy ani razu nie rozkalibrował się kontroler, nie rozjechały tekstury i nigdy nie wypadłem poza plan, co dosyć często zdarza się w grach VR. Nie doświadczyłem również żadnego dyskomfortu z zachowaniem równowagi ani innych dolegliwości i bawiłem się świetnie nie zdejmując gogli przez kilka godzin. Gra jest jedną z najlepszych produkcji na PSVR i na pewno najlepszą grą familijną na ten sprzęt. Obok “Firewall”, “Farpoint”, “The Persistence” i “Moss”, to absolutny argument do zakupienia zestawu PSVR. Jeśli czujesz sentyment do klasycznych gier platformowych, lubisz być zaskakiwany pomysłowością twórców i masz otwartą głowę na doświadczenia VR, to gra spodoba ci się na pewno. To “Little Big Planet” nowej generacji, ukazujące w pełni możliwości nowej technologii i wyznaczające cel dla innych producentów tworzących gry VR.