Zespół badawczy opisał swoje dokonania w Nature, a z artykułu wynika, jakoby kluczowe w badaniach okazały się obserwacje promieniowania rentgenowskiego pochodzącego z galaktyki oddalonej o 800 milionów lat świetlnych. W czasie tych działań naukowcy zwrócili uwagę na fakt, że rozbłyskom promieniowania rentgenowskiego towarzyszyły swego rodzaju echa. Te ostatnie były znacznie mniejsze i opóźnione względem pierwotnym emisji.
Czytaj też: Natrafili na echo czarnej dziury. Jest odległe i ma 3000 lat świetlnych długości
Zaobserwowane w ten sposób świetlne echo było zgodne z promieniowaniem rentgenowskim odbitym zza czarnej dziury. Problem w tym, że naukowcy nie powinni być w stanie zobaczyć tego, co dzieje się za czarną dziurą. A byli. Badania były prowadzone z wykorzystaniem dwóch obserwatoriów rentgenowskich: NuSTAR oraz XMM-Newton. Za cel obserwacji wybrano natomiast galaktykę I Zwicky 1.
Czarna dziura, którą obserwowali autorzy badania jest oddalona o 800 milionów lat świetlnych od Ziemi
Następnie konieczne okazało się przeanalizowanie zebranych danych z wykorzystaniem techniki, która opiera się na przesunięciu długości fali światła wywołanym działaniem grawitacji czarnej dziury. Uwzględniając to przesunięcie oraz różnice czasowe pomiędzy pierwotnym błyskiem a jego “echem” odbitym od dysku akrecyjnego, naukowcy byli w stanie stworzyć swego rodzaju mapę umiejscowioną na tzw. horyzoncie zdarzeń czarnej dziury.
Czytaj też: Niemiecki teleskop rentgenowski opracował mapę czarnych dziur we Wszechświecie
Prowadząc dalsze analizy, zespół z Penn Sate University doszedł do jasnego wniosku: słabsze, opóźnione rozbłyski towarzyszące pierwotnym emisjom faktycznie były ich odbitymi od tylnej części dysku akrecyjnego echami. Co ciekawe, pisał o tym już Albert Einstein, który nawiązywał do tego typu hipotetycznych sytuacji w związku z jego ogólną teorią względności. Teraz, po stu latach (i niemal 70 od momentu śmierci wybitnego naukowca), najprawdopodobniej udało się zebrać dowody na faktyczne zachodzenie wspomnianego zjawiska.