Zanim przejdziemy do tego, co najważniejsze, zatrzymajmy się na tym, co jest… pierwsze, a pierwsze jest pudełko. Kartonowe, twarde i prostopadłościenne, które to ewidentnie może przyciągnąć nasz wzrok w sklepie i szczerze mówiąc, niektórzy więksi producenci od Tronsmarta mogą się w tej kwestii uczyć. Zwłaszcza że pomimo samego designu na tyle opakowania znajdziemy wszystkie najważniejsze szczegóły na temat Apollo Air w myśl specyfikacji, a jest ich sporo.
O nich jednak dopiero za chwilę, bo kilka chwil musimy poświęcić też temu, co jest w pudełku pod ładną, przezroczystą osłonką w równie gustownie prezentującym się etui. W nim znajdziemy etui, parę słuchawek, dwa zestawy dodatkowych gumek (S i L z M-kami już zamontowanymi na słuchawkach), krótki przewód USB-C do ładowania etui, kartę gwarancyjną oraz instrukcję obsługi. Warto też zaznaczyć, że Apollo Air możecie kupić albo w wersji białej, albo czarnej.
Etui Tronsmart Apollo Air
Nieodzowne połączenie bezprzewodowych słuchawek z etui jest już wręcz kluczowe dla każdego modelu tego typu… i dobrze. Dzięki temu my zawsze mamy pod ręką specjalną “obudowę” zabezpieczającą same słuchawki podczas transportu, a ta walczy z naszym lenistwem i zapominalstwem, oferując funkcję przenośnego powerbanka. Innymi słowy, wilk syty i owca cała, a przynajmniej moim zdaniem, bo w przeciwieństwie do zwyczajnych etui na słuchawki, o tych ładujących nie zapominam od razu po unboxingu.
Apollo Air nie odkrywają Ameryki na nowo w przypadku samego etui ładującego, które przyjmuje bryłę skromnej, mieszczącej się w dłoni, matowej szkatułki zarówno z owalnymi brzegami, jak i płaskimi powierzchniami. Na jej spodzie nie znajdziemy nic, wypukłą kopułkę górną ozdabia wytłoczona nazwa producenta, przód uzupełnia skromna dioda funkcyjna, a tył przycisk oraz złącze USB-C. Innymi słowy, standard i tradycja, ale to połączenie uzupełnia “śliska” wstawka między dwoma elementami etui, połączonymi zawiasem.
Każdy z kolei wie, jak ważny jest ten zawias i muszę przyznać, że w Apollo Air może Was nieco rozczarować. Wprawdzie zamyka się satysfakcjonująco, a nawet zbyt ostro, ale otwiera już niezbyt w tej ostatniej “fazie”, gdzie zawias zaczyna być nieco zbyt luźny. Fajni efektownych i zwracających uwagę otoczenia “zamknięć” powinni być zadowoleni… nie to, co ci szczególnie spostrzegawczy, którym to w oczy szybko rzuci się delikatne niedopasowanie wspomnianej wstawki między wieczkiem a etui.
W środku z kolei znajdziemy diodę informującą o poziomie naładowania i stanie połączenia obu słuchawek. Te lądują w etui w dosyć niespotykany sposób, bo horyzontalnie tak, że pałąki ustawiają się na górze, a gumki wpadają głęboko wewnątrz.
Słuchawki Apollo Air
Obie słuchawki Apollo Air, sięgające po modną od dłuższego czasu bryłę, składają się z trzech głównych elementów – dwuczęściowej obudowy z twardego tworzywa sztucznego wykończonego “na błysk” oraz jednej z trzech gumek. Niestety producentowi nie udało się ukryć łączenia na obudowie, co może i nie wygląda specjalnie dobrze, ale znów nie przeszkadza w użytkowaniu. Jedyny wizualny dodatek? Szare logo firmy w samym centrum wierzchniej części obudowy wytłoczonej w dolinkę, gdzie znalazł się też dosyć responsywny panel dotykowy.
Chociaż w teorii Apollo Air są proste w założeniach i minimalistyczne, to na ich obudowie oprócz dwóch styków do ładowania, znajdziemy aż cztery “dziurki”, z czego pod trzema znajdują się po dwa mikrofony. Te na dole służą do rozmów, a pozostałe do trybu wyciszania i wzmacniania dźwięków z otoczenia.
Czy te słuchawki TWS mogą się podobać? Zdecydowanie tak, ale to, czy dokładnie Wam się podobają, oceńcie sami po powyższych zdjęciach. Od siebie dodam tylko, że sprawiają wrażenie solidnych, co akcentuje certyfikat IP45 i ładnie wykonanych, choć to śliskie tworzywo sztuczne (tak jak w każdych innych słuchawkach) zupełnie do mnie nie przemawia.
Funkcje, aplikacja i bateria
Technologiczne poletko Apollo Air składa się z układu Qualcomm QCC3046, 10 mm przetworników o 32-omowej impedancji, wspomnianych sześciu mikrofonów i technologii w postaci cVc 8.0, TrueWireless Plus (transmisje sygnału niezależnie do obu słuchawek na raz) oraz łączności Bluetooth 5.2 (z kompatybilnością dla HFP/HSP/AVRCP/A2DP). Producent wspiera też ten model za pośrednictwem aplikacji na smartfony:
W niej, jak widzicie powyżej, odnajdziemy wszystkie kompatybilne sprzęty Tronsmarta i ustawimy Apollo Air pod kątem funkcji panelu dotykowego zarówno dla prawej, jak i lewej słuchawki. Zaktualizujemy tam też słuchawki, włączymy manualnie tryb zwyczajny, walki z hałasem otoczenia (ANC), lub wręcz przeciwnie (Ambient), a nawet dobierzemy jeden spośród ośmiu ustawień equalizera wedle własnych preferencji co do brzmienia. W całej tej bogatej mieszance brakuje tylko czujnika, który dezaktywowałby i aktywował ponownie.
Po stronie baterii opowiada się z jednej strony 300 mAh ogniwo w etui, a z drugiej 35 mAh akumulatorki w samych słuchawkach. Po naładowaniu całości w ciągu około 2,5 godzin możecie liczyć na około 19/21 godzin odsłuchu, choć po jednorazowym wyciągnięciem Apollo Air z etui w grę wejdzie maksymalnie 5 godzin słuchania.
Wrażenia z użytkowania i jakość brzmienia
Początek testu Apollo Air nie przebiegał najlepiej. Chociaż pozytywnie zaskoczyło mnie opakowanie, wyposażenie i fizyczna otoczka, to przy sparowaniu słuchawek z dwoma smartfonami wspierającymi tylko łączność Bluetooth 5.0 okazało się, że przetworniki generowały ogromne przestery i zakłócenia. Zwłaszcza przy wysokich dźwiękach w skomplikowanych utworach, gdzie było też sporo basu, ale występowały, a na to nie ma żadnego usprawiedliwienia.
Jednak sparowanie Apollo Air ze smartfonem wspierającym Bluetooth 5.2 sprawiło, że problem zniknął. Wtedy można było cieszyć się pełnią tego, co zgotował dla nas Tronsmart pod kątem jakości dźwięku. Zgotował bowiem sporo, co da się usłyszeć od razu przy pierwszym utworze (zalecam odpalenie The Silence zespołu Manchester Orchestra), w którym to idealnie można przekonać się o wyjątkowości Apollo Air zwłaszcza po ustawieniu equalizera na wokal.
Wtedy bowiem idealnie usłyszycie, jak skutecznie ten model oddziela instrumenty od wokalu, umieszczając go w samym centrum. Zapewnia to wrażenie pewnego stopnia otwartości, podbijając sztucznie, ale skutecznie okazałość sceny muzycznej. Efekt ten psują nieco skomplikowane elementy w utworach, kiedy membrany nie są w stanie nadążyć, co objawia się zbyt słabym odseparowaniem od siebie poszczególnych pasm, które na siebie nachodzą i tracą przez to swoją dynamikę.
Samo brzmienie jednak nie poszło w stronę profesjonalną, a tę mainstreamową, dla ludu, co objawia się podbitym znacznie basem, który dominuje resztę. Ustawienie equalizera na wspomniany wokal pomaga temu przeciwdziałać, ale znów nie jest konieczne, jeśli lubicie właśnie to basowe, rozrywkowe podejście. Grafenowe przetworniki i kodek aptX zdecydowanie pokazały tutaj klasę.
Na szczęście Apollo Air nie dręczy opóźnienie na poziomie wideo-audio, choć słuchawki najwyraźniej specjalnie wstrzymują na moment odtwarzanie np. filmu na Youtube, aby najwyraźniej zgrać dźwięk z obrazem. Dotykowe sterowanie jest jak najbardziej skuteczne oraz intuicyjne, a mikrofony wręcz świetne, bo nawet przewyższają jakością te w smartfonie. Tryb ANC sprawdzał się z kolei po prostu przyzwoicie – bez specjalnych “ochów i achów”, ale był w stanie wyciąć szum komputera, czy odkurzacza na niskich obrotach. Skuteczne wygłuszenie mniej stałych dźwięków (rozmów, trzasków) jest już dla niego wyzwaniem, ale na szczęście nie wpływa negatywnie na jakość brzmienia.
Test Apollo Air – podsumowanie
Tronsmart wycenia model Apollo Air na około 280 złotych. Nie jest to najniższa cena, jak na słuchawki TWS, ale patrząc po całej ofercie producenta, trudno nie dziwić się, że Apollo Air kosztują właśnie tyle. Zwłaszcza na tle tego, co oferują, a oferują tyle, ile powinny, łącząc w sobie dobre wykonanie, kawał solidnej technologii, świetnej jakości mikrofony i bardzo dobre brzmienie… o ile macie dostęp do smartfonu z łącznością Bluetooth 5.2, choć są szanse, że jakieś aktualizacje producenta rozwiążą ten problem. Jeśli jednak go pominiemy, jedyną wadą Apollo Air będzie ich obecny brak dostępności w Polsce.