Ich autorzy przypuszczają bowiem, że prawdziwe szkody wyrządzone przez Tobę przejawiały się zubożeniem warstwy ozonowej za sprawą masowej emisji dwutlenku siarki. Eksperci chcieli przekonać się, w jaki sposób gaz uwolniony w wyniku erupcji rozprzestrzenił się w obrębie całej planety, prowadząc do powstania dziur w warstwie ozonowej nad tropikalnymi obszarami Ziemi. Oczywiście przedstawiciele gatunku Homo sapiens przetrwali ten kataklizm, ale mógł on doprowadzić do poważnego spadku ich liczebności.
Sergey Osipov z Instytutu Chemii Maxa Plancka oraz jego współpracownicy twierdzą, że wpływ erupcji superwulkanu można zmierzyć w zakresie promieniowania ultrafioletowego, na które byli narażeni nasi przodkowie, gdy w ozonie pojawiła się dziura. Wcześniej preferowaną metodą było analizowanie efektów zimy wulkanicznej, która nastąpiła po wybuchu.
Superwulkan Toba doświadczył ogromnej erupcji około 74 tysięcy lat temu
Co ciekawe, w 1991 roku doszło do poważnych skoków temperaturowych wywołanych erupcją wulkanu Pinatubo. Wydarzenia te jednak miały się nijak do potężnego wybuchu superwulkanu Toba, który wyemitował do atmosfery 2000 megaton dwutlenku siarki – 100 razy więcej niż Pinatubo. Zespół badawczy sugeruje, że gaz ten mógł w dłuższej perspektywie spowodować, że organizmy na Ziemi stały się bardziej podatne na promieniowanie kosmiczne.
Korzystając z modeli klimatycznych, zespół Osipova obliczył, jak erupcja mogła wpłynąć na cykle klimatyczne oraz jak zmieniła się warstwa ozonowa. Naukowcy przypuszczają, iż wybuch superwulkanu mógł zmniejszyć poziom ozonu w skali globalnej o połowę, co sprawiłoby, że realia ówczesnej egzystencji mogły przypominać czas po wojnie nuklearnej. Wzrost ilości promieniowania UV docierającego do powierzchni Ziemi mógł spowodować gwałtowny spadek plonów i oparzenia słoneczne oczu oraz skóry.