– To są najczęściej bardzo groźne urazy, otwarte złamania kończyn górnych i dolnych czy też złamania z przemieszczeniem kości, które kończą się na stole operacyjnym – mówi CHIP-owi dr Łukasz Markiewicz, ordynator SOR-u w Szpitalu Praskim w Warszawie. – Z takim rodzajem urazów spotykamy się tutaj nawet trzy razy w ciągu doby – dodaje.
Wzrost wypadków wywołanych jazdą na hulajnodze potwierdza też dr Rafał Garlewicz:
– Jeszcze 7, 8 lat temu widzieliśmy tak poważne obrażenia może kilka razy w ciągu roku. Teraz kilka razy dziennie – podkreśla ortopeda z warszawskiego Enel-Medu.
Im więcej użytkowników, tym więcej wypadków
Problem pojawił się nie tylko w Polsce. Dokładnych statystyk w naszym kraju nikt nie prowadzi, więc trudno porównać liczbę wypadków z udziałem hulajnóg do np. liczby tych rowerowych czy motocyklowych. Z danych Consumer Reports wynika, że w USA od końca 2017 roku do lutego 2019 w 110 szpitalach odnotowano około 1500 zdarzeń z udziałem użytkowników hulajnóg. Coraz częściej słyszy się także o wypadkach śmiertelnych. W lipcu w Wielkiej Brytanii po kolizji hulajnogi z ciężarówką zmarła vlogerka Emily Hartridge. Miesiąc wcześniej podobnego wypadku nie przeżył 25-latek, który poruszał się nocą po Paryżu. W 2016 22-letni mieszkaniec Singapuru spadł z hulajnogi elektrycznej i zmarł w wyniku pourazowego krwotoku mózgu. W Polsce zginęło już dwóch 10-letnich chłopców. W Starym Kramsku jadący hulajnogą po jezdni wpadł pod koła samochodu. W Lublinie 10-latek jadący chodnikiem zjechał na jezdnię pod koła autobusu.
Co jest przyczyną wypadków?
Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi. Przyczyn jest co najmniej kilka. Po pierwsze – bywa, że alkohol. Hulajnogi stały się ulubionym środkiem transportu imprezowiczów. Widać to wyraźnie w centrach większych miast po zmroku. Hulajnoga nie jest traktowana w świetle prawa jak rower czy motocykl, jazda pod wpływem alkoholu nie jest więc zabroniona. Po drugie – brak świadomości i edukacji. Początkujący użytkownicy nie potrafią sobie wyobrazić, jak trudno jest zahamować pojazd, który rozpędza się do 30 km/h. Często rozpędzeni wjeżdżają na dziury, które rower pokonałby bez problemu, a z którymi hulajnoga na małych kółkach nie da sobie rady. Próbują też manewrów, które na hulajnogach po prostu się nie udają.
– Ludzie jeżdżą jak wariaci, żeby im dodatkowych minut nie naliczyło. A na prywatnych Vmaxach jeżdżą również jak wariaci, choć często brak im doświadczenia. W przypadku wypożyczanego sprzętu widać u użytkowników brak dbałości. Zamiast ominąć jakąś koleinę czy wyższy krawężnik wjeżdżają nań z pełną prędkością. I o wypadek nietrudno – tłumaczy Michał Ryszkowski, członek grupy Elektryczne Hulajnogi i Skutery.
Rafał Garlewicz podkreśla, że problemem jest również sama konstrukcja hulajnogi. Jej koła są niewielkie, a kierownica blokuje je przy gwałtownym skręcie. Do tego dochodzi jeszcze środek ciężkości – w tym przypadku umieszczony wysoko. Przy ostrym hamowaniu bardzo łatwo o wywrotkę. Ortopeda zauważa, że dodanie do hulajnóg silników elektrycznych nie wywołało żadnych zmian w konstrukcji sprzętu na przestrzeni lat. Te pojazdy stworzono z myślą o niewielkiej prędkości będącej wynikiem napędzania siłą ludzkich mięśni. Niektórym osobom wydaje się, że z hulajnogi łatwo zeskoczyć, ale to nieprawda. Miejskie hulajnogi poruszają się z prędkością ok. 25 km/h (to więcej niż średnio rower), a na rynku istnieją przecież modele o znacznie wyższych osiągach, rzędu 60-80 km/h. Zeskok przy takiej prędkości, bez treningu i przygotowania to kłopoty…
Użytkownicy hulajnóg zwracają z kolei uwagę na inny problem – nieuwagę pieszych i kierowców:
– Mam hulajkę niecałe 2 miesiące, staram się jeździć ostrożnie i nikomu nie przeszkadzać – opowiada nam Joanna Sujka. – Zawsze zwalniam przed wyjazdami z posesji, wolno zbliżam się do przejść. Mimo ostrożności miałam już spotkanie z autem, na szczęście nic poważnego się nie wydarzyło, bo dopiero zaczynałam przyśpieszać. Kierowca stał na poboczu i włączał się do ruchu. Niestety nie spojrzał w lusterko, ruszył, a ja zatrzymałam się na jego drzwiach.
Kierujący hulajnogami narzekają także na pieszych z małymi dziećmi, które oddalają się od rodziców oraz na właścicieli psów ze smyczami rozciągniętymi na całą szerokość chodnika.
Co można zrobić, by kierujący hulajnogami byli bezpieczniejsi?
Pomysłów na to jest wiele, w pierwszej kolejności – zmiany w prawie. Obecnie hulajnogi są traktowane jak piesi, nie mogą zatem legalnie poruszać się po drogach rowerowych. Ministerstwo Infrastruktury, jak opisywaliśmy, pracuje nad nowelizacją ustawy. Użytkownicy podkreślają, że przydałyby się udogodnienia, np. likwidacja niektórych krawężników, łagodniejsze zjazdy. Wielu zgadza się z tezą, że powinno się wprowadzić obowiązek używania kasków. Dobrym planem wydaje się ograniczenie prędkości na hulajnogach miejskich uzależnione od umiejętności kierującego. Przydałoby się także limitowanie prędkości w pojazdach, którymi jeżdżą dzieci.
Nawet jeżeli te wszystkie pomysły zostaną zrealizowane, oczywiście nadal będzie ryzyko wypadków. Przydałby się zatem jeszcze sensowny system ubezpieczeń. Tym bardziej, że popularność opisywanych urządzeń stale rośnie. Operatorzy instalują wypożyczalnie w kolejnych miastach, na rynku jest również wiele modeli hulajnóg, które można kupić. Facebookowa grupa entuzjastów tych sprzętów liczy ponad 3500 osób.
Do wątku wrócimy w portalu w poniedziałek – opublikujemy wtedy szerszy raport dotyczący różnych ważnych aspektów funkcjonowania elektrycznych hulajnóg. | CHIP
FELIETON: o tym, jak zaskoczył nas Uber, Bolt i elektryczne hulajnogi