Po świetlnej nitce do kłębka
Zacznijmy od jednej, za to bardzo ważnej rzeczy: ray tracing, chociaż może wydawać się kolejnym “wodotryskiem” (jak np. niegdyś HairWorks) z pewnością nim nie jest. Nowy sposób generowania refleksów świetlnych właściwie można nazwać przełomem. Dlaczego? Przede wszystkim to inny sposób generowania efektu – bardziej podobny do tego, jak odbicia powstają w rzeczywistości. Tu także całość obrazu odbicia trafia do nas (tj. do obserwatora) niejako po “nitce” promieni.
Różnica jest tylko taka, że w przypadku ray tracingu mamy odwrócony kierunek (czy raczej, trzymając się terminologii fizycznej: zwrot). To obserwator patrząc w stronę obiektu określa, co znajduje się w jego polu widzenia, i które promienie wirtualnego światła trafią do niego. Jest to podyktowane oczywiście tym by nie generować zbędnych obliczeń dla promieni, które obserwatora ominą. Innymi słowy: dzięki ray tracingowi widzimy odbicia światła, które dotąd były realizowane za pomocą niezbyt realistycznej rasteryzacji.
Tylko jedna gra… obecnie
Gier z obsługą nowej technologii jest niewiele. Właściwie to na tę chwilę – dwie, jeśli wliczymy do tego fanowski mod do antycznego już “Quake 2”. Oczywiście jedynym tytułem AAA, który obsługuje ray tracing pozostaje “Battlefield V”. Osobiście jestem fanem serii. Grałem w każdą część, jaka wyszła na PC. Stąd jestem dość krytyczny wobec najnowszej odsłony shootera studia DICE. Jednocześnie muszę przyznać, że szwedzkie studio przyjęło świetny model rozwoju tego tytułu. Bez premium pass, bez DLC. Kupiłeś grę – grasz i zawsze masz najnowszy content. Jednocześnie DICE chyba koniecznie chciało wypuścić “Battlefield V” przed świętami 2018 roku. Tak się stało (gra wyszła w listopadzie), ale najpierw musieliśmy czekać na dodanie ray tracingu, a potem okazało się, że wydajność z uruchomionym RT nie jest najwyższa. Wielu użytkowników, ale i recenzentów, wyraziło jasno w sieci swoją opinię, że nie tego oczekiwali. Rzecz w tym, że to nie była wina kart graficznych. Teraz, po kilku miesiącach, aktualizacjach i nowych sterownikach można powiedzieć, że jest dobrze. Tak, jak powinno być od początku. Co więcej, “Battlefield V” stale dostaje nowe elementy, nową broń, mapy i pojazdy. Gra się rozrasta i czeka ją raczej świetlana przyszłość. A jaka jest przyszłość ray tracingu?
Jeśli spojrzymy na koncepcję tego, jak funkcjonuje nowa technologia NVIDII, to nietrudno zauważyć, że to bardzo naturalny i logiczny sposób realizacji efektów świetlnych. Ponieważ ostatnio także konkurencja NVIDII zapowiedziała obsługę w przyszłości tego rozwiązania, to raczej nie powinniśmy spodziewać się, że studia tworzące gry zapomną o tej technologii. Wręcz przeciwnie. Prawdopodobnie stanie się tak, jak z wieloma technologiami, które, niegdyś wzbudzające kontrowersje, wtopiły się w świat gier i grafiki 3D. Najlepszy przykład to PhysX. Pierwotnie też wydawał się nieco egzotycznym rozwiązaniem. Dziś nawet nie zastanawiamy się nad tym, czy ta technologia jest używana w grze. Ona po prostu robi swoje. Przyznajcie sami, kto pamięta o tym, że np. “Wiedźmin 3” korzysta właśnie z NVIDIA PhysX? Jestem zdania, że za kilka lat podobnie będzie z ray tracingiem. Przestaniemy zwracać na niego uwagę, bo będzie czymś oczywistym. Poza tym, gdy tylko gry, które wspierają ray tracing zaczną obsługiwać inną z technologii NVIDII, czyli DLSS, różnica w wydajności uzyskiwanej w tym samym tytule nawet po uruchomieniu ray-tracingu nie powinna spadać. Przekonamy się zresztą o tym całkiem niedługo, bo “Battlefield V” dostanie stosowną łatkę prawdopodobnie jeszcze w lutym.
Tylko czy to się opłaca?
Argument że ray tracing to niepotrzebny “bajer”, można wsadzić na półkę między opowieści o Yeti i historie o wróżce-zębuszce. Na tę chwilę może nie być argumentem dostatecznie wyrazistym, by przekonać kogokolwiek do wyboru właściwej karty graficznej. Zupełnie inaczej może być już choćby za pół roku. Pod koniec 2019 roku, kiedy wszyscy producenci gier ostatecznie wypuszczą tytuły, którymi najpierw będą nas kusić na E3 i Gamescomie, sytuacja będzie zupełnie inna niż teraz. Ray tracing z pewnością znajdzie się w wielu z nich. Ale czy karty go obsługujące są przy tym już teraz opłacalnym zakupem? Wiem, że internet kocha proste odpowiedzi, ale tu, wybaczcie, takiej nie będzie. Zamiast tego dostaniecie inną: to zależy.
Przede wszystkim od typu użytkownika. Nowymi kartami GeForce RTX będą zainteresowani gracze, których w branży często określa się mianem “entuzjastów”. Gdy nie liczą się kompromisy, w każdej nowej grze musisz mieć topową wydajność i najlepsze efekty graficzne, to taki GeForce RTX 2080 Ti lub RTX 2080 jest idealnym wyborem. Prawda, nie jest tani – ale sportowe auta też nie są. Porównanie nie jest przypadkowe – karty najwyższego segmentu mają bowiem rewelacyjne osiągi. Najlepszy przykład – granie w 4K. O ile sam nie jestem fanem grania w najwyższych rozdzielczościach (wychodzi nabyta, poznańska oszczędność) to jestem w stanie zrozumieć tych graczy, którzy chcą płynnej rozgrywki w 4K. Do niedawna, by grać w najwyższych ustawieniach obrazu, z pełną płynnością i w 4K konieczne były dwie karty w SLI. Teraz wystarczy jedna. Mocna i z pewnością nie tania, ale jedna.
Drugi rodzaj użytkownika, który powinien docenić nowe karty GeForce RTX to tzw. zwykły użytkownik. To znaczy jaki? Wystarczy spojrzeć w statystyki Steam z grudnia (styczniowe nie są jeszcze dostępne w trakcie gdy piszę ten tekst, bo cóż, styczeń jeszcze trwa). Króluje tam niepodzielnie GeForce GTX 1060, który w Full HD radzi sobie nadal znakomicie. Jego posiadacze raczej karty nie zmienią jeszcze przez kilka miesięcy. Jednak kolejne dwa miejsca okupują już GeForce’y GTX 1050 Ti oraz GTX 1050, a miejsca piąte, szóste i siódme zajmują, odpowiednio: GeForce GTX 960, GTX 970 oraz GTX 750 Ti. Posiadacze tych kart jeśli już teraz nie rozglądają się za nową grafiką, to wkrótce to zrobią. Dwa pierwsze GPU, będące częścią niemłodej już, ale wciąż niezłej generacji Pascal, są w stanie radzić sobie z nowymi grami, ale w ustawieniach dalekich od maksymalnych. Kolejne trzy karty, a w szczególności GTX 750 Ti, to już element historii sprzętu gamingowego. Czy tym użytkownikom, którzy posiadają starsze lub nieco słabsze karty będzie opłacało się kupować nawet świetnego GeForce’a GTX 1080, podczas gdy taniej otrzymają model nowocześniejszy, mniej prądożerny, posiadający obsługę ray tracingu i DLSS – nowego GeForce’a RTX 2060? Raczej nie.
Rynek kart graficznych wygrywa się segmentem średnim, a GeForce RTX 2060 to właśnie game-changer dla tego segmentu. Karta kosztuje stosunkowo niewiele, a w świetle tego co oferuje jest po prostu znakomita. Wydajność na poziomie GeForce’a GTX 1070 Ti (nieraz nawet nieco wyższa), taniej, do tego bardziej energooszczędnie i z ray-tracingiem? Jeżeli komuś mało, to dodatkowym argumentem może być promocja, którą objęte są wszystkie RTX’y. Kupując GeForce’a RTX 2060 lub RTX 2070 za darmo otrzymujemy jedną z dwóch gier: “Battlefield V” (którego szczerze polecam, bo chociaż póki co nie jest to najlepsza część serii, to jest to nadal znakomity fps) lub “Anthem”. Te gry, które i tak wielu graczy chętnie kupi, tanie nie są. Futurystyczny “Anthem” to wydatek 249,90 zł, podczas gdy “Battlefield V” (wraz z jego świetnym modelem rozwoju gry), ma tę samą cenę regularną w EA Origin (acz aktualnie jest przeceniona na 124,95 zł, co samo z siebie jest świetną okazją). Jeśli ktoś postanowi zaszaleć i kupić GeForce RTX 2080 Ti lub RTX 2080, w prezencie otrzyma obie wymienione gry!
Reasumując: dla miłośników grania wyczynowego wyższe modele nowej serii kart będą znakomitym wyborem. Dla większości graczy to właśnie GeForce RTX 2060 powinien stać się tym, czym był GTX 1060 – grafiką numer jeden w konkursie popularności. Zwłaszcza że karta ta jest naprawdę atrakcyjnie wyceniona. | CHIP