Wykonanie i wygląd
Niemal cała hulajnoga jest jednolicie, matowo czarna (dostępny jest też wariant biały). Jedynym wyjątkiem są wysuwana rura i poprzeczki kierownicy, a także śruby mocujące, pozostawione w naturalnym kolorze metalu. Widać spory postęp w stosunku do wcześniejszej wersji hulajnogi, Kugoo S1 (bez “Pro”). Mimo stosunkowo niewielkich zmian, lekko przeprojektowana całość wyraźnie nabrała stylu i charakteru. Czerwone elementy odblaskowe dodane po obu stronach “deski podłogowej”, zarówno z przodu jak i z tyłu z pewnością mają wpływ na bezpieczeństwo. Przede wszystkim jednak nadają Kugoo S1 Pro opływowy, nowoczesny kształt, którego brakowało w poprzedniej wersji.
Czerwone akcenty, tym razem w postaci światełek sygnalizacyjnych, pojawiają się także na końcach ramion kierownicy, spinając całość w jednorodny projekt. Wspomniane lampki mogą służyć za światła pozycyjne albo za kierunkowskazy. Osobiście odradzałbym jednak to drugie zastosowanie. Po pierwsze, sięganie do znajdujących się na końcu uchwytów włączników jest w czasie jazdy niewygodne. Po drugie, włączniki działają w pętli wyłączone-światło błyskowe-światło stałe-wyłączone, więc wyłączanie “kierunkowskazu” wymagałoby dwóch kliknięć. Po trzecie wreszcie, dla znajdującego się z tyłu obserwatora światełka mogą zostać łatwo zasłonięte sylwetką jadącego. Zdecydowanie warto natomiast po zmroku włączyć obie lampki na stałe, to świetne rozwiązanie ogromnie zwiększające widoczność hulajnogi i wasze bezpieczeństwo.
Ergonomia
Trudno zrobić nieergonomiczną hulajnogę. Tak naprawdę, liczą się drobiazgi, które zadecydują potem o wygodzie codziennego użytkowania. W przypadku Kugoo S1 Pro drobiazgi zostały zdecydowanie przemyślane. Nóżka podpierająca znajduje się we właściwym miejscu i do jej rozłożenia wystarczy jeden ruch stopy, gniazdko zasilania umieszczono u podstawy kierownicy, gdzie jest bardzo łatwo dostępne bez potrzeby gimnastykowania się z zaglądaniem pod podstawę hulajnogi, a uchwyty kierownicy mają profilowanie dobrze podpierające wnętrze dłoni.
Platforma jest szeroka i dostatecznie długa, umożliwiając wygodne ustawienie na kilka sposobów, a pokrycie całej jej powierzchni szorstkim materiałem zapewnia dobrą przyczepność nawet kiedy mamy gładkie podeszwy i mokre buty. W zasięgu kciuków dłoni spoczywających na kierownicy znajdują się dźwignie przyspieszenia i hamowania, a także skrajne przyciski funkcyjne: klakson po lewej i przełącznik trybów jazdy po prawej. Tu trzeba jednak powiedzieć, że korzystanie z nich w trakcie jazdy, choć możliwe, zdecydowanie nie jest komfortowe.
Pilnowanie parametrów jazdy bardzo ułatwia duży, kolorowy wyświetlacz LCD, na którym jak na dłoni widać najważniejsze dane: bieżącą szybkość, poziom napięcia w baterii oraz poziom pozostałej energii. Oprócz tego wyświetlane jest wiele dodatkowych przydatnych informacji, takich jak ustawiony tryb szybkości czy przejechana odległość. Umieszczony na tylnej ściance obudowy wyświetlacza rząd pięciu przycisków pozwala włączyć klakson, resetować przejechaną odległość, włączać i wyłączać hulajnogę, włączać i wyłączać lampę przednią oraz tylną i wreszcie zmieniać ustawienia dopuszczalnej szybkości.
W użytkowaniu
Jak się jeździ? Bardzo przyjemnie! Hulajnoga bobrze przyspiesza, zwłaszcza przy najwyższym ustawieniu trybu szybkości, gładko utrzymuje prędkość, bez problemów radzi sobie z typowymi podjazdami, jakich dziesiątki można napotkać na osiedlach. Koła o średnicy 8″ bardzo dobrze sprawdzają się podczas jeżdżenia po pełnych drobnych pułapek osiedlowych dróżkach i pozwalają dobrze wykorzystać moc silnika na prostych, równych ścieżkach rowerowych i bocznych ulicach. Amortyzacja zarówno przedniego, jak i tylnego koła okazuje się bardzo skuteczna, dobrze radzi sobie z wszelkimi wybojami. Jednak z powodu zastosowania pełnych, nie pneumatycznych kół, bardzo drobne, za to gęste nierówności (takie jak kostka bauma czy inne rodzaje bruku) są niestety odczuwane mocniej, niż w przypadku konkurentów z pompowanymi kółkami.
Pewien niepokój budzi na początku kierownica, której składane poprzeczki siedzą w swoich tulejach z pewnym luzem. Podczas jazdy i tak dociskamy poprzeczki i przestaje się go zauważać, ale gdzieś w głowie pozostaje niewielka niepewność. Po jednym – dwóch przejazdach okazuje się też, że gumowane uchwyty na kierownicy obracają się pod wpływem nacisku dłoni. Wystarczy chwila, żeby przywrócić im pierwotną pozycję i nie jest to duży problem.
Znacznie bardziej dokuczliwe jest zastosowanie hamulca elektromagnetycznego. Chodzi po prostu o przestawienie umieszczonego w przednim kole silnika na działanie w charakterze prądnicy. Obracające się koło obraca rdzeniem w uzwojeniu, przez co zmienne pole magnetyczne indukuje prąd – opór pola magnetycznego hamuje rdzeń, a więc koło, a wraz z nim całą hulajnogę. To prosta i efektywna metoda, która jednak ma dwie wady. Każda z nich z osobna może być dokuczliwa, ale razem stają się wręcz niebezpieczne. Pierwsza z nich wiąże się z charakterystyką pracy hamulca: po naciśnięciu dźwigni przez chwilę przesuwa się ona nie wywołując żadnego efektu, a potem następuje błyskawiczny, logarytmiczny wzrost siły hamowania. Niezmiernie trudno jest zahamować delikatnie lub łagodnie zwiększać siłę hamowania w miarę potrzeby, bo niełatwo trafić we właściwy zakres położenia dźwigni – rozwiązaniem okazują się krótkie impulsy mocniejszego hamowania, pozwalające wytracić prędkość i zarazem wyczuć jak głęboko wcisnąć dźwignię.
Druga wada to kwestia lokalizacji hamulca. Wielu rowerzystów przekonało się, że blokowanie przedniego koła podczas jazdy z dużą szybkością może skończyć się krótkim lotem przez kierownicę, zakończonym przeważnie bolesnym lądowaniem. Ponieważ hamulec elektromagnetyczny jest de facto silnikiem, zatrzymuje właśnie przednie koło. To niewygodne i stresujące, ale tak długo, jak długo jesteśmy w stanie przygotować się na hamowanie (na przykład przenieść środek ciężkości do tyłu i w dół) a także dobrze kontrolować jego siłę, wszystko jest w porządku. Właśnie, czy wspominałem już, że bardzo trudno kontrolować siłę hamowania hamulcem elektromagnetycznym…?
Zrozumcie mnie dobrze – to nie jest problem, przez który każdy kto wsiądzie na Kugoo S1 Pro skończy raz-dwa na ziemi. Testuję tę hulajnogę od niemal dwóch miesięcy i wszystko jest w porządku. Trzeba jednak mieć świadomość, że taka charakterystyka hamulców nakłada na prowadzącego obowiązek podjęcia dodatkowych środków ostrożności. Trzeba jeździć wolniej i uważniej przyglądać się otoczeniu, bo awaryjne hamowanie, które w innym przypadku oznaczałoby tylko skok adrenaliny i czarny ślad na nawierzchni, tu może skutkować efektownym lotem do przodu. Wraz ze wszystkimi jego konsekwencjami.
Byłem bardzo zadowolony z zasięgu Kugoo S1 Pro. Użytkowana intensywnie przez kilka dni przejechała 28 km, zanim poziom napięcia w baterii spadł do poziomu sygnalizującego konieczność ładowania. Do bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę że zasięg jest uzależniony od wagi użytkownika i jego stylu jazdy, a ja nie należę do osób lekkich, a prowadząc testy starałem się sprawdzić hulajnogę w naprawdę bardzo różnych warunkach.
A propos różnych warunków – Kugoo S1 Pro zaskakująco dobrze poradziła sobie na nieprzygotowanej nawierzchni, czyli na ścieżkach gruntowych. Z rzadka tylko zdarzało jej się tracić przyczepność w co bardziej piaszczystych albo wilgotnych miejscach, co nie jest niczym dziwnym biorąc pod uwagę że jej koła są zoptymalizowane do jazdy po asfalcie. Świetnie za to poradziło sobie zawieszenie. Także lekki deszcz który złapał mnie podczas prowadzenia testów nie zrobił na Kugoo żadnego wrażenia.
Na pochwałę zasługuje fakt, że dzięki składanym poprzeczkom kierownicy Kugoo S1 Pro, po złożeniu stanowi bardzo zgrabny pakunek, a dołączona w komplecie torba pozwala wygodnie zabrać hulajnogę ze sobą do metra, autobusu czy pracy. Solidny system składania kierownicy budzi zaufanie, jednak jego obsługa nie należy do łatwych. Warto przećwiczyć to sobie kilkakrotnie z instrukcją w dłoni, bo procedura nie jest intuicyjna i może przyprawić o frustrację. Kiedy jednak ją opanujemy, wszystko działa jak należy.
Podsumowanie
Kosztująca niespełna 1400 zł hulajnoga Kugoo S1 Pro oferuje moc, szybkość i zasięg na poziomie Xiaomi M365 Pro, za którą trzeba zapłacić ponad 2000 zł. Jest też solidna, wygodna i niezawodna, a do tego dobrze się składa i ma torbę transportową w komplecie. Jedyne co naprawdę chętnie bym zmienił to decyzja o zastosowaniu hamulca elektromagnetycznego – klasyczny tarczowy byłby dużo wygodniejszy w codziennym używaniu. | CHIP