Tegoroczne E3 sygnalizują nadejście ery streamingu
To chyba trend, który najsilniej zmieni branżę gier. Zapowiadali go już ludzie znaczący wiele w cyfrowej rozrywce, np. prezes Ubisoftu. Wydaje się, że pierwszą platformą, która może okazać się udanym urzeczywistnieniem idei grania zdalnego jest pokazana na E3 Google Stadia. Wystartuje ona już niedługo, bo za 5 miesięcy, ale, niestety, póki co nie skorzystają z niej gracze w Polsce. Google tradycyjnie nie wzięło pod uwagę naszego kraju jako miejsca, gdzie warto uruchamiać nowe usługi.
Tak jak wiele lat temu nie wszyscy wierzyli w cyfrową dystrybucję gier, gdyż wówczas ściąganie nowych tytułów przy łączach w naszym kraju mogło zająć tydzień, tak teraz streaming gier ma swoich krytyków wspominających zbyt wolne łącza oraz opóźnienia. Nie biorą oni jednak pod uwagę innej rewolucji czyli łączności 5G, cechującej się właśnie bardzo niskimi opóźnieniami. Streaming gier może więc wkroczyć do naszych domów szybciej niż się spodziewamy.
Konsola przyszłością gier?
Przyznam, że nie jestem fanem konsol. Jednak w najbliższej przyszłości to one mogą wygrać rynek gier, a to dzięki… streamingowi. Widać to nieco po zapowiedzi najnowszej konsoli Microsoft Xbox Project Scarlett (finalna nazwa będzie zapewne inna). Owszem, pod wieloma względami będzie prawdziwym następcą Xboxa One, ale Microsoft zapowiada, że nowa konsola będzie wspierała rozwiązanie xCloud. To gamingowy streaming w wydaniu Microsoftu, przy czym założenia jego działania są nieco inne niż w przypadku Google Stadia.
Dlaczego streaming mógłby oznaczać zwycięstwo konsol? Ponieważ wydajne i drogie gamingowe pecety mogą okazać się niepotrzebne. Dziś konsole ustępują możliwościami graficznymi wydajnym pecetom, ale w przypadku, w którym gra będzie de facto uruchamiana zdalnie, na serwerach firmy, w której użytkownik ma abonament, inwestowanie w potężną karta graficzną czy wydajny CPU stanie się zbędne. Do pośrednictwa w zupełności wystarczy konsola.
Polska gra największym hitem E3
Chyba nie ma wątpliwości, że “Wiedźmin 3” okazał się świetnym towarem eksportowym. Rozbudził też oczekiwania co do kolejnych gier CD Projekt Red. Polskie studio rok temu zapowiedziało grę “Cyberpunk 2077”, a teraz z wielką pompą ogłosiło datę premiery. Grę zobaczymy już w przyszłym roku, a zaangażowanie znanej postaci do prezentacji tytułu z całą pewnością tylko podsyciło zainteresowanie mediów i widzów.
Nie zawsze multi, za to bez wielkich zmian graficznych
Chociaż statystyki popularności tego nie wskazują, być może mamy do czynienia z przejawem zmęczenia graczy tytułami wyłącznie sieciowymi. “Cyberpunk 2077”, “Baldur’s Gate 3” czy nowe “Watch Dogs Legion” to sygnał, że może nie wszyscy chcemy uganiać się po kolorowej mapie za innymi graczami jedynie w celu przeżycia naszej postaci do końca rundy. Oczywiście, symptomem czegoś dokładnie przeciwnego może być np. tryb battle royale w “Fallout 76” i kooperacja w nowym “Wolfensteinie”, ale nowe dzieła Bethesdy są poniekąd próbą ratowania twarzy po bardzo źle przyjętym pierwszym z tytułów.
Do tego jeśli przyjrzymy się pokazanym na E3 2019 grom, możemy zauważyć, że postęp w rozwoju grafiki wyraźnie spowolnił kilka lat temu i, póki co, nie zaczął przyspieszać. Oczywiście, nowe tytuły prezentują się lepiej niż gry np. z 2016 roku, ale nie jest to regułą. “Wiedźmin 3” ma już ponad 4 lata, a gdyby pokazano go dziś nadal mieściłby się w kategorii dobrze wyglądających tytułów. Po etapie odchodzenia od klasycznych gatunków widać też ich nieśmiały powrót. Liczne cRPG, zapowiedź “Age of Empires 4” czy bardzo oldschoolowe “Songs of Conquest” to sygnał, że pogłoski o śmierci gatunków, w które grywaliśmy dwie dekady temu są dalece przesadzone. | CHIP