Jack Dorsey uważa, że reklamy polityczne są po prostu ryzykowne. Korzystanie z nich ingeruje w ostateczne wybory podczas głosowania. W efekcie oddziałuje na życie milionów osób. Problem staje się większy, kiedy w grę wchodzi uczenie maszynowe i mikrotargetowanie, czyli dobieranie przekazu do jak najmniejszych grup odbiorców, a nawet jednostek.
Przy okazji Dorsey odniósł się do informacji Facebooka o tym, że portal Marka Zuckerberga nie będzie ingerował w treść politycznych reklam. Prezes Twittera napisał, że według niego nie jest wiarygodne przekonywanie o tym, że ciężko pracuje się, żeby ograniczać rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji, przy jednoczesnym pozostawianiu kłamliwych treści tylko dlatego, że ktoś za nie zapłacił. Zwrócił też uwagę na problem braku regulacji dotyczących politycznych reklam w sieci.
We’ve made the decision to stop all political advertising on Twitter globally. We believe political message reach should be earned, not bought. Why? A few reasons…🧵
— jack (@jack) October 30, 2019
Do wpisów Dorseya odniósł się też dyrektor finansowy Twittera, Ned Segal. Napisał, że decyzja portalu jest podyktowana zasadami, a nie pieniędzmi. Przy okazji ujawnił, że w Stanach Zjednoczonych w 2018 roku wydatki na reklamy polityczne na Twitterze wyniosły niecałe 3 miliony dolarów. Ostatnie banery w serwisie pojawią się 22 listopada. Dzięki temu bieżący reklamodawcy mogą zakończyć trwające kampanie.
Facebook nie usunie reklamy, za którą zapłacił komitet wyborczy Donalda Trumpa