Proces jest wynikiem kary, jaką w marcu 2016 r. nałożył na Google francuski urząd ochrony danych osobowych CNIL. Serwis odmówił bowiem osobie powołującej się na prawo do bycia zapomnianym usunięcia linków widocznych w innych niż unijne wersjach wyszukiwarki.
Google zwróciło się wówczas do francuskiej Rady Stanu (Conseil d’Etat) o stwierdzenie nieważności decyzji z marca 2016 r. Ta z kolei skierowała w tej sprawie pytania prejudycjalne do Trybunału w Luksemburgu. Rada zwróciła się z pytaniem, czy przepisy UE dotyczą absolutnie wszystkich wersji narodowych wyszukiwarki, czy jednak tylko tych, które funkcjonują w domenach krajowych krajów UE. TSUE uznało, że przepisy unijne to jednak przepisy unijne, a nie ogólnoświatowe i Google, w tym konkretnym przypadku postawiło na swoim.
Jeśli więc w internecie krążą o was jakieś informacje, to wystąpienie o ich usunięcie do Google nie oznacza, że znikną one z Sieci całkowicie. Ponad to warto pamiętać, że Google nie jest jedyną wyszukiwarką. Choć inne są marginalne, takie jak Bing czy DuckDuck, ale jednak są. Do każdej z nich należy wystąpić z osobnym wnioskiem.
Obecne stanowisko TSUE znacząco różni się od tego jakie w 2014 r. prezentowała Grupa robocza ds. ochrony osób fizycznych w zakresie przetwarzania danych osobowych. W 2014 r. opracowała ona 13 kryteriów, zgodnie z którymi wyszukiwarka ma podejmować decyzję o usunięciu danych osobowych z wyników wyszukiwania. Jednocześnie nakazała, aby prawo do bycia zapomnianym, było również stosowane w amerykańskiej wersji wyszukiwarki. Najnowsze orzeczenie TSUE ma zupełnie inny wydźwięk.