Za chwilę kolejny przykład, lecz najpierw mała prośba – no dalej, wytężmy wyobraźnię, włóżmy w nasze spojrzenie chęci najszczersze i serce czyste. Zoomujmy!
No nie, nie, nie. Niestety – mimo uczciwych starań i dużego wysiłku wyobraźni to… również nie jest zoom. Jedyne, co widać na powyższym zdjęciu, to grupa obiektywów stałoogniskowych. I choćby przyszło tysiąc atletów i dołożyło jeszcze tysiąc “stałek”, to zoomu z nich nie ukręcimy.
Zaraz, zaraz… A jednak producenci współczesnych smartfonów dają radę! Wkładają w główny moduł fotograficzny na tylnej ściance telefonu dwa, trzy lub nawet pięć obiektywów (Nokia 9) – wszystkie stałoogniskowe – a następnie używają określenia “zoom”. Najczęściej jeszcze z różnymi dodatkami: optyczny, hybrydowy, cyfrowy… I zwykle mają do tego prawo, choć w stosowanym przez nich nazewnictwie panuje okropny bałagan. Spróbujmy go trochę uporządkować
1. Zoom optyczny
To najbardziej “tradycyjny” rodzaj zoomu. A równocześnie to akurat ten rodzaj zoomu, którego główne współczesne smartfony nie oferują w ogóle, wbrew temu, co słyszymy przy okazji wielu najnowszych premier. Nie, najnowsze Oppo Reno nie ma zoomu optycznego, najnowsze Huawei P30 Pro również nie. Więc jeśli ktoś używa w przypadku tych smartfonów czy wielu innych współczesnych konstrukcji takiego określenia (a postępuje tak niestety nawet wielu dziennikarzy), to zwyczajnie mija się z prawdą.
Zoom optyczny to pojedynczy obiektyw, którego konstrukcja – poprzez fizyczny ruch soczewki lub grupy soczewek – pozwala na zmianę ogniskowej. Dlatego zawsze przy tego typu pojedynczym obiektywie znajdziemy informację o zakresie tych ogniskowych, np. 24-70 mm czy 100-300 mm.
Należy dodać, że zoom optyczny – ten prawdziwy – rzeczywiście był wykorzystywany w telefonach komórkowych i smartfonach. Po raz pierwszy – już w 2004 roku – trafił do znanego tylko na dalekim wschodzie Sharpa V602SH, natomiast w Europie to rozwiązanie spopularyzowała ciekawie zaprojektowana Nokia N93.
Pojawiały się też na rynku smartfony z “uczciwym” zoomem optycznym. Tu grzechem byłoby nie wspomnieć o Samsungu Galaxy K Zoom (zresztą ten koreański producent oferował więcej konstrukcji tego typu), którego określano wymiennie jako aparat ze smartfonem lub smartfon z aparatem. Z której strony by jednak nie patrzeć, dysponował prawdziwym 10-krotnym zoomem optycznym – pełen szacun!
Więcej na ten temat, a także o ciekawej, ale niestety zapomnianej koncepcji zoomu z soczewkami przemieszczającymi się poprzecznie, pisałem już pięć lat temu (znajdziecie tam również praprzodka obecnych zoomów bezstratnych, czyli pomysł izraelskiej firmy Corephotonics). Ale wtedy w smartfonach nie stosowano jeszcze innego, bardzo interesującego rozwiązania – zoomu peryskopowego. Podkreślam, chodzi o prawdziwy, optyczny zoom peryskopowy, a nie stałoogniskowe teleobiektywy, jakie znaleźć można obecnie w wielu nowych smartfonach.
Dodajmy dla porządku, że konstrukcja oparta na złamaniu o 90 stopni toru optycznego obiektywu nie jest wynalazkiem producentów smartfonów. To także temat na oddzielny artykuł (który już kiedyś powstał), więc tu tylko w skrócie – w świecie cyfrowych aparatów konsumenckich zoomy peryskopowe pojawiły się za sprawą Minolty i jej modelu DiMAGE X, już w 2002 roku.
2. Zoom bezstratny
Uwaga, sprawy zaczynają się lekko komplikować, choć nadal poruszać się będziemy w sferze dość wysokiej jakości obrazu. Już nie tak wysokiej, jak w przypadku prawdziwych zoomów optycznych – bo zoomy bezstratne są tak naprawdę “prawie bezstratne” – ale nadal wysokiej.
Zoomy bezstratne to właśnie ta kategoria podzespołów, którą współcześni producenci zaawansowanych modeli smartfonów stosują najczęściej. W najprostszym układzie wygląda to tak: bierzemy dwa obiektywy stałoogniskowe o różnych ogniskowych, z dwiema podłączonymi do nich matrycami, i dodajemy do tego algorytmy, które obliczają, jak powinien wyglądać obraz w zakresie ogniskowych gdzieś między tymi dwoma obiektywami. Dla przykładu: jeden obiektyw ma ogniskową 27 mm, drugi 80 mm, więc jeśli ktoś w smartfonie chce wybrać kąt widzenia charakterystyczny dla ogniskowej 50 mm, to procesor smartfona wykorzysta dane z obydwu matryc i obliczy, jak powinien taki obraz wyglądać. Oczywiście są też spotykane układy z większą liczbą obiektywów, np. trzech “stałek” w Oppo Reno 10x.
Jak łatwo się domyślić, z tą bezstratnością zoomu bezstratnego jest różnie. Najlepszą jakość zdjęć uzyskamy wtedy, gdy zdjęcie wykonane zostanie dokładnie przy ogniskowej jednego z fizycznych obiektywów, natomiast jeśli wybierzemy wartość mocno pomiędzy tym, co oferują fizyczne obiektywy, to jakość (zwłaszcza poza centrum kadru) będzie zauważalnie gorsza.
Proponuję zatem proste ćwiczenie matematyczne: jaka jest krotność zoomu bezstratnego w Oppo Reno 10x i w Huawei P30 Pro?
Oppo Reno 10x wykorzystuje trzy obiektywy, z których skrajne oferują kąty widzenia odpowiadające ogniskowym 16 mm i 159 mm (dla formatu małoobrazkowego). Jeśli podzielimy 159 przez 16, wychodzi 9,93x, czyli niemal uczciwe 10x. Zoomu bezstratnego, nie optycznego, oczywiście.
Huawei P30 Pro również wykorzystuje trzy obiektywy do rejestracji obrazu (nie liczę czwartego ToF), z których skrajne oferują kąty widzenia odpowiadające ogniskowym 16 mm i 125 mm (dla formatu małoobrazkowego). Jeśli podzielimy 125 przez 16, wychodzi 7,81x zoomu bezstratnego.
Dlaczego zatem w przypadku Huawei P30 Pro możemy spotkać informację, że oferuje zoom bezstratny 10x (lub hybrydowy zoom bezstratny 10x)? Ktoś, kto używa tego pojęcia, robi to “trochę na wyrost” – liczy zoom bezstratny, ale jako iloraz głównego obiektywu (27 mm) i teleobiektywu (125 mm), co daje wynik 4,63x, a następnie dorzuca nieco zoomu cyfrowego (ok. 2x) – i tak wychodzi 10x. Dlaczego właśnie w ten sposób? Bo tak. Nic nie zmieni faktu, że P30 Pro rejestruje naprawdę genialnej jakości zdjęcia mobilne, ale jeśli chodzi o podejście do kwestii nazewnictwa zoomów, to pełna wolność i swoboda.
3. Zoom hybrydowy
Zoom hybrydowy jest jak parówki – te najtańsze, zrobione ze świnki zmielonej razem ze skórą, kopytkami i kawałkiem chlewika. Każdy producent smartfonów wrzuca do tego określenia to, co mu aktualnie pasuje, więc zoom hybrydowy może oznaczać wszystko i nic – albo też coś pomiędzy.
Dlatego w pewnym sensie to najbardziej uczciwe ze współcześnie stosowanych określeń zoomów – jeśli będziecie kiedyś pisali lub wypowiadali się na ten temat, to najbezpieczniej używać słowa zoom bez dopowiedzeń lub właśnie określenia zoom hybrydowy.
To właśnie wspaniała mieszanka, pojęcie worek, w którym może być wszystko – odrobina zoomy optycznego lub bezstratnego, szczypta (lub taczka) zoomu cyfrowego, zmieszane, zmiksowane, przysmażone i jeszcze frytki do tego. Takim właśnie zmiksowanym zoomem hybrydowym 10x (bardzo dobrym!) dysponuje chociażby Huawei P30 Pro – smartfon tak wybitny fotograficznie, że trochę się nad nim znęcam za to nazewnictwo. P30 Pro nie potrzebuje fałszywego reklamowania czymś, czego nie oferuje, bo świetnie się broni tym, co ma.
I jeszcze jedno – tak jak zoom bezstratny nie będzie oferował takiej jakości, jak zoom optyczny (chyba że przy skrajnych ogniskowych), tak samo zoom hybrydowy nie dorówna nigdy zoomowi bezstratnemu. Prosta gradacja, zaś na samym jakościowym “dnie” znajduje się…
4. Zoom cyfrowy
Ten rodzaj zoomu możemy dla odmiany precyzyjnie zdefiniować, choć i tu panuje pewien bałagan. To tak naprawdę żaden zoom – aparat, kamera czy smartfon wycina obszar informacji z centrum matrycy (coraz mniejszy, wraz z “powiększaniem” zoomu cyfrowego), a następnie ewentualnie powiększa go do pierwotnej rozdzielczości całej matrycy. Równie dobrze moglibyśmy to zrobić już po wykonaniu zdjęcia, w programie do edycji grafiki, na dodatek pewnie z nieco lepszym efektem.
Przy zoomie cyfrowym rzędu 2x wychodzi to jeszcze całkiem nieźle – dobre algorytmy i wydajne procesory obrazowe świetnie radzą sobie z domyśleniem się, co powinno znajdować się na dodatkowych, wymyślanych pikselach. Przy 2x trzeba ich jednak wymyślić tylko drugie tyle, natomiast przy 10x mamy już do czynienia z sytuacją, w której znamy 10 proc. informacji o obrazie i na ich podstawie domyślamy się pozostałych 90 proc. Efekt? Delikatnie mówiąc daleki od oczekiwań.
Tak na marginesie, zoom cyfrowy to ulubione narzędzie speców od marketingu. Był nawet kiedyś w historii kamer wideo okres, w którym producenci rywalizowali ze sobą właśnie na polu zoomu cyfrowego, więc pod koniec tej cyfrowej wojenki wiele modeli kamer MiniDV oferowało zoom cyfrowy sięgający nawet 1000x (tak, tysiąckrotny). Był to zoom przydatny dokładnie do niczego – oczywiście poza robieniem imponującego wrażenia. Miejmy tylko nadzieję, że producenci smartfonów nie pójdą dalej tą drogą.
Wracając jednak do bałaganu w nazewnictwie smartfonów – niektórzy producenci podają wartość zoomu cyfrowego nie jako samo powiększenie cyfrowe, ale jako iloczyn wszystkich rodzajów zoomów, którymi dysponuje smartfon (czyli de facto jako zoom hybrydowy). Tak robi właśnie Huawei w P30 Pro – informacja, że oferuje on zoom cyfrowy 50x oznacza tak naprawdę, że mamy do czynienia z zoomem bezstratnym 5x (Huawei twardo pomija przy obliczeniach najszerszy obiektyw 16 mm) pomnożonym przez zoom cyfrowy 10x. 50x to zatem zoom hybrydowy, a nie cyfrowy.
Warto być precyzyjnym
Jeśli prześledzicie przyczyny 10 największych katastrof lotniczych w dziejach świata, to zauważycie dziwną prawidłowość – do wielu z nich doszło w wyniku błędów ludzkich, a właściwie drobnych nieporozumień. Bardzo drobnych, takich jak pomylenie przez pilotów słów “inbound” i “outbound” (Dan Air Flight 1008, 146 ofiar) albo “passed” i “passing” (Pacific Southwest Airlines Flight 182, 135 ofiar), nie mówiąc już o dość częstej pomyłce w rozumieniu wysokości podawanej w stopach (a nie w metrach) lub odwrotnie.
Na szczęście złe użycie określenia zoom optyczny czy bezstratny takich tragedii nie spowoduje, lecz mimo wszystko możemy wprowadzić kogoś w błąd. Błąd, który spowodować może na przykład podjęcie niewłaściwej decyzji zakupowej (Ma zoom optyczny 10x? Kupuję!) i w konsekwencji wydanie sporej gotówki. Przede wszystkim chodzi jednak o samą precyzję komunikacji – jeśli każdy z nas używać będzie tych samych wyrażeń na określenie zupełnie innych zjawisk, to świat szybko stanie na głowie. Odnosi się to do wielu innych dziedzin życia, czego dobrymi przykładami jest podawanie wysokości zarobków nauczycieli przez obóz rządzący i opozycję albo też liczby uczestników danej manifestacji, różniące się zasadniczo w zależności od nastawienia mediów.
Warto być precyzyjnym, bo to naprawdę dużo ułatwia i upraszcza! Próbujmy! Zacznijmy może od rzeczy małych, takich jak obiektywy w smartfonach…