Asystent w metrze
Choć zajmuję się m.in. motoryzacją, bardzo często korzystam też z warszawskiej komunikacji miejskiej. Wierzcie mi, jazda samochodem, nawet w pełni autonomicznym (gdy w końcu takich się doczekamy) przez naszą stolicę w godzinach szczytu będzie absolutną stratą czasu. Znacznie szybciej dotrzecie do różnych miejsc Warszawy, korzystając z tramwajów, a szczególnie z metra. Właśnie w metrze jakiś czas temu przysiadła obok mnie starsza kobieta. Wagon ruszył, ja już miałem zatopić się w lekturze e-booka, gdy zobaczyłem, jak kobieta (na oko miała około 60 – 70 lat) wyciąga z torebki smartfon. Nic nadzwyczajnego, wszak mnóstwo ludzi, również starszych, używa smartfonów. Ale pani przytrzymała chwilę dłużej przycisk home, na ekranie pojawiło się wywołanie interfejsu głosowego, po czym, na tyle cicho, by nie niepokoić innych pasażerów, ale też na tyle głośno, by przebić się przez szum toczącego się składu, wypowiedziała nazwę jednej z popularnych usług nawigacyjno-transportowych online. Smartfon posłusznie wykonał rozkaz. Odwróciłem wzrok i zrozumiałem.
Mowa ma w naszej kulturze miejsce szczególne, stanowi podstawowy sposób komunikacji tych białkowych tworów, którymi jesteśmy. Jest starsza dziesiątki, a może setki tysięcy lat (paleontolodzy i badacze ewolucji do dziś nie mają spójnego zdania na ten temat) od pisma. A klawiatura i mysz? Ekran dotykowy? Toż to zaledwie pyłek w czasoprzestrzeni dziejów ludzkiego gatunku. Doprowadziliśmy rozwój technologiczny do takiego stanu, w którym możliwe jest wydawanie poleceń, dziś już, dzięki Asystentowi Google, również prowadzenie dialogu z maszyną. Dla nas, ludzi, to przecież powrót do komunikacyjnej macierzy.
Wracamy do rozmowy
Dlaczego o tym w ogóle wspominam? Bo uważam, że toczenie rozmów z inteligentnymi maszynami znacznie ułatwi korzystanie z otaczającego nas, usieciowionego, technologicznego sztafażu rzeczywistości. Miałem tego widomy przykład. Krótki rzut oka na ekran wystarczy, by z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że starsza pani nie miała żadnych aplikacji poza domyślnymi. Ba, prawdopodobnie nawet nie musiała wiedzieć czym jest aplikacja. To pojęcie, nieco abstrakcyjne dla ludzi starszego pokolenia, traci rację bytu w momencie, gdy, dzięki technologii, do łask wraca najbardziej naturalny sposób porozumiewania się.
https://youtu.be/yxxRAHVtafI
Oczywiście polskojęzycznemu Asystentowi Google daleko jeszcze do wyimaginowanego, idealnego cyfrowego asystenta czuwającego dzień i noc, by spełnić każde życzenie swego biologicznego suwerena. Polski Asystent, choć potrafi już trochę rozmawiać, opowiadać wiersze, dowcipy (straszne suchary swoją drogą), a nawet śpiewać, to wciąż nadaje się głównie do podstawowych zadań, takich jak przeszukiwanie sieci, kontaktów, wysyłanie i czytanie wiadomości i maili, konwersja jednostek, przeliczanie walut itp. Wciąż nie umie wielu rzeczy, które z powodzeniem obsługują jego wersje z krajów anglosaskich. Niemniej właśnie przykład z tych państw pokazuje, że dalszy rozwój jest jak najbardziej możliwy – drzwi do bardziej naturalnej interakcji z maszynami, pozwalające uniknąć cyfrowego wykluczenia jakiejkolwiek grupy społecznej, zostały otwarte. OK, Google. Naprawdę OK. | CHIP