Pod trzydrzwiową karoserią kryje się napęd elektryczny z BMW i3s o mocy 184 KM. Od zera do 60 km/h Mini Cooper SE rozpędza się w zaledwie 3,9 sekundy, a rozpędzenie do 100 km/h zajmuje mu 7,3 sekundy. Należy jednak pamiętać, że maksymalna prędkość pojazdu została ograniczona do 150 km/h. Jeżeli chodzi o zasięg, jest zadowalająco, ale bez rewelacji (tu warto zobaczyć nasz test Nissana Leaf 2 generacji). Na jednym ładowaniu nowy Mini powinien przejechać w granicach 235-270 km w cyklu WLTP.
Podczas prowadzenia pojazdu kierowca może skorzystać z jednego z czterech trybów jazdy: sportowego, średniego, zielonego i zielonego+. Ten ostatni pozwoli maksymalnie zaoszczędzić energię i zwiększyć zasięg poprzez wyłączenie klimatyzacji i innych systemów elektrycznych. Nie zabrakło także systemu regulacji stopnia rekuperacji energii. Mini Cooper SE naładuje się do pełna w 3,5 godziny (ładowarka o mocy 11 kW). Z kolei jeżeli użyjemy stacji szybkiego ładowania (50 kW) to 80% akumulatora naładujemy w zaledwie 35 minut.
Wnętrze samochodu zdecydowanie może się podobać. W standardzie znajdziemy 6,5-calowy ekran systemu informacyjno-rozrywkowego z nawigacją, ogrzewanie pomocnicze, dwustrefową klimatyzację, a także klasycznych dla marki detali w postaci przełączników pod pokrętłami sterowania wentylacją. Polskie ceny samochodu nie zostały jeszcze ujawnione. W Niemczech za podstawową wersję Mini Coopera SE zapłacić należy 32,5 tys. euro (ok. 140 tys. zł), a zatem więcej niż jego benzynowy odpowiednik (Mini Cooper S kosztuje od 108 tys. zł). | CHIP