O kosmicznym samolocie X-37B Stanów Zjednoczonych słyszeliśmy wiele razy i choć wokół niego ciągle rozciąga się otoczka tajemniczości, to mamy na jego temat całkiem dużo wiadomości. To dzieło firmy Boeing, które zostało skonstruowane tak, aby spędzać miesiące na orbicie, wykonując tajne misje w imieniu wojskowego programu kosmicznego USA. Dzięki temu, że może działać zarówno w atmosferze, jak i poza nią, jest wyjątkowy, zachowując jednocześnie zdolność do wieloletniego poruszania się po orbicie.
Czytaj też: Jak zmienić samoloty transportowe w bombowce? USA już to wie
Niedawno X-37B ruszył nawet na swoją szóstą misję OTV-6 z zamiarem przetestowania m.in. systemu energii laserowej, przeprowadzenia eksperymentów dla laboratorium badawczego sił powietrznych i wyniesienia na orbitę małych satelitów. Chociaż ogólnie X-37B rzeczywiście wydaje się zdolny do pełnienia funkcji bojowej, to w rzeczywistości byłby w tym bardzo, ale to bardzo nieskuteczny.
Inaczej twierdzi jednak wspominany wyżej Novikov, który publicznie stwierdził, że USA mają dwa bezzałogowe samoloty kosmiczne: duży wahadłowiec, który może pomieścić do sześciu broni jądrowych i mniejszy z miejscem na trzy. Ponadto uważa, że choć oficjalnie Siły Powietrzne budowały X-37B do badań, to w rzeczywistości opracowały statek kosmiczny do rozpoznania i w rzeczywistości może on odegrać rolę kosmicznego bombowca nuklearnego.
Czytaj też: Obejrzyjcie bojowe roboty THeMIS firmy Milrem w ćwiczeniach
Samolot kosmiczny X-37B mógłby wprawdzie być bombowcem, ale nie miałoby to specjalnie dużego sensu
Chociaż nie jest to niemożliwe, to w rzeczywistości nie ma to specjalnego sensu. X-37B jest bowiem niespecjalnie okazały pod kątem przestrzeni ładunkowej, która wynosi tyle, co “paka” mniejszego pickupa. To wymagałoby od USA zmodyfikowania nuklearnej broni tak, aby zmieściła się na pokładzie X-37B i połączyła np. głowicę termojądrową W-80 (o mocy 5 lub 150 kiloton) z pociskiem Tomahawk. Nie tylko pod kątem rozmiaru, ale też sterowania przez potrzebę pokonania warunków kosmicznych, a następnie ziemskiej atmosfery.
Serwis Popular Mechanics uważa jednak, że taka zabawa sprawiłaby, że X-37B byłby w stanie latać jedynie z dwoma lub trzema bombami atomowymi. Te jednak i tak nie byłyby specjalnie skuteczne, bo odnalezienie i śledzenie X-37B na orbicie jest proste, a na dodatek wymagałoby skierowanie go na orbitę nad np. Moskwą, co w najgorszym wypadku potrwałoby nawet kilka dni.
Czytaj też: Najbardziej zaawansowane roboty wojskowe
Nie brzmi to specjalnie dobrze, bo atakowany kraj zwyczajnie ataku by się spodziewał, a gdyby nawet do niego doszło, kilka “atomówek” nie byłoby wystarczającą liczbą do sparaliżowania celu. Skąd więc takie słowa od CEO rosyjskiego kontrahenta zbrojeniowego? Najpewniej czysto biznesowe, jako że Almaz-Antey produkuje najbardziej zaawansowane rosyjskie rakiety ziemia-powietrze i ziemia-kosmos, w tym system obrony powietrznej dalekiego zasięgu. To dopiero marketingowa zagrywka.