Amazon potwierdził doniesienia Bloomberga, ale uzasadnił, że dba w ten sposób o techniczne bezpieczeństwo systemu. Odsłuchujący nie mają dostępu do informacji, które pomogłyby im zidentyfikować osobę, której nagrania analizują, znają jedynie numer profilu, numer seryjny urządzenia oraz imię użytkownika. Amazon zapewnił również, że ostro traktuje ewentualne nadużycia. Koncern w ramach polityki chronienia prywatności zakazał nawet interweniowania w sytuacjach, kiedy zapis dokumentuje możliwe przestępstwo. Kilku pracowników przyznało, że spotkało się z nagraniami rejestrującymi napaść seksualną i włamanie, ale te wypadki nie zostały zgłoszone policji.
Większość użytkowników wie, że działająca w głośniku inteligentna asystentka głosowa Alexa nasłuchuje dźwięków otoczenia bez przerwy, czekając na odpowiednią komendę. Mało kto jednak czyta regulaminy i zdaje sobie sprawę, że Amazon ma prawo nagrywać oraz analizować nagrania pochodzące z Echo. I choć w reklamach często słyszymy, że Alexa żyje w chmurze i staje się coraz bystrzejsza, koncern rzadko tłumaczy, że algorytmy SI nie są tak sprytne, jak by się mogło wydawać. Potrzebują ciągłego treningu z udziałem ludzi, żeby się doskonalić.
Zresztą nie tylko Alexa wspomaga się w taki sposób. Siri Apple także ma pomocników, którzy sprawdzają, czy interpretacje sztucznej inteligencji są zgodne z tym, co powiedział użytkownik. W nagraniach, według deklaracji koncernu z Cupertino (podobnie jak w przypadku Amazonu), brakuje danych pozwalających na zidentyfikowanie konkretnej osoby. W przypadku Asystenta Google jest tak samo, a dodatkowo producent zapewnia, że w przetwarzanych nagraniach zniekształca dźwięk. | CHIP