Tak jak boimy się tego, czego nie rozumiemy, tak swoją głupotą i impertynencją w dzisiejszych czasach możemy narobić nie tylko sobie, ale też firmom wiele problemów. Spokojnie – wiem, że brzmi to teraz tak sensownie, jak plany zmian niektórych partii politycznych, ale zaraz zrozumiecie, co miałem na myśli. Wszystko rozbija się o autonomiczny system Tesli, a raczej incydent z tym związany.
Za każdym razem, kiedy widzę jakikolwiek incydent z udziałem autonomicznego samochodu, mam głęboką pewność, że zawiódł czynnik ludzki. Martwię się bowiem, że kiedy technologia zacznie zbierać krwawe żniwa nawet przez ludzką głupotę, jej rozwój zatrzymają regulacje rządowe. Byłaby to wielka szkoda, bo obecnie te systemy autonomicznej jazdy rozwijają się w najlepsze, a pierwsze dwa poziomy autonomii trafiają coraz częściej na pokład znanych nam modeli od wielkich koncernów.
Niestety, jak to jest z nowościami na rynku, media szybko są w stanie rozdmuchać jakiekolwiek nieliczne incydenty do pokaźnych rozmiarów, szerząc panikę, czy niechęć. Ile to już razy mogliśmy przeczytać, że elektryczne samochody są bardziej niebezpieczne od tych spalinowych, czy że technologia autonomiczna zabierze ze sobą wiele istnień? Tak nie jest. A przynajmniej nie byłoby, gdyby ludzie byli rozważni i przestrzegali instrukcji, czy np. nie gasili wodą akumulatorów litowo-jonowych.
I tutaj wchodzi nasz bohater, 25-latek z USA, który to oszukał autonomiczny system Tesli, który uznawał, że kierowca ciągle jest za kółkiem, kiedy ten udał się lekkomyślnie na tylne siedzenia samochodu. Sprawę zgłosiło wielu świadków i na szczęście policji udało się szybko zatrzymać niejakiego Parama Sharmę, który najpewniej nie raz jeździł w ten sposób w swoim Modelu 3. Ten został z kolei odholowany, aby zebrać dowody m.in. w sprawie kary za lekko myślną jazdę.
Areszt dla cwaniaka w Modelu 3 należał się, jak psu buda. Pozostaje tylko cieszyć się, że jego głupota nie skończyła się źle i nie wywołała kolejnej nagonki na autonomiczne samochody.
Należy pamiętać, na co sam uczulam przy każdej możliwej okazji, że choć Tesla w swoim najlepszym pakiecie technologicznym rzeczywiście umożliwia autonomiczną jazdę, to jednocześnie wymaga, żeby kierowca pozostawał w pogotowiu, aby w razie czego zareagować. Dlatego firma określa swój pakiet FSD wersją testową beta i jasno daje do zrozumienia, że nad pojazdem w razie potrzeby trzeba zapanować.
Dla Tesli takie postępowanie okazało się strzałem w dziesiątkę, ponieważ właściciele Modeli z autonomią, dobrowolnie dzielą się z firmą całymi gigabajtami danych ze swoich podróży. Tesla pobiera je z podsystemów samochodów poprzez tę samą sieć, którą wysyła aktualizacje OTA i wykorzystuje do zasilania swoich sieci neuronowych odpowiedzialnych za tryb autonomiczny.