Przydają się serwisy, takie jak Fake friday, które umożliwiają śledzenie zmian cen danego produktu w sklepie w ciągu ostatnich tygodni, a nawet miesięcy. To ciągle jednak nie powstrzymuje niektórych sprzedawców przed “podkręcaniem” wyprzedaży poprzez sztuczne podnoszenie wartości towarów na kilka dni przed Black Friday, aby przecena wydawała się jeszcze większa niż ma to miejsce w rzeczywistości (o ile w ogóle jakakolwiek była).
Czarny Piątek to w założeniu dobra okazja do zrobienia świątecznych prezentów. Na Starym Kontynencie ta dość młoda tradycja jeszcze nie do końca się przyjęła i co roku mam wrażenie, że sama w sobie jest często zwykłym chwytem marketingowym, za którym niekoniecznie idą konkretne przeceny. Choć rzecz jasna bywają też i chlubne wyjątki. Najczęściej jednak przecenionych produktów jest niewiele, a chętnych klientów tak wielu, że strony internetowe sprzedawców przestają działać. I o to w zasadzie w tym całym zakupowym szaleństwie chodzi. Osoby, którym nie udało się kupić danego przedmiotu, zapewne w przyszłości wrócą jeszcze przed zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia, które są nie tylko ważnym wydarzeniem religijnym, ale od dłuższego już czasu również kulminacją sezonu zakupowego.
Przeciwni wydarzeniu są alterglobaliści, a także osoby i organizacje zwracające uwagę na szkodliwość konsumpcyjnego stylu życia. W Czarny Piątek, przed galeriami handlowymi (m.in. w Krakowie) protestowali aktywiści Greenpeace. Manifestanci wywiesili transparenty nawołujące do nieulegania sztuczkom marketingowym, mającym na celu zwiększenie sprzedaży. Argumenty od lat są te same: nadprodukcja towarów odbywa się kosztem środowiska naturalnego, a każdy nowy produkt dokłada cegiełkę do zanieczyszczenia wywołanego działalnością ludzi i emisji gazów cieplarnianych takich jak dwutlenek węgla.
Co ciekawe, do idei Czarnego Piątku sceptyczny stosunek mają osoby o różnych poglądach politycznych. Wiele osób wskazuje, że z polską tradycją Black Friday ma niewiele wspólnego (podobnie jak Halloween czy Walentynki). I trudno z tym argumentem polemizować, biorąc pod uwagę, że Black Friday związany jest z amerykańskim Dniem Dziękczynienia. Zanim jednak w 1863 roku prezydent Stanów Zjednoczonych, Abraham Lincoln, ogłosił Dzień Dziękczynienia świętem państwowym, przez ponad 200 lat był tradycyjnie obchodzony przez trzy dni, od czwartego czwartku listopada, aż do soboty. W tym czasie organizowano także dożynki, które później, w połowie XX wieku, stały się dniem wyprzedaży.
Skoro zatem uznamy, że Czarny Piątek jest daleki od naszej rodzimej tradycji, to może warto z niego zrezygnować? Mimo wszystko, to coraz popularniejsze zjawisko ma pewne zalety. Chyba najważniejszą z nich, na przekór agencjom marketingowym, które sprowadziły do Polski ten zwyczaj zza oceanu, jest zwiększenie świadomości konsumenckiej. Paradoksalnie, gdyby nie Czarny Piątek (a potem mamy przecież Cyber Monday) to kto usłyszałby o manifestacjach Greenpeace i innych organizacji, które nawołują, byśmy kupowali z większym umiarem i rozsądkiem. W trosce o planetę.
Z drugiej strony, przeceny (o ile są rzeczywiste, a nie nadmuchiwane) mogą faktycznie pomóc zdobyć sprzęt i inne przedmioty, których wypatrujemy od dłuższego czasu. I w takich świadomych zakupach nie dostrzegam nic złego. Ważne, aby przed wydaniem pieniędzy nie kierować się jedynie emocjami, ale zadać sobie pytanie, które promuje na swoich transparentach Greenpeace. W przeciwnym razie możemy skończyć z masą zupełnie niepotrzebnych gadżetów, które prędzej czy później wylądują na strychu albo w piwnicy. Tuż obok nietrafionych prezentów świątecznych. | CHIP