Każdego dnia w ziemskiej atmosferze spala się około 60 ton materiału związanego z meteorytami. Dla porównania, obecność pierwszej generacji satelitów Starlink “dostarczy” około 2 ton nieaktywnych satelitów, które każdego dnia będą trafiały w obręb atmosfery naszej planety. Problem polega na tym, że meteoroidy to w większości skały, które składają się z tlenu, magnezu i krzemu. Z kolei satelity zawierają duże ilości aluminium.
Spalanie aluminium prowadzi do powstawania tlenku azotu, który odbija światło na pewnych długościach fal. W odpowiednio dużych ilościach związek ten może nawet zmienić albedo planety. Przypominamy, że jest ono miarą ilości światła odbijanego przez dany materiał. Celowe zwiększenie albedo Ziemi uznawano nawet za jeden z pomysłów w kontekście walki z globalnym ociepleniem, choć naukowcy odrzucili tego typu idee.
Obecność satelitów na orbicie może spowodować, że dziura ozonowa stanie się realnym problemem
Poza tym, rozkładające się aluminium może niszczyć warstwę ozonową, prowadząc do powstania dziury rodem z lat 80. ubiegłego wieku. Warstwa ozonowa chroni życie na Ziemi przed szkodliwym promieniowaniem UV. Spadek stężenia ozonu w stratosferze, rozciągającej się na wysokości od 10 do 60 kilometrów, prowadzi do zwiększonego ryzyka zachorowania na raka oraz uszkodzeń wzroku.
Autorzy nowego badania w tej sprawie przyjrzeli się skutkom wynikającym z obecności pierwszej generacji satelitów Starlink, która ma się składać z 12 000 urządzeń. Ponad 1700 z nich zostało już umieszczonych na orbicie, a firma przyczyniła się tym samym do znacznego wzrostu liczby tego typu obiektów w przestrzeni kosmicznej. Problem w tym, że druga generacja Starlinków może składać się nawet z 30 000 satelitów, a inne firmy i kraje również mają swoje plany w tym zakresie. W efekcie, bez wprowadzenia odpowiednich regulacji, może nas czekać katastrofa.