Były dyrektor Huawei i oficer ABW oskarżeni o szpiegostwo
Cała sprawa wybuchła 2,5 roku temu i była jednym z pierwszych zwiastunów problemów Huaweia na całym świecie. Po niej lawinowo ruszyły oskarżenia firmy o szpiegostwo, w czym przodowały Stany Zjednoczone pod wodzą Donalda Trumpa.
Weijing W. ówczesny dyrektor Huawei oraz Piotr D. były oficer ABW, doradca MSWiA i dyrektor w Orange Polska, zostali zatrzymani i oskarżeni z art. 130 par. 1, czyli działalność szpiegowską przeciwko Polsce. Grozi za to od 3 do 10 lat pozbawienia wolności.
Obaj zostali zatrzymani, ale tylko Piotr D. wyszedł za kaucją. Weijing W. spędził w areszcie już 2,5 roku, z czego aż 20 miesięcy czekał na pojawienie się aktu oskarżenia. Czyżby dowody były aż tak przytłaczające, że sporządzenie aktu było problematyczne?
Czytaj też: W Lublinie stanął portal do Wilna, ale długo tam nie zabawi
Co wiemy w sprawie?
W akcie oskarżenia prokuratura wskazuje, że Weijing W. prowadził w Polsce działalność szpiegowsko-rekrutacyjną. Zdobywał znajomości, wpływy i kolekcjonował informacje. Konkretnie wskazuje się nawiązywanie przyjacielskich relacji z politykami i urzędnikami, zatrudnienie byłej dyrektorki UKE oraz organizowanie sponsorowanych wyjazdów nowych znajomych do Chin. Chińczyk miał również zwerbować byłego oficera ABW oraz polityka lewicy, Grzegorza Napieralskiego, których miał wykorzystywać jako źródła informacji. Właśnie za to oskarżony jest Piotr D. Wspólne wyjazdy Weijinga W. i Piotra D. miały być przykryciem dla ich spotkań operacyjnych.
Wśród przesłuchanych ponad 100 świadków znalazły się znane osoby powiązane z polityką i telekomunikacją. Jak choćby Marek Suski, Magdalena Gaj, czy Jerzy Żurek.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Dodatkowo, jak informuje Gazeta Wyborcza, Chiny nie wykazują zbyt dużego zainteresowania Chińczykiem przebywającym w polskim areszcie.
Czytaj też: Test robota sprzątającego Yeedi 2 Hybrid
Proces byłego dyrektora Huawei – sukces czy kompromitacja?
Jeśli prokuraturze uda się przekonać sąd do swoich racji, cała sprawa będzie niewątpliwie ogromnym sukcesem i może okazać się gwoździem do trumny Huaweia. Problemem jednak jest to, że akt oskarżenia nie do końca potwierdza postawione zarzuty.
Jest opisem życiorysu dyrektora chińskiego giganta, który może świadczyć o dwóch rzeczach. Weijing W. był świetnie wyszkolonym agentem, który z premedytacją zbliżał się do ważnych osób i podstępem wyciągał z nich informacje, przekazywane później Chinom w celu zdobycia coraz mocniejszej sytuacji nad Wisłą. Albo też Weijing W. był bardzo dobrym przedstawicielem swojej firmy i jak bardzo dobry PR-owiec zdobywał kontakty biznesowe. Których prowadzenie potrafi mocno ułatwiać nawiązanie bliższych, przyjacielskich relacji. Dajmy tutaj prosty przykład. Jeśli za pięć minut skontaktuje się ze mną dwóch PR-owców oferując mi przetestowanie tego samego sprzętu, wezmę go od tego, którego lepiej znam i bardziej lubię. Niesprawiedliwe, może nie zawsze uczciwe, ale taka jest prawda.
Jeśli sprawdzi się drugi scenariusz, będziemy mieć koncertową porażkę nie tylko organów ścigania. Będzie to potwierdzenie tego, że Donald Trump trzymał nas na bardzo krótkiej smyczy, a rządzący ślepo za nim podążali. Z USA płynie przekaz o złym Huawei? Robimy głośne zatrzymanie, Trump nas pochwali, a później się zobaczy co dalej, jakoś to będzie. To będzie jedna wielka kompromitacja.