Z niedowierzaniem przyjęliśmy propozycję zawartą w raporcie Najwyższej Izby Kontroli, dotyczącą zawieszenia obowiązkowej matury z matematyki. Decyzja o zawieszeniu obowiązku zdawania matematyki na maturze spowoduje zapaść cywilizacyjną Polski i zmniejszy szanse młodych pokoleń na lepszą przyszłość.
Do wniosków NIK odniosło się także Ministerstwo Edukacji Narodowej, które z kolei oświadczyło:
Egzaminy gimnazjalny i ósmoklasisty z matematyki oraz egzamin maturalny z matematyki na poziomie podstawowym to jedyne, rzetelne narzędzia służące weryfikacji poziomu wiadomości, a także umiejętności uczniów, m.in. w zakresie kompetencji matematycznych. Bez tych narzędzi nie będzie żadnej możliwości wyciągnięcia jakichkolwiek wniosków służących kształceniu.
I właśnie to drugie oświadczenie jest dowodem na słabość edukacji w Polsce, szwankuje w nim bowiem logika wywodu. Skoro egzaminy są jedynymi narzędziami weryfikującymi poziom kompetencji i wiedzy, to NIK właśnie z owych narzędzi (czyli wyników egzaminów) skorzystał i wniosek w raporcie przedstawia – przynajmniej co do kwestii nauczania matematyki. Jest źle. Jak długo więc zamierza MEN stosować to egzaminacyjne „narzędzie”, by zauważyć, że mamy problemem z uczeniem tego przedmiotu?
Przykład
Wyobraźmy sobie sytuację, w której zapisujemy się na kurs prawa jazdy. Staramy się, jak możemy. Problem tkwi w tym, że instruktor to znerwicowany krzykacz, samochód jest rzęchem, drogi w mieście rozkopane, a najbliższy i jedyny czynny plac manewrowy znajduje się we Wrocławiu. Sami przyznacie, że to mało sprzyjające warunki, by opanować sztukę prowadzenia samochodu. Podobnie wygląda w wielu przypadkach nauka matematyki (choć nie tylko). Klasy liczą po 30 osób, nauczyciel jest znerwicowany, bo kiepsko opłacany, a z pomocy matematycznych do dyspozycji są drewniana ekierka i rzutnik, tyle że ten ostatni nie działa. Temat trzeba „przerobić” w 45 minut, zazwyczaj w mniej, i nie ma szansy, żeby pochylić się nad tymi uczniami, którym natura poskąpiła matematycznego talentu. Nie są głupi, tylko potrzebują po prostu odrobiny większego wsparcia ze strony nauczyciela.
W przypadku egzaminu na prawo jazdy można wykupić dodatkowe zajęcia. Co do matematyki, dzieci zamożniejszych rodziców dostaną korepetycje. Cała reszta albo zda egzamin dzięki łutowi szczęścia, albo nie zda i będzie powtarzała go w nieskończoność.
Skąd to oburzenie?
Być może stąd, że raport NIK jest w istocie miażdżący dla systemu edukacji. Nie tylko dla nauki matematyki. Jak mawiają, stawiam orzechy przeciwko dolarom, że gdyby obowiązkowa była matura z jakiegokolwiek innego przedmiotu ścisłego, np. z fizyki czy z chemii, wyniki byłyby bardzo podobne.
Warto zastanowić się nad jeszcze jedną kwestią – czy egzaminy są rzeczywiście w procesie edukacji niezbędne? Czy ten rodzaj weryfikowania wiedzy się sprawdza i do czego służy? Czego dowodzi egzamin ósmoklasisty albo maturalny? Obecnie głównie tego, że dany uczeń zakuł, zdał i zapewne za chwilę zapomni. Co by się stało, gdybyśmy, idąc np. za fińskim przykładem, zrezygnowali z przeprowadzania egzaminów w szkołach podstawowych i pozostali wyłącznie przy maturze? Polskie dzieci nie są przecież ani głupsze, ani mnie pracowite niż mali Finowie. Kto chce, ten się uczy. Komu uczyć się nie chce, tego nic nie zmusi. Nie wszyscy muszą mieć maturę, nie każdy musi mieć też tytuł magistra. A komu zależy, ten się przykłada, by zdać egzamin na wybraną przez siebie uczelnię wyższą. Trudny i wymagający. Tak żeby wyższe wykształcenie z powrotem nabrało znaczenia.
Jeśli już jednak MEN upiera się przy maturze z matematyki, to niechże wyciągnie sensowny wniosek z raportu NIK. Nie można wymagać od ludzi wyników, jeśli daje się im wybrakowane narzędzia.
A pełną treść raportu znajdziecie tutaj. Polecam tę smutną lekturę. | CHIP
PS. W tytule felietonu nawiązuję do popularnego kanału na YouTube’ie – MaturaToBzdura.TV.