Na korzyść nowych smartfonów Google’a zaliczono m.in. modularną budowę wnętrza. Zamiast scalać absolutnie wszystko co się da, Google postąpiło w nieco starszy, ale sprawdzony sposób – wiele elementów (jak np. czytnik linii papilarnych, port USB-C czy też moduły fotograficzne) jest w prosty sposób rozłączalna. W wielu współczesnych telefonach jest niestety inaczej. W niektórych modelach uszkodzenie portu USB skutkuje koniecznością wylutowania go z płyty głównej lub nawet wymiany całej płyty głównej urządzenia.
Do utworzenia Google Pixel 3a i Pixel 3a XL potrzeba jednego rodzaju śrubokręta (T3 Torx), co też nie jest oczywiste we współczesnych telefonach. Nie ma też konieczności otwierania czegokolwiek “na gorąco” – co bywa dość oczywiste w wielu maszynach z ostatnich kilku lat. Neutralnie oceniono natomiast łatwość demontażu ekranu. Wprawdzie samo jego zdjęcie nie wymaga rozkręcania całego telefonu, ale sam panel jest słabo chroniony i można go dość łatwo uszkodzić. Skrytykowano natomiast obecność podatnych na uszkodzenie taśm łączących komponenty.
Otwieranie nowego telefonu Google’a jest, zdaniem Fixit, bardzo proste (fot. Fixit)Obydwa telefony wyraźnie bardziej sprzyjają naprawom niż ich poprzednik, Google Pixel 3. Wówczas smartfon Google’a osiągnął 4 punkty i został skrytykowany za konieczność rozklejania niektórych powierzchni oraz trudne serwisowanie ekranu urządzenia, co, przyznajmy, jest jednak częstym rodzajem uszkodzeń w smartfonach.
Czy waszym zdaniem podatność na naprawę urządzenia ma znaczenie? Kupując telefon patrzycie na ten aspekt, czy pozostaje on dla was nieistotny? | CHIP