Już sam ten powód jest wystarczający dla producentów komórek, by z roku na rok wyposażać je w coraz lepsze aparaty. Tym bardziej, że to ich jakość jest jednym z najważniejszych czynników branych pod uwagę podczas podejmowania decyzji o kupnie nowego modelu.
Sprawdzamy jakie trendy są w tym roku na topie, wyjaśniamy dlaczegosą istotne i piszemy jaki jest ich praktyczny wymiar.
„Oczko” na każdą okazję
Na targach MWC w 2016 roku zadebiutowały pierwsze telefony z więcej niż jednym obiektywem na tylnej obudowie. Część producentów oferowała dwa obiektywy o różnych ogniskowych: „normalnej” i szerokokątnej. Zupełnie inaczej było w Huawei P9/P9 Plus, gdzie drugie monochromatyczne „oczko” połączono z podobnym obiektywem, ale RGB.
Rozwiązanie zaproponowane przez Huaweia zakładało, że sensor monochromatyczny pozbawiony kolorowego filtra zbiera więcej informacji o szczegółach, do których dodawana jest poprzez procesor obrazu informacja o kolorze. Dwa obiektywy widzące to samo były też sposobem na uzyskanie lepszych zdjęć w bardzo trudnych warunkach oświetleniowych. Taki układ obiektywów pozwalał również na uzyskanie informacji o głębi fotografowanej sceny, co dawało możliwość uzyskania ładnego rozmycia (efekt bokeh), które w normalnych warunkach wymaga długiego i bardzo jasnego obiektywu portretowego (np. 85 mm/ 2).
Za wyznaczonym trendem poszła większość producentów. Dwuobiektywowe aparaty znajdziemy w 399 telefonach wyprodukowanych w ciągu ostatnich trzech lat. Ale kierunek na następne lata wyznaczają smartfony wyposażone w 3 (ultraszerokokątny, szerokokątny i teleobiektyw), a nawet 4 obiektyw, będący sensorem sensor 3D.
Warto jednak wspomnieć o dwóch odstępstwach. Google Pixel 3 ma tylko jeden, za to bardzo dobry obiektyw, wspomagany algorytmami sztucznej inteligencji (o czym za chwilę). Z kolei tył obudowy Nokii 9 PureView okraszony został aż 6 obiektywami pracującymi równocześnie: 5x 12 MP, 28 mm (2x RGB, 3xB&W, 1x TOF 3D). W teorii taka duża liczba aparatów jest w stanie zarejestrować zdjęcie o bardzo szerokiej rozpiętości tonalnej (ponad 12 stopni EV). W praktyce rezultaty nie są niestety rewelacyjne.
Zastosowanie: To truizm, ale mały przedmiot, który mamy zawsze przy sobie staje się ekwiwalentem wielu szkieł noszonych w torbie fotograficznej.
Ultraszeroki kąt
W klasycznej fotografii tzw. standardowy obiektyw miał ogniskową ok. 50 mm i kąt widzenia ok. 45-50°,co odpowiada polu ostrego widzenia człowieka. To właśnie z tego względu taki a nie inny obiektyw stał się podstawowym „szkłem” w analogowych lustrzankach. Nieco inaczej było w reportażu, gdzie oprócz 50-tki za klasyka uchodził szerzej niż człowiek widzący świat obiektyw 35 mm (pole widzenia 63°). Taka ogniskowa doskonale sprawdzała się w tzw. fotografii ulicznej. Trafiła też do tanich analogowych kompaktów, które wykorzystywane były do upamiętniania rodzinnych uroczystości przy stole i robienia pamiątkowych zdjęć grupowych w małych pomieszczeniach.
Ten trend został przeniesiony na smartfony, które przez lata przyzwyczaiły nasz mózg do nowego cyfrowego „standardu”: szerokokątnego obiektywu. Choć z czasem w większości smartfonów podstawowy obiektyw jeszcze bardziej poszerzył pole widzenia (przekątne z przedziału ok. 24-28 mm) to i tak każdy kto robi dużo zdjęć natrafiał wcześniej czy później na sytuację gdy teoretycznie szeroki kąt okazywał się za wąski (ciasne wnętrze albo brak możliwości zrobienia kolejnego kroku w tył, by więcej zmieścić w kadrze). Dlatego od 2016 roku w smartfonach zaczął pojawiać się drugi tylny aparat o bardzo szerokim polu widzenia (aparaty przednie, ze względu na ich zastosowanie już wcześniej były szerokokątne).
Serwis GSM Arena na ten moment rejestruje tylko 81 telefonów wyposażonych w obiektyw ultraszerokokątny. Jednak, gdyby zawęzić to wyszukiwanie do tandemu ultraszeroki i teleobiektyw, to ta liczba ograniczy się tylko do 31 modeli.
Ultrawide w praktyce oznacza ogniskowe od 11 mm do 16 mm jak w rodzinach Huawei P30 czy Mate 20. Daje to kąty widzenia z zakresu 126° do 107°.
Zastosowanie: Idealny do zdjęć grupowych, fotografii w ciasnych pomieszczeniach, samochodach itp. Trzeba tylko pamiętać, że bardzo szeroki kąt ma swoje wady. Zniekształca obraz poza centrum kadru, np. poszerzając biodra osobom stojącym bo bokach czy zakrzywiając fotografowane obiekty. Z tego względu warto nauczyć się używania go z wyczuciem.
10-krotne powiększenie: kompaktom śmierć!
Tak naprawdę to dopiero możliwość optycznego przybliżania sprawiła, że smartfon raz na zawsze detronizuje rodzinnego cyfrowego kompakta.
Gdyby jako punkt odniesienia wziąć leżącego u mnie na półce kilkuletniego Panasonica DMC-TZ60 to prawie wszystkie jego atuty – poza zoomem – zostały już dawno przebite przez topowe modele smartfonów. Jego mała matryca o przekątnej 1/2,3-cala i wielkości 18 MP wygląda blado przy 1/1,7-calowej matrycy o gęstości 48 MP, jaką znajdziemy w najlepszym fotograficznym smartfonie Huawei P30 Pro.
Mój kompakt nie ma nawet trybu ultraszerokokątnego (ogniskowa 24-720 mm) i wygrywa z telefonami jeszcze tylko swoim 30-krotnym zoomem optycznym. Tyle, że jego obiektyw jest dość ciemny (światło f3.3 – f6.4) i nie ma co liczyć na dobre zdjęcia w słabych warunkach oświetleniowych mimo zastosowania w nim optycznej stabilizacji obrazu. Gwoździem do trumny kompaktów niech będzie fakt, że smartfona zawsze mamy pod ręką. A cyfrówka? Zostaje na półce i na dodatek zazwyczaj kiedy jest pilnie potrzebna to okazuje się, że jest rozładowana…
Dlatego komórki z 10-krotnym zbliżeniem takie jak P30 Pro wyznaczają kolejny trend. Trudno powiedzieć czy producenci utrzymają tendencje dublowania roku po roku oferowanego przez telefony powiększenia (2x-5x-10x-20x?), ale już dziś nawet tańsze modele oferujące 5-krotne powiększenie wygrywają z kompaktami. Bo nie dość, że są w kieszeni to w obsługiwanym zakresie ogniskowych dają lepszej jakości zdjęcia.
Tutaj musi nastąpić krótka dygresja. Formalnie, żaden z dostępnych smartfonów na rynku nie ma odpowiednika analogowego obiektywu typu zoom. Bardzo dokładnie opisał to w swoim felietonie Tomek Kulas. Pojawiające się ostanio obiektywy peryskopowe które zadebiutowały rynkowo we flagowcu Huawei również nie są zoomami. Ta horyzontalna konstrukcja wcześniej czy później musiała trafić do smartfonów. Na ten moment jest to jedyny sposób, aby zmieścić w ich niskoprofilowych obudowach dłuższe teleobiektywy.
Rozwiązanie, które spotykamy w smartfonach to połączenie dwóch lub trzech obiektywów stałoogniskowych w jeden wirtualny organizm, który można nazwać zoomem hybrydowym (koniecznie przeczytajcie co na temat tej nazwy myśli Tomek). W miejscach odpowiadających fizycznym ogniskowym taki zoom daje najlepszą i bezstratną jakość. Kiedy wybierzemy wartość znajdującą się pomiędzy ogniskowymi zawsze będzie to efekt działania bardzo dobrych jak w Huaweiu algorytmów przetwarzania obrazu i danych pochodzących z dwóch lub trzech fizycznych obiektywów.
Zastosowanie: W tradycyjnej fotografii zoom oddaje w ręce fotografa wszechstronne szkło, które błyskawicznie przejdzie od szerokiego planu do detalu. Z kolei teleobiektyw o ogniskowej 80-105 mm świetnie sprawdza się w fotografii portretowej. W smartfonach, bardziej jednak chodzi o tę wszechstronność i możliwość uzyskania niespotykanych do tej pory zbliżeń. W fotografii „ulicznej” smartfon z hybrydowym zoomem staje się niezwykle dyskretnym narzędziem, którym z oddali można wstrzelić się w bresonowski decydujący moment.
Bardziej przyziemnie: W połączeniu z zoomem cyfrowym może też zastąpić lornetkę, choć do zdjęć raczej trudno go będzie wykorzystać.
Wielomegapikselowa matryca i tryb nocny
Wielu osobom duża matryca kryjąca się pod obiektywem w aparacie kojarzy się jedynie z większąrozdzielczością zdjęcie. Tak jest w istocie, ale nie zawsze oznacza lepszą jakość, bo im więcej pikseli będziemy chcieli upakować na tej samej powierzchni (matrycy) tym będą one mniejsze. Idąc dalej, mniejsze piksele przyjmą mniej światła i choć w efekcie końcowym aparat „wypluje” wielki obrazek, to przy kiepskich warunkach będzie on zaszumiony i mniej ostry. Dlatego wielomegapikselowe matryce w smartfonach to nie wojna na jak największe możliwe do uzyskania zdjęcie, ale walka o jak najlepszą jakość.
Po raz pierwszy 40-megapikselowa matryca została wprowadzona w Huawei P20 Pro. Zastosowano w niej tzw. 4-polowy filtr Bayera, który umożliwia trzy różne tryby pracy: quad-binning, dwuekspozycyjny HDR i normalny. Najciekawszy jest quad-binning czyli łączenie 4 małych pikseli (2×2) w jeden duży super piksel, mający znacznie większą powierzchnię, na którą pada światło. To rozwiązanie daje 10-megapikselową matrycę, która bardzo dobrze radzi sobie w słabym świetle. Z kolei w trybie HDR za jednym razem zapisywany jest obraz o krótszej i dłuższej ekspozycji. Taki zabieg pomaga uzyskać zdjęcie o większej dynamice, co przydaje się podczas fotografowania kontrastowych scen typu jasne niebo/ciemny las.
W tym roku poprzeczka poszła jeszcze wyżej, bo Huawei w modelu P30 Pro zastosował zmodyfikowany filtr RYYB zamiast klasycznego RGB. Zastąpienie koloru zielonego żółtym pozwala na robienie jeszcze lepszej jakości zdjęć w warunkach słabego oświetlenia. O ile P20 Pro miał maksymalną czułość ISO 102400 to aparat w P30 Pro pracuje z 4-krotnie wyższą wartością. I trzeba przyznać, że efekt jest imponujący. Zwłaszcza kiedy ma się świadomość, że efekty finalny bazuje na jednym zdjęciu, a nie multiekspozycji, dostępnej w specjalnym trybie Zdjęć nocnych.
Zastosowanie: do wyboru albo gigantyczna rozdzielczość typu 8000×6000 pikseli, albo doskonałe zdjęcia przy bardzo słabym świetle.
Sztuczna inteligencja
Choć tego nie widać to za płynną pracę hybrydowego zoomu, obsługę matrycy Bayera odpowiada procesor obrazu wspierany przez namiastkę sztucznej inteligencji. Piszę namiastkę, bo do prawdziwej SI tutaj jeszcze bardzo daleko, niemniej już dzięki niej aparat potrafi rozpoznać co fotografujemy i dobrać automatycznie najlepsze dla danego typu sceny ustawienia. Algorytmy służą też do poprawiania zdjęć, co ma znaczenie podczas fotografowania nocą czy robienia dużych zbliżeń cyfrowych.
Wytrenowana sieć neuronowa pomaga również przewidzieć głębię ostrości. Stoi za tym złożona analiza, biorąca pod uwagę rozmiary typowych obiektów, ostrość różnych punktów w kadrze. Wszystko po to, żeby można było zrobić piękne portretowe zdjęcia, zupełnie nie nadającym się do tego obiektywem. Innym przykładem działania SI jest tryb nocnych zdjęć, mocno akcentowany w telefonach Huawei. W przypadku chińskiego producenta polega on na ciągłym robieniu zdjęcia przez kilka sekund. Podczas tej czynności procesor wizyjny cały czas śledzi ruchy aparatu i wprowadza korekty, tak by zamiast poruszonego zdjęcia zapisać idealną nocną fotografię (użytkownikom P30 Pro ten tryba właściwie jest zbędny, bo w normalnym trybie bez czekania uzyskamy podobny rezultat). U innych producentów z kolei jest to składanie kilkunastu zdjęć w jedno w celu ich odszumienia.
Przykładowe zastosowanie: Dzięki automatycznemu dobieraniu parametrów na podstawie setek zdjęć, którymi nakarmiona została sztuczna inteligencja każdy może zrobić świetne zdjęcie.
Co dalej?
Tego jeszcze nie wiemy, ale ja dzięki smartfonowi z 5-krotnym hybrydowym zoomem zacząłem robić zdjęcia tak jak kiedyś robiłem to analogowym Contaxem G2 (wymienna optyka 28 mm, 35 mm, 45 mm, 90 mm). Dostałem w końcu w ręce funkcjonalne narzędzie. Nie jest wolne od wad, ale przy takim tempie rozwoju aż nie mogę się doczekać co zobaczymy za 2-3 lata. | CHIP