Gadżet nie jest mobilną drukarką, ponieważ nie przyjmuje żadnych plików cyfrowych. By wydrukować na nim zdjęcie należy położyć na nim smartfon tak, by wyświetlał w tym momencie wybraną fotografię. Następnie obraz rzutowany jest na papier światłoczuły. Po chwili z urządzenia wychodzi zdjęcie o formacie klasycznego polaroida. Dla współczesnych nastolatków – magia. Dla osób pamiętających analogowe wywoływanie zdjęć – sentymentalna podróż.
Jedną z fajniejszych funkcji w aplikacji ułatwiającej obsługę maszyny jest możliwość podzielenia jednego zdjęcia na złożone z kilku lub nawet kilkunastu części kompozycje. Oczywiście nie ma się co spodziewać, by jakość fotek odpowiadała wydrukom ze zwykłej drukarki, ale to nie o to przecież chodzi. Liczy się frajda z “wywoływania” zdjęć i efekt vintage.
Niestety Polaroid Lab nie jest tani. Kosztuje 130 euro (ok. 560 zł), ale do tego musimy także doliczyć cenę papieru. Ta nie została jeszcze ujawniona, ale sugerując się kwotami, jakie firma życzy sobie za np. i-Type (ok. 65 zł za 8 szt. wkładu) nie liczyłabym na nic tańszego. Urządzenie do sprzedaży wejdzie w październiku. | CHIP