Niestety, nie jest to bóg słowiański, bowiem “Godhood” brakuje polskiej wersji językowej. Zatem jest to pozycja raczej dla osób posługujących się mową Szekspira, Woltera, Cervantesa albo Goethego.
“Jesteś bogiem, uświadom to sobie, sobie”
“Godhood” od początku zainteresował mnie ciekawą, kolorową grafiką i samym pomysłem wcielenia się we wszechmocnego. Choć ta wszechmoc jest nieco ograniczona, a wyznawcy obdarzeni wolną wolą. Ową wolną wolę widać szczególnie podczas “świętej wojny”, gdyż nie mamy zbyt dużego wpływu na jej przebieg. Za to w czasie między bitwami możemy rozkazywać wojownikom, zadbać o dodatkowe wyposażenie poprawiające statystyki i odprawiać ceremonie.
Na początku rozgrywki wybieramy to, jak ma się nazywać nasze bóstwo, a także jak mają się do nas zwracać wyznawcy. Co ciekawe, gra pozwala umieścić w opisie nawet bardzo długie teksty. Można więc dać upust fantazji. Wybieramy też charakter bóstwa. Możemy być bogiem wojny, pokoju, moralnej czystości, pożądania, chciwości albo hojności. Niezależnie od tego, jakie cechy charaktery będzie mieć nasze bóstwo, rozgrywka różnić będzie się tylko nieznacznie. Inne będą typy budynków pojawiających się na późniejszym etapie zabawy oraz totemy, które poprawiają statystyki postaci.
Szybka kariera: pomniejsze bóstwo staje się prawdziwym bogiem
Fabuła “Godhood” nie jest zbyt złożona. Gdy już zdecydowaliśmy, że bardziej bawi nas bycie bogiem krwawym lecz sprawiedliwym (bóg wojny) niż tym, miłujący pokój, na ekranie widzimy krótką fabularną scenę. Oto grupka naszych wyznawców zostaje wygnana ze starożytnego miasta leżącego na wyspie. Wyznawcy uciekają do dżungli. Naszym celem jest wzmocnić ich wiarę i pomóc odbić miasto z rąk innowierców.
Rozbudowywanie wioski i odprawianie rytuałów daje nowe umiejętności wojownikom, których w związku z tym szybko wysyłamy na plac boju. System walki jest stosunkowo prosty i przypomina grę papier-kamień-nożyce.
Przed każdym starciem wybieramy trzech walecznych mężów. Tych pozyskujemy podczas organizowanych co pewien czas inicjacji. Zasada jest prosta – im popularniejszym stajemy się bóstwem, tym silniejsi i zdolniejsi wojownicy chcą za nas walczyć. W grze istnieje też system zarządzania zasobami, które pozyskujemy zlecając wojownikom prace w wiosce. O ile mają czas między jedną a drugą potyczką.
“Gniew, bogini, opiewaj”
W grze pojawiają się niestety dość frustrujące błędy, które powodują zawieszanie się programu. Co gorsza, jedyna opcja zapisu to ta automatyczna podczas wychodzenia z gry. Z tego powodu po restarcie zdarza się, że ponownie napotykamy na usterkę. Mam nadzieję, że w finalnej wersji Abbey Games upora się z tymi niedogodnościami, aby wszechmocni bogowie nie zaczęli rzucać klątw w komentarzach na Steamie.
Przyznam, że pamiętając poprzednie tytuły tego studia, nieco więcej spodziewałem się po “Godhood”. Wprawdzie producent bardzo skrupulatnie opisał swoje plany na Kickstarterze, więc po uruchomieniu zbiórki. Nie jest to niestety oczekiwany przez wielu duchowy następca “Black & White”, czyli kultowej gry brytyjskiego studia Lionhead, w której również wcielaliśmy się w boga. Z tym, że tam bardzo dużą rolę odgrywała historia, a dokonywane wybory kształtowały rozgrywkę. Ten aspekt w “Godhood” został praktycznie zupełnie pominięty. Brak możliwości robienia psikusów wyznawcom sprawia, że zabawa w boga jest na dłuższą metę nudna i sprowadza się do pilnowania, czy tubylcy odprawiają rytuały i zdobywają nowe terytoria. Jeśli tego nie czynią, nie możemy niestety zamienić się w złe bóstwo, nękające grzeszników kataklizmami i plagami.
Bóg jest tylko jeden – i nie jest to “Godhood”
Po niezbyt udanym “Godusie” studia 22cans, gra wydana przez Abbey Games również nie sprostała, przyznajmy, dość trudnemu zadaniu stworzenia udanego “symulatora boga”. Nie pozostaje zatem nic innego jak wrócić do klasyki i wygrzebać leżące gdzieś na dnie szafy “Black & White”, który do dziś jest niedoścignionym ideałem. Nikomu jak dotąd nie udało się stworzyć współczesnego tytułu na podobieństwo prawdziwego i jedynego boga tego gatunku gier. | CHIP