Nieco przydługi wstęp
W którym dowiadujemy się, dlaczego Xiaomi lepsze, ale nie we wszystkim oraz co można ściągnąć od starszego brata.
Współczesne smartfony można podzielić na trzy kategorie. Budżetowe, czyli te w których można spodziewać się oszczędności na wszystkim i trzeba decydować bardzo ostrożnie, średnią półkę na której wszystkie parametry są co najmniej wystarczające, a bez trudu znajdziemy urządzenia z topową wydajnością i całkiem dobrymi aparatami oraz kategorię “supersmartfonów”. Smartfony należące do tej ostatniej niewiele odbiegają od średniej-wyższej półki jeśli chodzi o wydajność, rozmiar czy rozdzielczość ekranu albo pojemność pamięci. Uzasadnieniem dla płacenia niemal dwukrotnie wyższej ceny są przede wszystkim topowe możliwości fotograficzne, będące dziś jedną z najważniejszych i najbardziej poszukiwanych cech urządzeń mobilnych.
Flagowy smartfon Xiaomi, Mi9, kosztuje 2000 zł i jest jednym z najwydajniejszych telefonów na rynku, bijąc pod tym względem na przykład kosztującego dwa razy więcej Huaweia P30 Pro. Jednak w kluczowej dla wielu klientów kwestii fotografii przegrywa z nim z kretesem, pozostając świetnym smartfonem ze średniej półki. Dzieje się tak, bo dzisiejsza fotografia mobilna w co najmniej równie dużym (jeśli nie większym) stopniu co od sprzętu, zależy od oprogramowania. Mi9 jest wyposażony w bardzo dobry zestaw aparatów, który daje mu przewagę praktycznie nad wszystkimi spoza kategorii “supersmartfonów”, jednak w porównaniu do Huawei Xiaomi jest zupełnym nowicjuszem, jeśli chodzi o algorytmy obróbki obrazu. To właśnie one zapewniły P20 Pro, Mate 20 Pro i P30 Pro absolutną dominację pod względem możliwości fotograficznych i wraz z absolutnie topowym osprzętem foto uzasadniają ich absurdalnie wysokie ceny.
Pora żeby po dwóch akapitach dygresji powrócić do bohatera tego tekstu – marki Honor. Honor nie jest w stanie podjąć cenowej rękawicy rzuconej przez Xiaomi. Nie jeśli chce zarabiać. Nie ma też szans w wyścigu na benchmarki, bo odziedziczone po starszym bracie procesory linii Kirin są zdobywają w nich zauważalnie mniej punktów od równych im generacją i klasą Snapdragonów. Może jednak skorzystać z dorobku tegoż brata i zaoferować coś, z czym Xiaomi póki co nie ma jak walczyć: możliwości fotograficzne. Spoiler – właśnie to zrobił.
Możliwości fotograficzne
Czyli rozprawka o wyższości jakości nad ilością, doceniania małych wartości i dużych pikseli oraz tego, że w pewnym wieku dobrze jest się ustabilizować.
To, że jakiś smartfon ma podwójny, potrójny, czy poczwórny aparat nie znaczy dokładnie nic. W wielu przypadkach kolejne “oczko” to tylko wspomagający rozmywanie tła czujnik głębi, który bardziej zaawansowane telefony zastąpiły już laserowymi dalmierzami trójwymiarowymi. Liczy się nie to, ile jest aparatów, tylko jakie dają nam możliwości.
Honor 20 Pro wyposażony jest w cztery aparaty, z czego trzy rzeczywiście powiększają zakres tego, co możemy osiągnąć fotografując podczas gdy czwarty… cóż, z oceną czwartego poczekamy na dokładniejsze testy.
Aparat główny wykorzystuje bardzo popularną ostatnio matrycę Sony IMX586 o rozdzielczości 48 Mpix, którą Honor po raz pierwszy zastosował w smartfonie View 20. Matryca ta ma stosunkowo duży fizyczny rozmiar i używa technologii wirtualnego łączenia pikseli, których grupy po cztery tworzą “superpiksel” o efektywnej wielkości 1,6 um. To z kolei skutkuje dużo lepszą jakością zdjęć w gorszym oświetleniu i przy niższych czasach naświetlania. Oczywiście, w trybie pracy wykorzystującym łączenie pikseli wynikowe zdjęcie ma 12 Mpix, a nie 48. Można rzecz jasna robić zdjęcia z pełną rozdzielczością matrycy, jednak w ogromnej większości przypadków efekty będą dużo gorsze. Jedynym sensownym sposobem skorzystania z 48 milionów pikseli światłoczułych może być trym Ultra Clarity, w którym aparat robi serię zdjęć o rozdzielczości 48 Mpix a następnie z pomocą AI wybiera ich najlepsze fragmenty i składa je w jedno zdjęcie. Taka procedura pozwala uzyskać ostre i bardzo szczegółowe obrazy, jednak wymaga dobrego oświetlenia.
Bardzo interesująco wygląda optyka aparatu głównego Honora 20 Pro – jego przysłona ma niezwykle niską wartość f/1.4, co oznacza, że obiektyw jest bardzo “jasny”, czyli wpuszcza dużo światła. To bardzo pomaga w robieniu dobrych zdjęć przy słabym oświetleniu, a różnica w stosunku do konkurencyjnych konstrukcji (również w topowym Huaweiu Mate 20 Pro) o f/1.8 jest naprawdę duża. Honor 20 Pro bije tu nawet Huaweia P30 Pro, którego główny aparat ma “tylko” f/1.6!
Matryca IMX586 dysponuje nadmiarem informacji, który można wykorzystać do bardzo skutecznej cyfrowej stabilizacji obrazu – i główny aparat Honora 20 Pro taką stabilizację, wykorzystującą samouczące się algorytmy AI oczywiście ma. Co ważne, ma też jednak stabilizację optyczną, która ostatnio zaczyna być wyróżnikiem aparatów w smartfonach z najwyższej półki. Jej przewagę nad stabilizacją cyfrową widać przede wszystkim w warunkach – zgadliście – słabego oświetlenia.
Do ustawienia ostrości wykorzystywane są dwa systemy: detekcji fazy (PDAF) oraz laserowy.
Drugi aparat to tak zwany Super Wide, czyli obiektyw szerokokątny. Jest on wyposażony w matrycę 16 Mpix i optykę o polu widzenia 117 stopni, przysłonie f/2.2 i korekcję zniekształceń geometrycznych.
Trzecie oko Honora 20 Pro to teleobiektyw, zwany popularnie, acz błędnie “zoomem”. Mamy tu do czynienia z matrycą 8 Mpix i optyką f/2.4 o przybliżeniu 3x (w stosunku do aparatu głównego). Również ten aparat jest wyposażony w optyczną stabilizację obrazu (OIS) oraz dwusystemowy autofokus. Wbrew pozorom powiększenie 3x oferuje dużo większe możliwości, niż dostępne w większości innych smartfonów 2x. Co więcej, dzięki bardzo skutecznym algorytmom poprawy obrazu na podstawie ekstrapolacji, także zdjęcia wykonane z tak zwanym “zoomem hybrydowym” 5x wciąż nie wykazują wyraźnej utraty jakości, typowej dla cyfrowego powiększenia.
Najbardziej kontrowersyjny moim zdaniem jest aparat czwarty, dedykowany do zdjęć makro. Jego 2-megapikselowa matryca i optyka f/2.4 o stałym punkcie ostrości w odległości 4 cm od obiektywu na pierwszy rzut oka wydaje się niepotrzebnie dublować funkcje, które można by uzyskać za pomocą aparatu głównego albo szerokokątnego. Z ostateczną oceną poczekamy jednak na laboratoryjne testy porównawcze – może ten aparat nas czymś zaskoczy?
Wydajność i wyposażenie
W którym dowiadujemy się co to jest Fortnite, oraz że flagowce poznaje się w kąpieli a na koniec ze smutkiem żegnamy starego przyjaciela.
Tu nie ma niespodzianek. Honor 20 Pro ma “pod maską” wszystko, co najlepszego można było znaleźć w okolicy, czyli Kirina 980, 8 GB pamięci RAM oraz aż 256 GB pamięci stałej. Tą konfigurację znamy już z Huaweia Mate 20 / 20 Pro, P30 / 30 Pro oraz Honora View 20 i wiemy, że jest w stanie zapewnić najwyższą wydajność. Różnice w porównaniu do Snapdragona 855? W benchmarkach – tak. W codziennym używaniu – nie za bardzo… Na poziomie najmocniejszych SOC od Qualcomma, Huaweia i Samsunga różnice w codziennej wydajności są niezauważalne.
Wszystkie Honory 20 Pro są wyposażone w dwa sloty dla SIM, za to wszystkie też niestety nie mają gniazda kart pamięci – jeśli 256 GB okaże się ilością zbyt małą. Będący już standardem w tej klasie urządzeń port USB-C zapewnia przesył danych i ładowanie a komplet czujników, promiennik podczerwieni oraz odbiorniki nawigacji satelitarnej obsługujące GPS, GLONASS, BeiDou i Galileo uzupełniają wyposażenie.
Niestety, są też złe wieści. Jeśli chcecie sprawdzić, czy Honor 20 pro można zakwalifikować do kategorii “supersmartfonów”, wrzućcie go do wanny pełnej wody. Chociaż, może jednak nie róbcie tego – oszczędzimy wam pieniędzy na naprawę i zdradzimy, że jednak nie. W przeciwieństwie do urządzeń kosztujących powyżej 3 tys złotych Honor 20 Pro nie jest wodoszczelny. Za to tak, jak wspomniane flagowce też nie ma złącza mini-jack. Jeśli w Honorach nie ma już miejsca na tą jakże przydatną dziurkę, to chyba pora naprawdę zacząć się żegnać… Szkoda.
Ekran, obudowa i bateria
W którym poszukujemy dziury w całym, dowiadujemy się, że ktoś zupełnie nie zna się na kolorach, a producent mówi do użytkownika “zboku”.
Wyświetlacz Honora 20 Pro ma przekątną długości 6,26″ i rozdzielczość 2340×1080 pikseli. Taka liczba pikseli jest mniejsza, niż w niektórych flagowcach, ale większa, niż jest w stanie zauważyć użytkownik, nic więc dziwnego, że wielu producentów (w tym, jak widać, Honor) uznaje ją za optimum dla smartfonów z wyższej i średniej półki.
Matryca nowego Honora jest wykonana w technologii LCD, a nie AMOLED, przez co kontrasty są mniejsze, niż w przypadku tych ostatnich, jednak nawet w bezpośrednim porównaniu na przykład z Xiaomi Mi9 nie widać poważnych różnic.
Dużą różnicę widać za to w kwestii niesławnego notcha, czyli wycięcia w ekranie mieszącego obiektyw przedniego aparatu. Zamiast niego, Honor zdecydował się zastosować wypróbowaną już w telefonie View 20 okrągłą dziurkę umieszczoną w górnym lewym rogu wyświetlacza. To rozwiązanie moim zdaniem estetyczniejsze i bardziej funkcjonalne niż notch, ale ustępujące w obu tych polach patentom na wysuwany lub obracany aparat, zastosowanym przez np. Oppo , OnePlus czy Asusa.
Trzeba przyznać, że dziurka w Honorze 20 Pro jest wyjątkowo dyskretna – ma średnicę tylko 4,5 mm, co czyni ją nieco mniejszą niż analogiczne rozwiązania ze smartfonów serii Galaxy S10 i dużo mniejszą od otworu w ekranie Motoroli One Vision.
Ciekawie prezentują się kolory obudów Honora 20 Pro: dzięki zastosowaniu wielowarstwowego pokrycia składającego się z warstw odbijających i rozpraszających światło, nowy smartfon bardzo ładnie mieni się w słońcu, zmieniając barwę w zależności od kąta, pod jakim na niego patrzymy. Dwie dostępne wersje kolorystyczne producent nazwał Phantom Black i Phantom Blue, ale od pierwszego rzutu oka widać, że dominującymi kolorami są w nich odpowiednio głęboki fiolet i turkusowa zieleń. Cóż, to może być odrobinkę mylące, ale Honor ma prawo nazwać swoje smartfony jak mu się podoba, a trzeba przyznać, że oba wyglądają naprawdę świetnie.
Obudowa jest przyjemnie zaokrąglona, a sam telefon mimo sporego ekranu pozostaje wygodny i poręczny (stosunek powierzchni ekranu do powierzchni frontu telefonu to wg. producenta 91,7%). W środku mieści się bateria o pojemności 4000 mAh, która przy takim wyposażeniu powinna być w stanie zapewnić 2 dni typowego i 1 dzień intensywnego użytkowania smartfonu.
Honor 20 Pro obsługuje system szybkiego ładowania Super Charge i za pomocą dołączonej w pudełku ładowarki 22,5W można naładować go do 50% w ciągu 30 minut.
Ciekawie rozwiązana została kwestia lokalizacji czytnika odcisków palców. Wybierając między droższą i wciąż niedojrzałą technologią czytnika optycznego umieszczonego w ekranie oraz szybkiego i taniego czytnika pojemnościowego tradycyjnie montowanego na tylnej ścianie obudowy, Honor zdecydował się zastosować rozwiązanie pośrednie, znane już dobrze ze smartfonów Sony: czytnik umieszczony z boku obudowy, zintegrowany z przyciskiem zasilania.
Czujnik działa bardzo szybko a dzięki swojej lokalizacji jego użycie jest intuicyjne – ilość błędnych lub nietrafionych odczytów linii papilarnych podczas naszych (krótkich póki co) testów wyniosła dokładnie zero.
Cena i dostępność
W którym w sposób niegodny dżentelmenów mówimy o pieniądzach oraz żegnamy się z Honorem 20 Pro, ale obiecujemy wrócić z większą ilością szczegółów.
Jak zwykle w przypadku urządzeń klasy, którą można nazwać umownie “budżetowymi flagowcami”, kluczowym czynnikiem jest cena. A dokładniej, relacja ceny do możliwości. Póki co oficjalna polska cena Honora 20 Pro nie została podana do publicznej wiadomości, ale zarówno cena światowa jak i pojawiające się przecieki pozwalają z wysoką dozą prawdopodobieństwa zgadywać, że wyniesie ona około 2700 zł. To więcej, niż trzeba zapłacić za Xiaomi Mi9 (6/128 GB), nad którym nowy Honor wyraźnie góruje jednak wielkością pamięci RAM i pojemnością magazynu na dane, a przede wszystkim – możliwościami aparatu fotograficznego. Jest to zarazem cena wciąż niższa od mającego bardzo podobną specyfikację i wyposażonego w zbliżony (a nawet trochę gorszy!) zestaw aparatów flagowego Huaweia Mate 20 Pro (który trzeba jednak powiedzieć otwarcie ma szereg dodatkowych cech, takich jak ekran AMOLED czy wodoodporność).
Postaramy się jak najszybciej przeprowadzić kompleksowe testy wydajności i czasu pracy na baterii, ale przede wszystkim, testy porównawcze aparatów fotograficznych tego smartfonu. Póki co wygląda na doskonałą propozycję dla osób poważnie traktujących fotografię mobilną, ale nie dysponujących budżetem odpowiednim do zakupu “superflagowca”. | CHIP