1. Użyj korekcji ekspozycji
Uwaga, poniższy akapit to wyjaśnienie dla ambitnych, którzy chcą zrozumieć, dlaczego coś działa tak, a nie inaczej. Jeśli wolisz drogę na skróty, to prosta porada w tym punkcie brzmi: użyj korekcji ekspozycji na poziomie ok. +1 EV. To wystarczy, można przejść do następnego punktu.
Jeśli jednak chcesz zrozumieć, dlaczego zdjęcia zimą wydają się szare i trochę takie ogólnie beznadziejne, to wyjaśnieniem jest sposób działania światłomierza. Wprawdzie współczesne aparaty cyfrowe i smartfony nie mają zwykle oddzielnego modułu badającego naświetlenie kadru (za wyjątkiem lustrzanek), a jego rolę pełni po prostu matryca rejestrująca obraz, to nie zmienia to jednak faktu, że taki zintegrowany, „cyfrowy światłomierz” działa w trybach automatyki ekspozycji na tej samej zasadzie, co kilkadziesiąt lat temu. Stara się tak ustawić wszystkie parametry ekspozycji, by średnia jasność zdjęcia wypadała gdzieś w okolicach 18-procentowej szarości. Mówiąc bardziej obrazowo: gdybyśmy wzięli do ręki jakiś ogromny mikser i wrzucili do niego cały widziany przez nas świat, to światłomierz będzie dążył do tego, by jasność tej zmiksowanej na gładko pulpy wynosiła właśnie około 18 procent.
Istnieją co najmniej dwie teorie wyjaśniające, dlaczego wszyscy umówili się właśnie akurat na te 18 procent (choć warto wiedzieć, że dokładny poziom różni się w zależności od producenta, a nawet modelu aparatu czy smartfonu), ale to mało istotne. Ważne jest coś innego – to założenie rzeczywiście działa, rzeczywiście się sprawdza. Z jednym wyjątkiem: nie zimą.
Zima nie jest szara, zima jest wyjątkowo jasną porą roku (powiedzcie to tym, którzy cierpią na depresję świetlną…). Jeśli zastanawialibyście się, w jakim okresie najwięcej ludzi ma problemy ze wzrokiem z powodu przeforsowania, przemęczenia oczu zbyt jasnym światłem (tzw. kurza ślepota), to zgadza się, mówimy właśnie o zimie. I o śniegu.
Jeśli w kadrze jest śnieg i jest go dużo, średnia jasność takiego kadru jest dużo wyższa niż 18 procent (to samo dotyczy fotografowania latem na plaży). Algorytmy odpowiadające za pomiar naświetlenia w smartfonach czy aparatach cyfrowych zwyczajnie głupieją i próbują mimo wszystko sprowadzić średnią jasność do „zwykłej średniej”. W rezultacie mocno przyciemniają cały kadr. W rezultacie to, co rejestrujemy na zdjęciach, wygląda bardziej szaro, niż biało, bardziej ponuro i beznadziejnie.
Jak temu zaradzić? Rzeczywiście, najlepszym sposobem będzie użycie korekcji ekspozycji, w tym przypadku zdecydowanie „na plus” – ok. 1-1,5 EV. Warto wiedzieć, że wiele zaawansowanych smartfonów również oferuje tę opcję, a na dodatek obsługuje się ją wyjątkowo wygodnie. W przypadku modelu Honor View 20 wystarczy dotknąć ekranu, a następnie stanąć na „słoneczku” i pociągnąć je nieco ku górze.
Śnieg znowu stał się biały! Niebo znowu stało się niebieskie i czyste. Hurra! Taki efekt można uzyskać także w innych zaawansowanych smartfonach.
2. HDR? Zapomnij…
HDR, czyli zdjęcia o rozszerzonym zakresie tonalnym (High Dynamic Range), to wspaniała sprawa. W smartfonach działa zwykle naprawdę skutecznie – zdjęcia nabierają dodatkowego wyrazu i widać na nich więcej szczegółów, zwłaszcza w najjaśniejszych i najciemniejszych fragmentach kadru. I to nawet w przypadku „pseudo HDR”, z jakim mamy najczęściej do czynienia, bazującym na zaledwie jednym zdjęciu.
Ale uwaga – HDR traktuje każdy obszar kadru zbliżony do bieli, jako swego rodzaju wyzwanie, obszar do wzmożonego działania. Właśnie w takich obszarach algorytmy zwiększające rozpiętość tonalną starają się dodatkowo wydobyć jak najwięcej szczegółów, jak najwięcej detali. Starają się i… przyciemniają ten fragment kadru. Generalnie spłaszczają też tzw. krzywą tonalną, na czym traci kontrast całego zdjęcia. Zazwyczaj efekt takich działań można ocenić jako co najmniej dobry, ale nie zimą. Bo zima jest baaardzo kontrastowa (niemalże idealnie biały śnieg, czarne pnie drzew itd.) i właśnie taka zima wygląda na zdjęciach wspaniale. Spłaszczenie krzywej tonalnej i przyciemnianie śniegu nie wychodzi zatem naszym fotografiom na zdrowie. A zatem HDR – tak. Ale nie zimą.
3. Włącz zapis zdjęć w formacie RAW
Współczesne zaawansowane smartfony, takie jak Honor View 20, oferują zapis zdjęć w formacie. Włączanie tej funkcji jest bardzo proste – musimy wejść w tryb bardziej zaawansowany tryb fotografowania o dumnej nazwie „PRO”, następnie w ustawieniach rozdzielczości włączyć zapis w formacie RAW.
I tu pora na dwie wiadomości – dobrą i jeszcze lepszą. Po pierwsze, włączając zapis w RAW-ach nie likwidujemy równocześnie opcji zapisu „zwyczajnych” i zwykle znacznie wygodniejszych w użyciu plików JPEG – finalnie dostaniemy to samo zdjęcie zapisane w dwóch formatach. Po drugie, jeśli smartfon umożliwia zapis w RAW-ach, to korzysta przy tym z plików typu DNG, które w prosty sposób otworzymy w każdym, nawet bezpłatnym czy nieco przestarzałym programie do obróbki „surowych” zdjęć. Nie zajdzie zatem sytuacja, w której wykonaliśmy super zdjęcia najnowszym zaawansowanym aparatem, zapisaliśmy je w RAW-ach i… żaden popularny program do obróbki tego typu plików ich nie otwiera. Trzeba czekać, nieraz dość długo, na aktualizację.
Dlaczego w ogóle warto korzystać z RAW-ów zwłaszcza zimą? Tu znowu szczypta teorii – format JPEG oferuje 8-bitowy zapis poziomu jasności każdego punktu, więc łatwo obliczyć, że na pełne spektrum od bieli do czerni ma do dyspozycji 128 poziomów jasności. Z tego na najjaśniejsze miejsca w kadrze przypada tych poziomów kilka, może kilkanaście – niezbyt wiele, by zapisać wystarczająco dużo informacji na temat subtelnych różnic odcieni śniegu czy jasnych chmur. W rezultacie zimą na zdjęciach JPEG w tak zwanych „światłach” często rejestrujemy białe, wypalone plamy czystej bieli tam, gdzie na zdjęciu powinno być jednak widać śnieg i wiele ważnych, choć rzeczywiście bardzo jasnych szczegółów.
Format RAW w najprostszej postaci (12-bitowy) oferuje już 4096 poziomów jasności – dużo, dużo więcej możliwości zapisu subtelnych różnic w jasności zbliżonych do bieli miejsc w kadrze.
I w praktyce to naprawdę działa, dlatego właśnie zimą szczególnie warto korzystać z tego dodatkowego formatu, choć jego obróbka jest nieco bardziej czasochłonna. Warto. Nawet pomimo tego, że JPEG o rozdzielczości 48 mln pikseli ma objętość ok. 15 MB, a RAW – 90 MB. Zerknijmy więc na przykład – testową wiewiórkę.
Zdjęcie po lewej to ten sam plik JPEG, ale po obróbce polegającej na maksymalnym „wyciąganiu” szczegółów z najjaśniejszych elementów kadru. Efekty są. Ale, jak widać – mizerne.
Zdjęcie po prawej to takie samo „wyciąganie” szczegółów z najjaśniejszych elementów kadru, ale tym razem z pliku zapisanego w formacie RAW. Nagle okazuje się, że za wiewiórką było jeszcze wiele innych elementów, które zarejestrowała matryca cyfrowa, a które zniknęły przy kompresji do JPEG.
4. Rozdzielczość – idź na całość, ale…
Prosta zasada, którą warto stosować zawsze, nie tylko zimą: rozdzielczość zdjęcia, jaką ustawiamy w aparacie i smartfonie, powinna być maksymalna. Jeśli przyjdzie nam podczas obróbki ochota na przycięcie, skadrowanie wykonanej już fotografii, to nie będzie z tym większego problemu. W drugą stronę to już tak łatwo nie działa.
W przypadku Honora View 20 sprawa jest jednak nieco bardziej skomplikowana, ponieważ korzysta on w głównym aparacie z produkowanej przez Sony matrycy o rozdzielczości aż 48 mln pikseli. Matrycy, która w pewnym sensie zaprojektowana została do tego, by z zasady działać w trybie łączenia poszczególnych mikroskopijnych pikseli o długości boku 0,8 μm w grupy po 4 (tzw. pixel binning, stosowany już od lat w niektórych aparatach cyfrowych). Takie połączone, kwadratowe „superpiksele” przyjmują znacznie więcej światła, a to przecież ono jest w fotografii głównym „nośnikiem danych” o rejestrowanym obrazie. Więcej danych to lepsza jakość zdjęcia, proste. Dlatego filtr barwny przed matrycą głównego aparatu Honora ma typowy układ RGBG, ale poszczególne płytki pokrywają właśnie nie po jednym, ale po cztery „superpiksele” oferujące w sumie 12-megapikselową rozdzielczość.
No to w końcu jak lepiej? Ogólna zasada przedstawiona wyżej się nie zmienia, ale w przypadku Honora View 20 w większości sytuacji lepiej sprawdzi się tryb 12-megapikselowy. 12 milionów punktów to nadal ogromna rozdzielczość, która wystarczy nam chociażby do wykonania wydruku czy odbitki wielkości kartki A4 przy ok. 300 dpi, a w przypadku oglądania zdjęć na ekranie smartfona czy nawet na monitorze/telewizorze 4K będzie więcej niż wystarczająca. A równocześnie większa powierzchnia „superpikseli” sprawia, że te 12-megapikselowe zdjęcia wyglądają z reguły lepiej – są nieco bardziej nasycone kolorystycznie i mają gładszy, przyjemniejszy dla oka wygląd.
Jeśli jednak chcemy użyć wszystkiego, co „fabryka dała” w przypadku rozdzielczości matrycy Honora View 20, to zamiast zwykłych 48 mln pikseli lepiej ustawić tryb „48 Mpix Zwiększona przejrzystość AI”. Smarfon wykonuje w tym trybie serię zdjęć (zajmuje mu to ok. 2 s), a następnie z każdego z nich wybiera elementy najostrzejsze i najbardziej wyraźne. Ilość szczegółów na finalnym zdjęciu, nawet przy maksymalnym powiększeniu, jest bardzo wysoka.
5. Wieczorem i w nocy nie zabieraj statywu
OK, fajna rada, bo komu by się chciało nosić statyw zimą po górach czy podczas długich spacerów? Na przykład mi i wielu innym pasjonatom fotografii, których znam. Kiedy wykonujemy zdjęcia przy słabym oświetleniu (np. wieczorem lub w nocy) ze względu na jakość warto ustawić niską czułość ISO, co wydłuża czas naświetlania, co wymusza skorzystanie ze statywu itd.
Ale Honor View 20 oferuje coś innego – specjalny tryb „Zdjęcia Nocne”, znany już zresztą z paru najnowszych i najlepszych smartfonów Huawei i bazujący – w tym przypadku nie są to słowa bardzo na wyrost – sztucznej inteligencji telefonu.
Zdjęcia mają w tym trybie rozdzielczość maksymalną 12 mln pikseli (superpikseli…), ale nie chodzi tu tylko o więcej światła docierającego do poszczególnych punktów czy „jasny” obiektyw f/1,8. Największą robotę odwala właśnie procesor telefonu – i to na kilka sposobów.
Po pierwsze, możemy bez problemu fotografować z ręki. Długo, powyżej kilku sekund, a zdjęcie (a raczej złączona w jedno seria zdjęć) nie jest mimo wszystko poruszone. O ile ktoś nie będzie specjalnie majtał smartfonem w trakcie rejestracji obrazu, jest niemal 100-procentowa pewność wykonania ostrego, nieporuszonego obrazu. Z ręki.
Po drugie, w czasie kilkusekundowej rejestracji View 20 wykonuje nie jedno, ale wiele zdjęć. I wykorzystuje je do różnych celów – przygaszenia najjaśniejszych elementów, zdecydowanej redukcji szumów, wydobycia szczegółów z najciemniejszych miejsc kadru itd. Wygląda to tak trochę magicznie, kiedy w trakcie rejestracji widać, jak obraz się poprawia, np. ciemne zakątki stają się bardziej wyraźne, całe zdjęcie robi się gładsze, a w najjaśniejszych punktach (np. latarniach) w miejscu wypaleń pojawiają się normalne detale.
Żeby nie było za słodko – na finalnych obrazach da się mimo wszystko zauważyć utratę szczegółów wynikającą z odszumiania czy stosunkowo wyraźne „ziarno”. Jeśli oglądamy 100-procentowe powiększenie to widać, że nie jest to zdjęcie wykonane ze statywu, przy niskiej czułości ISO, aparatem z dużą matrycą. Ale ta jakość jest i tak zadziwiająco dobra, zaś możliwość fotografowania z ręki – podczas zimowych wojaży – przewygodna.
6. Zdjęcia krajobrazowe – graj planami
Tym razem porada uniwersalna, dotycząca nie tylko najzimniejszej i najbielszej pory roku w Polsce. Ale też bardzo zimowa, bo tak się składa, że właśnie podczas zimowego, aktywnego wypoczynku wykonujemy wiele zdjęć krajobrazowych – zwłaszcza w górach.
Przy założeniu, że nie mamy wpływu na porę dnia, a zatem i światło (chyba że wyjazd podporządkowany jest fotografii), tym, nad czym przede wszystkim możemy pracować, jest sam dobór odpowiedniego kadru. W przypadku zdjęć krajobrazowych najważniejszy element (góry, jezioro, morze – generalnie „jakiś niesamowity widok”) znajduje się zwykle dość daleko od fotografującego, warto zatem ożywić i zdynamizować zdjęcie, umieszczając w kadrze także elementy znajdujące się stosunkowo blisko, na pierwszym i drugim planie. Dzięki takiej „grze planami” fotografia nabierze głębi i stanie się ciekawsza, a przy okazji bardziej wyjątkowa, nasza. Giewont na większości zdjęć wygląda mniej więcej tak samo, natomiast Giewont z umieszczonym na pierwszym planie kamieniem czy krzakiem kosodrzewiny będzie wyglądał już zdecydowanie inaczej, ciekawiej i bardziej oryginalnie.
Warto przy okazji pokombinować również z umiejscowieniem aparatu w pionie, na przykład ukucnąć lub podnieść smartfon wysoko do góry. To także uatrakcyjni zdjęcie w stosunku do „fotek” pstrykanych na szybko smartfonem trzymanym na wysokości klatki piersiowej.
Poza tym, jeśli zdjęcia krajobrazowe, to przyda się obiektyw szerokokątny. Na szczęście właśnie ten typ obiektywu spotykany jest najczęściej w smartfonach (w tym w Honorze View 20), więc naprawdę dobrze sprawdzają się one przy tym typie fotografii. Duża głębia ostrości też jest w typ przypadku zaletą, a nie problemem.
I jeszcze jedno – Honor View 20 oferuje także tryby „Panorama” i „Panorama 3D”. Jeśli komuś szerokokątny obiektyw smartfonu wyda się jeszcze stanowczo zbyt mało szerokokątny…
7. Portrety – oczywiście z rozmytym tłem
Tym razem na początek zła wiadomość – smartfonami generalnie trudniej wykonać zdjęcie z wyraźnie rozmytym tłem. Mała powierzchnia matrycy i krótka ogniskowa obiektywu nie sprzyjają zabawom w „papierową” głębię ostrości, ale tam, gdzie poddaje się optyka, z pomocą przychodzi technologia.
Honor View 20 całkiem nieźle radzi sobie z emulacją płytkiej głębi ostrości i elektronicznym rozmywaniem tła za głównym motywem. Do wyboru mamy dwa tryby: „Portret”, który służy oczywiście do fotografowania ludzi (algorytmy rozpoznawania twarzy pełnią tu ważną rolę), oraz tryb „Przysłona”, w którym możemy poprzez wirtualny suwak regulować rozmycie tła naśladujące otwarcie przysłony w zakresie f/0,95–16, a więc typowym dla najjaśniejszych obiektywów stałoogniskowych, jakie można spotkać obecnie w sprzedaży (np. Voigtlander Nokton). W trybie „Portret” mamy natomiast kilka trybów symulacji oświetlenia kadru oraz parę sposobów na kształt nieostrych elementów tła (np. serduszka).
Jak to działa? Różnie. Na pewno zdecydowanie lepiej niż kilka lat temu, kiedy pierwsze smartfony sztucznie rozmywające tło wchodziły na rynek. Przede wszystkim nie widać już zazwyczaj na zdjęciach ostro zarysowanej krawędzi między elementem, który ma pozostawać ostry, a gwałtownie rozmytym tłem. Zwykle (zwłaszcza w trybie „Portret”) zdjęcie wygląda naprawdę naturalnie, a równocześnie prezentuje już plastykę typową raczej dla prawdziwych aparatów pełnoklatkowych. Natomiast minusem jest to, że nie da się do końca przewidzieć, jaki będzie efekt działania obu tych trybów. Często jest tak, że wystarczy lekka zmiana miejsca ustawiania ostrości, i to bez zmiany odległości, by tło nagle stało się dużo wyraźniejsze lub przeciwnie, dużo bardziej rozmyte. Jest to trochę zabawne, bo gdy wskażemy na przykład na ekranie miejsca, w którym znajduje się lewe oko fotografowanej osoby (stojącej na wprost aparatu), smartfon pięknie rozmyje tło; natomiast kliknięcie na ekranie w miejscu prawego oka może spowodować, że nagle tło za „modelem” staje się zupełnie ostre. Ciężko to niestety przewidzieć i opanować.
Tak czy siak, portrety to druga obok krajobrazów kategoria zdjęć, które wykonujemy podczas zimowych wojaży, więc warto się tymi specjalnymi trybami pobawić. Fantastyczny efekt daje fotografowanie z rozmytym tłem podczas zadymki śnieżnej (to przykład z naszej wyprawy CHIP Winter Challenge), ale co wtedy, gdy jak raz śnieg nie pada, a wiatr nie dmucha? No cóż, można samemu taką zadymkę „zorganizować” – wystarczy podrzucić nieco sypkiego śniegu nad i za fotografowaną osobą. Efekty mogą być naprawdę ciekawe!
8. Dobrodziejstwo nowoczesnych technologii
Jest jeszcze mnóstwo ciekawych funkcji fotograficznych i filmowych, które oferuje Honor View 20, a których nie omówimy szczegółowo. Nie znaczy to jednak, że nie warto ich wypróbować, choć niektóre – jak na przykład “Tryb poklatkowy” – wymagają już więcej czasu i umieszczenia smartfona np. na statywie. Inne, np. „Filtr” czy „Tryb artystyczny” dają wyjątkowo spektakularne efekty, które jednak dość szybko się nudzą, a od początku ocierają się nieco o kicz.
Zamiast zatem wymieniać i omawiać różnego typu „wynalazki” wspomnę na zakończenie o jeszcze jednej, dość oczywistej funkcji, a zarazem wielkiej zalecie smartfonów – wbudowanym module GPS.
Zdecydowanie warto sięgnąć do ustawień aparatu i sprawdzić, czy włączyliśmy zapis tzw. geotagów, integrowanych z metadanymi każdego pliku obrazowego. Dzięki temu nawet jeśli sięgniemy do naszych zdjęć za kilka lat, bez problemu bardzo precyzyjnie sprawdzimy, nie tylko kiedy, ale i gdzie zostały wykonane, np. z pomocą programu graficznego typu Lightroom czy po prostu Zdjęć Google. | CHIP
Marka Honor, producent smartfonów, wearables i akcesoriów. | |
Helikon-Tex, polska firma produkująca wysokiej jakości sprzęt outdoorowy, survivalowy, EDC i militarny. |