Nie to, że nie rozumiem, że ktoś po prostu lubi wygodę i chce mieć dokładnie 12 winogron, bo tyle właśnie w Sylwestra zje (a jak wiadomo szkoda, żeby reszta się zmarnowała, wiecie – dbamy o planetę i te rzeczy). Ale na serio? 12 osobno pakowanych winogron? Nie macie wrażenia, że to po prostu szaleństwo?
Znalazłam też ugotowane na twardo i obrane jajka w opakowaniach, pozbawione skórki pomarańcze w plastikowych pojemnikach i flamastry w pudełku, z których każdy był osobno owinięty folią. Na półkach sklepowych na świecie leżą też szczelnie i pojedynczo zapakowane ziemniaki i banany. Czosnek pakowany każda główka osobno i serek w plastrach, gdzie każdy plaster jest osobno owinięty folią.
Choć najbardziej urzekła mnie opakowaniowa matrioszka, czyli popcorn w plastikowej torebce umieszczonej w kartoniku typowym dla prażonej kukurydzy, który swoje miejsce znalazł w pudełku z foliowym elementem, żeby dobrze było widać produkt. O taka:
To skrajne przykłady i wiadomo, że u nas jest trochę inaczej, bo przecież tylko w Azji i wyjątkowo w Hiszpanii przed Nowym Rokiem, ludzie mają słabość do plastiku. U nas można podejść do dowolnego sklepu i bez najmniejszego problemu dostać produkt bez zbędnego opakowania. Kupując różne bułki w piekarni można je razem załadować do jednej torby, a zaopatrując się w mięsiwa w osiedlowym mięsnym poprosić o wrzucenie ich do jednego pojemnika. Ziemniaki da radę zapakować razem z jabłkami i ogórkami do poręcznej siaty, i tylko płatki śniadaniowe się bronią, ale zawsze można wybrać takie z logo fairtrade. Tyle tylko, że to się nie dzieje. To po prostu nieprawda.
Tak naprawdę w piekarni każdą bułkę zapakowano mi w osobną, choć papierową torebkę. W mięsnym każdą kiełbaskę i każdy kawałek mięsa zawinięto w folię, potem w papierek, a potem pani sprzedająca cichcem usiłowała wrzucić wszystko do plastikowej siatki. Pudełeczko z płatkami fairtrade też okazało się oszukańcze. Miało w środku woreczek, który znalazł się tam chyba tylko po to, by nikt nie zauważył, że kartonik jest do połowy pusty.
Rozmowy ze sprzedawcami w wielu przypadkach są bezowocne. I nie dlatego, że oni sami nie chcieliby czegoś zmienić. W piekarni usłyszałam, że ekspedientka chętnie by te prośby realizowała, ale jak się przyjrzę, to zauważę kamerę, która wisi tuż nad nią i weryfikuje, czy właściwie pakuje. Właściwie, czyli w dużo wszystkiego. W mięsnym, pani tak z przyzwyczajenia każdą kiełbaskę zawija i ludzie tak chcą, więc ona z wolą ludu dyskutować nie będzie (na brak siatki przystała). Płatki akurat leżały na półce w supermarkecie i były najmniejszym zaskoczeniem. Już zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że powrót stamtąd z 4 torbami skutkuje koniecznością kolejnej wycieczki, ale do kontenera, z reklamówką pełną plastiku.
Z elektroniką, którą z rzadka też kupujemy, jest podobnie. W tym przypadku moje próby walczenia z wewnętrznym konsumpcjonistą często spełzają na niczym. Między innymi dzięki temu mogłabym mnożyć przykłady sprzedawców, którzy w kartonie po odkurzaczu (wypchanym po brzegi wypełniaczami) są w stanie przesłać baterię wymagającą co najwyżej koperty. A do równie dużego kartonu włożyć Mi Banda, jak na przykładzie poniżej:
Podczas gdy jedni lekką ręką wyrzucają bez potrzeby tony plastiku, inni próbują do minimum ograniczyć śmieci, które produkują. Pojedyncze osoby doszły w tym do perfekcji. Jednak nie da się ukryć, że to wymaga energii. Samo zrobienie zakupów bez wszystkich niechcianych opakowań musi zacząć się od poszukiwania właściwych sklepów. Co więcej, zwykle nie kończy się na odwiedzinach tylko jednego. Aby takie zakupy miały sens, to sklepy te należałoby odwiedzać na piechotę lub co najwyżej na rowerze.
Wykorzystywanie wszystkiego, co tylko jeszcze można ponownie użyć, też wymaga i czasu i chęci. Aż strach pomyśleć, co by było gdyby racjonalne podejście zarówno konsumentów, jak i producentów skutkowało możliwością zrobienia zwykłych zakupów bez znoszenia do domu kilograma plastiku. Fani zero waste straciliby część argumentów i zyskali tyle czasu, że kto wie, może zaczęliby pisać posty o czymś innym niż o wyższości toreb wielokrotnego użytku nad plastikowymi siatkami. Tym bardziej, że nie jest ona aż tak oczywista.
Duńskie badania z 2018 roku wykazały, że bawełnianą torbę trzeba użyć 52 razy, żeby “zwrócił się” jej klimatyczny koszt. Ale jeśli wziąć pod uwagę wszystkie pozostałe czynniki, to okazuje się, że takich “użyć” powinno być ponad 7,1 tys. To kilka lat z jedną siatką, która może tego po prostu nie wytrzymać. Dla porównania, polipropylenowe reklamówki dostępne w każdym sklepie, wymagają jedynie 37 spacerów do sklepu. Choć muszę przyznać, że nie znam nikogo, kto tyle razy zrobiłby z nich użytek, bo trwałością to one nie grzeszą.
Wydaje się, że wystarczyłyby odrobina rozsądku i trochę mniej wygody, żeby przyszłe pokolenia nie musiały sobie radzić ze śmieciami, które po sobie pozostawimy. No chyba, że planujemy pójść o krok dalej i w ramach programów nowoczesnego państwa trzymać je w chmurze, jak wtedy, kiedy płonęły u nas wysypiska. | CHIP