No właśnie – “świetnie, ale nie zapiera tchu w piersiach” – tak można by opisać całą linię Galaxy S10. Co to oznacza, tak w praktyce? Cofnijmy się na moment, żeby uzyskać lepszą perspektywę. W zeszłym roku linia Galaxy S9 rywalizowała z Huaweiem P20 Pro, bijąc go na głowę dopracowaniem detali, spójnością całości, zarówno software’u jak i hardware’u, a także wyglądem. P20 Pro to świetny smartfon, który jednak wygląda “zwyczajnie”, podczas gdy S9 przypomina gadżet z filmu SF (dokładnie tak napisałem o pierwszym Samsungowym “mydełku”, czyli S8). Flagowiec Samsunga przegrywał jednak w innych dziedzinach: Huawei oferował doskonały aparat (po raz pierwszy w opinii większości branży lepszy, niż niepokonane do tej pory aparaty Koreańczyków) oraz “sztuczną inteligencję”. AI w smartfonach Huaweia nie robi wiele więcej niż różnorodne algorytmy optymalizacyjne działające w urządzeniach innych producentów, ale jest doskonałym hasłem marketingowym. Z kolei prawdziwie rewolucyjny tryb nocny wykorzystujący wielokrotną ekspozycję i łączenie informacji z 40-megapikselowej matrycy do uzyskania 8-megapikselowego zdjęcia był czymś, czego każdy użytkownik mógł doświadczyć “z pierwszej ręki”. Wrażenie? Samsung “nie pokazał nic nowego”, a Huawei “zaskoczył innowacyjnymi rozwiązaniami”.
W tym roku wygląda to tak samo, tylko gorzej. Wspaniały design serii Galaxy zestarzał się o kolejny rok i zdążył dorobić się konkurencji w postaci bardzo podobnego Mate 20 Pro a także interesujących i niezwykłych sliderów w stylu Xiaomi Mi Mix 3 czy Oppo Find X. Jeśli chodzi o możliwości, Samsung właśnie pokazał to, co konkurencja zdążyła już solidnie ograć: Galaxy S10 ma trzy aparaty w tym szeroki kąt i zoom, multiekspozycyjny tryb nocny, możliwość bezprzewodowego ładowania innych urządzeń, czytnik odcisków palców w ekranie. Żadna wersja dostępna w sprzedaży (w ilościach i cenach czyniących ją dostępną dla ludzi) nie ma trójwymiarowego mapowania twarzy lub otoczenia. Słowem, brakuje mu jakiejkolwiek przewodniej cechy, której konkurencja mogłaby zazdrościć, a użytkownicy – pożądać.
Czy jest to więc smartfon gorszy od dostępnych już na rynku konkurentów? Absolutnie nie. Dziesięciolecia doświadczenia w projektowaniu telefonów sprawiają, że Samsung może zaoferować coś, co bardzo trudno szybko nadrobić: dopracowanie i zbalansowanie konstrukcji, przyjazność dla użytkownika. Galaxy S10 Plus jest dużo lżejszy i cieńszy od wyposażonego w bardzo podobnej wielkości ekran i niemal identyczną baterię Huaweia Mate 20 Pro, a nakładka One UI, mimo że na pierwszy rzut oka daleko jej do zapowiadanej rewolucji, naprawdę ułatwia życie i czyni interakcję z urządzeniem przyjemniejszą.
Zabawna rzecz wydarzyła się w kwestii biometrii. Huawei od lat nie miał sobie równych, jeśli chodzi o szybkość i pewność stosowanych w jego smartfonach czytników odcisków palców. Kawałek za nimi plasowali się inni znani producenci, tacy jak LG, Xiaomi, HTC czy Sony, a na szarym końcu, wciąż zmagający się z problemami lądował Samsung, którego S8 czy S9 nie raz odblokowywały się za trzecim dotknięciem. Potem nadeszła era czytników zintegrowanych z ekranem i sytuacja zmieniła się diametralnie. Czytnik Mate 20 Pro jest irytująco powolny a co gorsza potrafi nie poznać użytkownika mimo nawet 5 (!) prób, podczas gdy pierwszy kontakt z ultradźwiękowym czujnikiem zastosowanym w Galaxy S10 wskazuje na wysoką szybkość i pewność sięgającą podczas naszego mini-testu 100%. Czy rzeczywiście jest tak różowo, okaże się podczas codziennego użytkowania, kiedy czytnik będzie musiał działać w różnych temperaturach i przy różnej wilgotności, także zabrudzony po noszeniu w kieszeni itp – czekam na możliwość przeprowadzenia tych testów z niecierpliwością.
Samsung okazuje szacunek użytkownikom, zachowując wyjście audio mini-jack (przypominam, S10+ jest mniejszy, niż pozbawiony tego udogodnienia Mate 20 Pro mimo praktycznie tej samej wielkości ekranu!) a także stosując standard kart pamięci microSD, zamiast tworzenia nowego formatu nie oferującego nic, poza wyższą ceną i brakiem kompatybilności, jak robią to niektóre inne firmy.
Podsumowanie:
Galaxy S10+ to smartfon dla konserwatystów i koneserów, którzy potrafią docenić dopracowane drobiazgi i niewielkie ulepszenia. Bogatych konserwatystów i koneserów dodajmy – smartfony tej serii nie mogą być tanie, a powodów do upgrade’u z wciąż świetnego Galaxy S9 nie ma zbyt wiele. Wszystko jest trochę lepsze niż było, ale niewiele rzeczy lepszych niż u konkurencji, w tym żadnej, która mogłaby posłużyć za jasny “przekonywacz”, sztandar, pod którym nowe Galaxy będą szturmowały serca i portfele klientów.
Portfele pewnie podbiją, ale czy serca? | CHIP