Nic dziwnego, że początek lat 80 zaowocował wyżem demograficznym. A przecież to było niespełna 40 lat temu. Nie dwa wieki temu. Nie w poprzednim tysiącleciu. Wystarczyło 40 lat byśmy przyzwyczaili się, że jak psu buda należą się nam prąd, internet, telefon w kieszeni, bankowość elektroniczna, uprzejma obsługa w sklepie, półki uginające się od dóbr wszelakich. Wyjazdy na narty i popołudniowe rodzinne wypady na basen. Kąpiel w wannie pełnej wody. Oglądanie serialu na Netflixie.
Taka norma. Ogólno(prawie)światowa. Jest dobrze, a przecież będzie jeszcze lepiej. Przed nami rozwój sztucznej inteligencji, która oczywiście będzie miła i słodka jak Jane z „Mówcy umarłych” Orsona Scotta Carda, elektryczne samochody, coraz szybsze smartfony i lżejsze laptopy. Domy staną się bardziej smart niż co poniektórzy ich mieszkańcy, a my pozostaniemy wiecznie zdrowi i wiecznie młodzi. Dzięki postępowi w medycynie rzecz jasna.
A co, jeśli tak nie będzie?
Wyobraźcie sobie nasz świat, ten cudowny, wygodny europejski świat, w którym nagle zabrakło prądu. I nie przez najbliższych kilkanaście minut w ramach „planowej awarii”, tylko przez dzień, dwa, tydzień. Bo oto nadeszła susza. Wyczekiwany przez wszystkich początek wakacji po bezśnieżnej zimie i pięknej pogodnej wiośnie nagle przestaje cieszyć.
Jak będziecie funkcjonowali bez prądu? Jak, szanowni mieszkańcy małych domków, będziecie czerpali wodę, o ile będzie, z waszych przydomowych studni, skoro hydrofor zasilany jest prądem? A wy, właściciele galerii handlowych, skąd weźmiecie prąd, by zasilić te gigantyczne, marnotrawiące energię budynki? No cóż, lody się rozpuszczą. Podobnie jak klienci w nieklimatyzowanym dusznym wnętrzu.
W jaki sposób wejdziecie na swoje 40 piętro, mieszkańcy najwyższego wieżowca w Polsce? To dopiero będzie prawdziwy fitness, a nie jakieś tam podrygi na YT. Skąd weźmiecie internet, gdy ledwo dyszeć będą serwery w skwarze nieklimatyzowanych pomieszczeń? Długo nie pociągną. Drodzy właściciele nielicznych jeszcze elektrycznych samochodów – pozostanie wam komunikacja miejska.
Wiesz, tak między nami to
Jestem człowiekiem zaniepokojonym
By rzec: rozczarowanym
Bo miałem ambicję stworzyć taką rezolutną rasę
A wyście to tak po ludzku
Po ludzku spartolili.
Wyobrażacie sobie? Niemożność naładowania komórki, laptop jedzie na oparach, ale co po nim, skoro nie ma internetu. Nie ma Google’a, ani FB. Krajowa energia z trudem radzi sobie z zasilaniem szpitali, pociągów, komunikacji miejskiej, urzędów. Nie działają windy, nie działają schody ruchome, automatyczne drzwi, lodówki, mikrofalówki, blendery i pralki, maszyny do robienia lodów i waty cukrowej, automatyczne bramki w metrze i drzwi do sklepów, kserokopiarki, drukarki i niszczarki, magnetyczne zamki, domofony, pompy do wody, ekspresy do kawy, oczyszczalnie ścieków, zakłady optyczne i gabinety dentystyczne. Nie ma radia, nie ma telewizji, nie ma nic. Rozejrzyjcie się uważnie i policzcie, jak wiele rzeczy, których używacie każdego dnia, potrzebuje energii elektrycznej. I spróbujcie wyobrazić sobie, że w całym kraju przez tydzień nie ma prądu. Ani trochę. Są za to ludzie, którzy uciekli z zalanych terenów na Pacyfiku albo z pustynniejącej Afryki. Gdy o tym myślę, czuję jak włosy mi się jeżą na karku.
Zatem, utonie wszystko
Drogi, mosty kołowe
Urzędy skarbowe
Gospodarstwa domowe
Powiadam: wszystko.Obydwa cytaty: Lao Che, fragment “Hydropiekłowstąpienia” z płyty “Gospel”.
Sceny z „Walki o ogień”, to będzie nic w porównaniu z tym, gdy przyjdzie do walki o energię. W konsekwencji także o wodę (przecież nie czerpie się jej wiaderkiem z rzeki) i o jedzenie (do jego produkcji też jest potrzebny prąd).
“Hydropiekłowstąpienie” z Przystanku Woodstock w 2010 roku (wideo KręciołaTV)
Gdybyście chcieli jednak wypomnieć mi, że owych 40 lat temu prądu czasem nie było i jakoś żyliśmy, bez wahania zgodzę się z wami. Jakoś żyliśmy. Jednak wtedy prądu nie było z zupełnie innych powodów niż obecnie. I jednak częściej był. Zimy przychodziły śnieżne i ostre, a lata upalne. Huragan jeden na dekadę, wspominany przez kolejne lata. Raptem 40 lat wystarczyło, byśmy nie musieli jeździć na wczasy do Bułgarii.
Teraz kolejny raz utwierdźcie się w przekonaniu…
…że globalne ocieplenie to spisek i mit. I cieszcie się z jesieni w grudniu i gorącego lata nastającego z końcem kwietnia. A huragany i ulewne deszcze uznajcie za niegroźny wybryk natury. Taki naturalny żarcik.
Przy okazji – polecam lekturę „Ciemności kryją ziemię” Jerzego Andrzejewskiego. Tytuł adekwatny, choć fabuła zupełnie nie na temat. Książka jednak świetna i w dalszym ciągu można ją kupić w internetowych księgarniach. Póki jeszcze działają. | CHIP