A teraz konkrety. Koszt produkcji elektrycznych jednośladów autorzy raportu oszacowali na podstawie modelu Xiaomi M365. Uwzględnili też transport urządzeń z Chin do Północnej Karoliny (niemal 16 tysięcy kilometrów). Te dwie składowe stanowią 50% śladu węglowego każdej hulajnogi. Za kolejne 43% odpowiada emisja związana z obsługą pojazdów. Chodzi o to, że niektóre firmy udostępniające sprzęt umożliwiają pozostawianie ich poza stacjami dokującymi. To zaś wymusza codzienne zbieranie hulajnóg w celu naładowania akumulatorów i późniejsze rozwożenie z powrotem do stacji. Naukowcy zsumowali całość zużycia energii i obliczyli, że jeden przejechany kilometr na wynajętej hulajnodze elektrycznej odpowiada emisji 126 gramów dwutlenku węgla. To więcej niż w przypadku osoby pokonującej ten sam dystans w zapełnionym autobusie – choć mniej niż w sytuacji, kiedy jechalibyśmy samochodem.
W ramach badania autorzy przeprowadzili też ankietę, w której pytali wynajmujących hulajnogi elektryczne o to, jaki środek transportu wybraliby, gdyby jednoślady były niedostępne. 34% ankietowanych sięgnęłoby po własne samochody lub carsharing, a 11% wsiadłoby do autobusu. Za to 49% wskazało rower lub pieszą wędrówkę. Z tych deklaracji wynika, że brak hulajnóg obniżyłby łączną emisję gazów cieplarnianych. Twórcy analizy przyjęli, że pojedyncza hulajnoga jest wykorzystywana przez co najmniej 6 miesięcy.
Niemniej badacze nie przekreślają hulajnóg jako sensownego środka transportu, bo i tak są one dużo lepszym wyborem niż samochody. Naukowcy proponują natomiast, co można poprawić w ekologicznym funkcjonowaniu elektrycznych jednośladów. Warto np. skrócić trasy pokonywane przez pracowników zbierających hulajnogi, z kolei obsługa mogłaby jeździć niskoemisyjnymi samochodami. | CHIP