W obecnych, trudnych czasach wiele znanych marek kosmetycznych próbuje umożliwić potencjalnym klientom jak największy kontakt z produktem, nawet, jeśli chodzi o czysto wirtualne doznania. W przypadku kosmetyków pojawiły się aplikacje, które nakładają cyfrowe wersje tych produktów, poczynając od tuszów do rzęs, a na podkładach do twarzy kończąc.
Tego typu rozwiązania coraz częściej są wykorzystywane przez branżę kosmetyczną, której wartość rynkową szacuje się na ponad pół biliona dolarów. Marki takie jak Fenty Beauty, Glossier, Gucci, NYX, Maybelline i Makeup Revolution eksperymentują z technologiami opartymi na rozszerzonej rzeczywistości. W 2018 roku L’Oréal kupiła całe studio związane z rozwojem AR (augmented reality), zwane ModiFace. Miało to pomóc w promowaniu produktów tej firmy w sieci.
Rozszerzona rzeczywistość zyskała w ostatnim czasie, choć nie wiadomo czy ta popularność się utrzyma
Podstawowym problemem w przypadku realistycznego odwzorowania efektów zapewnianych przez wybrane kosmetyki jest różnorodność ludzkich twarzy. Każdy jest przecież inny, a oprogramowanie, które idealnie dopasowywałoby się do facjat poszczególnych osób wydaje się obecnie poza zasięgiem – przynajmniej w kontekście komercyjnego użycia. Poza tym, trudność stanowi zmienność otoczenia. Na przykład w sytuacji, kiedy kobieta zechce się przekonać, jak jej szminka będzie prezentowała się w słoneczny dzień, nie będzie w stanie tego zrobić, ponieważ algorytm będzie domyślnie ukazywał wygląd tego produktu w świetle lampy.
David Ripert, CEO firmy Poplar, przyznaje, że niedawno jego zespół zaprojektował instagramowy filtr, który cyfrowo wymazuje brwi użytkownika, a następnie pozwala mu na ich wirtualną “wymianę”. Jeśli chodzi o marki kosmetyczne, to pojawiają się dwa kluczowe pytania dotyczące tej rozwijającej się technologii: czy przyciąga ona uwagę potencjalnych klientów, a jeśli tak, to czy przekłada się na faktyczną sprzedaż produktów.
Poza wątpliwościami dotyczącymi efektywności, rozszerzona rzeczywistość w branży kosmetycznej może też spotkać się z podobnymi problemami, jakie napotkały kody QR. Te ostatnie zostały w pewnym sensie “uratowane” przez obecny kryzys zdrowotny. Wcześniej jednak nie miały tak szerokiego zastosowania, jak przewidywano. W tym przypadku może być podobnie: jeśli pandemia się skończy, to sprzedaż internetowa zapewne również ucierpi, ciągnąc za sobą wirtualnie dopasowywane kosmetyki.