Skąd tak wysoka cena? Zacznijmy od tego, że jest to obiektyw należący do topowej serii obiektywów Canona, oznaczanej literą “L” w nazwie i czerwonym paskiem na obudowie. Przekłada się to na wykorzystanie najlepszej jakości materiałów, solidną budowę, uszczelnioną i zabezpieczoną przed kurzem i wilgocią, a przede wszystkim imponujące parametry optyczne. Maksymalny otwór przysłony tego obiektywu to aż f/1,2, co przy ogniskowej 85 mm naprawdę nie jest łatwe do osiągnięcia. Jeśli ktoś ceni sobie fotografie z płytką, niemalże “papierową” głębią ostrości, to – gdy już wyłoży na stół kilkanaście tysięcy złotych – na pewno będzie zadowolony.
Jak wszystkie obiektywy Canon RF, charakteryzuje się także możliwością zaprogramowania jednego z pierścieni tak, aby można nim było np. regulować czułość ISO albo korygować ekspozycję. Z drugiej strony nadal brakuje innej ważnej funkcji – przydatnego przy filmowaniu przełączania sposobu pracy wbudowanej przysłony w tryb bezstopniowy, płynny. Można tego dokonać w serwisie Canona, ale wtedy dla odmiany przysłona działa tylko bezstopniowo – zdecydowanie lepszy byłby wbudowany przełącznik.
Ale jest w tym obiektywie coś więcej – to dopiero drugi obiektyw Canona (i drugi w ogóle na świecie), a pierwszy w systemie RF, który wykorzystuje soczewkę wykonaną ze specjalnego materiału organicznego opracowanego przez firmę Canon i cechującego się wzmocnionym załamywaniem światła z zakresu niebieskiego (ok. 420-490 nm). Japoński producent określa tę technologię mianem Blue Spectrum Refractive Optics – w skrócie BR.
Co to daje? W znacznym stopniu ogranicza jedną z wad, z którą nadal borykają się nawet nowoczesne obiektywy – aberrację chromatyczną. I to ogranicza już od “pełnej dziury”, czyli maksymalnie otwartej przysłony. Dzięki temu na kontrastowych krawędziach sfotografowanych przedmiotów nie będzie widać denerwujących, kolorowych obwódek, a cały obraz będzie też po prostu ostrzejszy.
A jak to działa? W konstrukcji optycznej wykorzystany jest między innymi tryplet składający się z wklęsłej i wypukłej soczewki, pomiędzy którymi umieszczony jest element BR.
To właśnie na elemencie BR światło niebieskie załamuje się dużo mocniej, dzięki czemu finalnie trafia w to samo miejsce na płaszczyźnie elementu światłoczułego (matrycy), co światło o innych długościach fali. Najlepiej wyjaśni to ten schemat:
Ale czy to naprawdę działa? W przypadku najnowszego Canona RF 85 mm f/1,2 L USM jeszcze nie wiemy, bo obiektyw dostępny jest na razie tylko w przedsprzedaży i nie można go przetestować. Ale w przypadku pierwszego obiektywu BR – lustrzankowego Canona EF 35 mm f/1,4L II USM – ta technologia sprawdzała się świetnie. To nie jest jakaś rewelacja wymyślona w dziale marketingu, to autentyczna, genialna innowacja opracowana przez inżynierów japońskiego producenta.
Drogo? Może być jeszcze drożej… Wracając na koniec do ceny, warto wspomnieć, że Canon szykuje jeszcze wersję DS (Defocus Smoothing) zaprezentowanego właśnie obiektywu, która być może wejdzie na rynek w drugiej połowie roku. Dzięki zastosowaniu dodatkowego elementu apodyzacyjnego będzie ona jeszcze ładniej, bo bardziej miękko odwzorowywać nieostrości na zdjęciu (tzw. bokeh). Co widać na powyższym przykładzie. Jak pokazuje historia (np. Fujifilm 56 mm f/1,2 i taki sam obiektyw w wersji APD, Canon używa tu oznaczenia DS), tego typu konstrukcje mogą być jeszcze o ok. 1000 zł droższe… | CHIP