Pudełko i dołączone wyposażenie
Alloy Origins 60 należy do nowych sprzętów HyperX, co widać po samym pudełku. To ciągle łączy charakterystyczne dla marki barwy, ale przyjmuje już zupełnie inny styl od tego, do czego mogliśmy się przyzwyczaić przez ostatnie lata. Zmiany można jednak zaliczyć zdecydowanie na plus, co ty czy się też wnętrza podzielonego jakby na trzy sekcje.
W kieszonce na wieczku pudełka znajdziemy kilka papierków (instrukcja obsługi+broszurka co do innych sprzętów HyperX), a w tej głównej owiniętą w folię klawiaturę. W górnej części pod kartonową osłonką czeka na nas przewód USB-A do USB-C w materiałowym oplocie, dwa wymienne klawisze oraz prosty, choć solidny kluczyk do ściągania klawiszy.
Czytaj też: Test myszki Xtrfy M42 RGB. Lekkie i efektowne cudo
Najważniejsze cechy HyperX Alloy Origins 60
- Klawiatura TKL 60%
- Materiał: aluminium klasy lotniczej, tworzywo PBT
- Przełączniki: HyperX Red
- Wymiary: 296 x 105 x 36,9 mm
- Waga: 781,5 gramów z przewodem
- Odczepiany 180-centymetrowy przewód USB-C w materiałowym oplocie
- Trzystopniowa regulacja wychylenia
- Wsparcie aplikacji NGenuity
- Przyciski multimedialne
- Pełny N-Key Rollover i anti-ghosting
- Gwarancja: 2 lata
Materiały, design i wykonanie
HyperX Alloy Origins 60 zupełnie nie wpisuje się w trend tego typu klawiatur mechanicznych. Zwykle bowiem te formaty powstają z racji oszczędności na materiałach, która umożliwia obniżenie finalnej ceny produktu. Alloy Origins 60 jest więc kompaktowym modelem premium, jako że jego cena sięga na ten moment 479 złotych, więc spadła o dobre 50 zł względem ceny w dniu premiery. Jest więc przeznaczona bardziej dla tych, których budżet nie ogranicza, a po prostu szukają wyższej klasy małej klawiatury w myśl mobilności oraz przestrzeni na biurku.
Alloy Origins 60 w rzeczywistości jest mała. Tak mała, że z łatwością można objąć ją dłonią, w czym nie przeszkadza nawet waga, wynosząca tylko 781,5 gramów. Ta zresztą tylko podkreśla to, jak wysokiej klasy materiały wykorzystał w tym modelu HyperX. Zarówno górny, jak i dolny panel został bowiem wykonany z pomalowanego na czarno aluminium klasy lotniczej, które łączy ze sobą szereg śrubek. Z pozoru skromna klawiatura o płaskiej bryle i zaokrąglonych rogach imponuje więc wykonaniem już przy pierwszym kontakcie.
Jedynymi częściami z tworzywa sztucznego, pomijając przełączniki i klawisze, są elementy składowe na spodzie klawiatury. Mowa o czterech grubych gumowych podkładkach antypoślizgowych i systemie regulacji nachylenia, który jest nie dwustopniowy, a trzy stopniowy.
W pierwszym, natywnym ustawieniu zapewnia 3-stopniowe nachylenie, w drugim (po wychyleniu pierwszego zestawu nóżek) już 7-stopniowe, a w trzecim 11-stopniowe. Nóżki z kolei są nie tylko solidne (również w kwestii mechanizmu składania), ale też posiadają własne antypoślizgowe wstawki, zapewniające wysoką przyczepność na blacie.
O mobilny sznyt HyperX Alloy Origins 60 dba też możliwość odpięcia oplecionego w materiał sztywny przewód USB-C do USB-A. Chociaż ten trzyma się dobrze we wnęce, to istnieje ryzyko, że przez charakter USB-C, złącze przy intensywnej eksportacji złapie nieco luzu.
Tradycyjnie producent zachwycił mnie też samymi klawiszami (nakładkami na przełączniki) wyprodukowanymi z PBT, które zostały wykonane zgodnie z technologią Dual-Injection. W mojej opinii to jedne z najprzyjemniejszych w dotyku matowych klawiszy. Kręcić nosem można tylko na nadrukowane, a nie wycięte symbole alternatywnych funkcji (do aktywacji w połączeniu z klawiszem funkcyjnym).
Oprogramowanie NGenuity
Do zarządzania HyperX Alloy Origins 60 wykorzystujemy dostępne w Microsoft Store (na Windowsie 10) oprogramowanie NGenuity z kulawym językiem polskim, które pełni funkcje HUBu, gdzie znajdziemy też inne sprzęty marki. Ta aplikacja pozwala zaktualizować firmware, skonfigurować profile i zapisać je w liczbie trzech w pamięci klawiatury, oferując tradycyjne opcje w przejrzystym interfejsie.
Czytaj też: Test Mountain Everest Max. Oto jedna z najciekawszych klawiatur na rynku
Wśród nich znajdziemy przypisywanie ustawień do poszczególnych gier, podmianę funkcji klawiszy (pojedynczych, jak i funkcyjnych), zmianę trybu gamingowego oraz profile w oprogramowaniu i trzy w pamięci urządzenia. Najwięcej zabawy jest jednak z podświetleniem. Obok podstawowych ustawień pokroju jasności, czy szybkości oraz kierunku efektu, mamy też możliwość ustawienia podświetlenia każdej diody osobno. Chociaż efektów na liście nie ma wielu, to nadrabiają one możliwością jednoczesnego ustawienia kilku efektów stałych i tego, którego wywołuje aktywacja klawisza. A jeśli już przy nim jesteśmy…
System podświetlenia HyperX Alloy Origins 60
Zdecydowanie najważniejszymi elementami pod kątem systemu podświetlenia w Alloy Origins 60 są świetnie wykonane klawisze z przejrzystą czcionką oraz wspomniana możliwość łączenia trybów na dwóch frontach. Jako że na dodatek w grę wchodzą jasne diody RGB wyciągnięte nad przełącznik w celu zapewniania jeszcze lepszych wrażeń, to podświetleniem ten model HyperX może oczarować.
Mnie przynajmniej oczarował i to zwłaszcza w połączeniu stałego efektu Sun z 100% kryciem w połączeniu z Twilight o 50% kryciu i do tego efektu aktywacji klawisza Fire. Jedyny minus? Będące dziegciem w beczce miodu mała literka A klawisza ALT, która nie jest aż tak dobre wykrojona.
Test przełączników HyperX Red
Alloy Origins 60 występuje wyłącznie z liniowymi przełącznikami mechanicznymi HyperX Red, czyli autorskim rozwiązaniem producenta zorientowanym pod graczy. Na papierze to po prostu “szybsze” Cherry MX Red, które może i wymagają tej samej siły nacisku rzędu 45 gramów, ale ich aktywacja zachodzi szybciej, bo na poziomie 1.8, a nie 2 milimetrów. Dodatkowo cała droga pracy również spadła o 0,2 mm, czyli do 3,8 mm, a żywotność wzrosła z tradycyjnych 50 mln do 80 milionów. Zalety tej wersji widać więc, jak na dłoni.
To jednak nie koniec “klawiszowych uznań dla HyperX”. F irma zachwyciła mnie dodatkowo tym, że te większe klawisze pokroju spacji, entera, shifta, czy backspace oprócz przełącznika posiadają na krawędziach podobne do przełączników stałe “wsporniki”. Te utrzymują stabilność przełącznika bez zauważalnego wpływania na niego pod kątem działania.
Czytaj też: Test Xtrfy MZ1 RGB, czyli myszki o kształcie godnym patentu
Test HyperX Alloy Origins 60 – podsumowanie i wrażenia
Prywatnie pisze, pracuję i oddaje się rozrywce na klawiaturze TKL z przełącznikami Gateron Blue. To jednak nie sprawiło, że Alloy Origins 60 nie zaskoczyło mnie pod kątem rozmiarów. Ten model jest naprawdę kompaktową klawiaturą, a to wymusiło na HyperX kombinowanie, co przejawia się ukryciem funkcji tradycyjnych klawiszy F1-F12 pod klawiszami 0-9, ale też podobne postąpienie z tymi pokroju delete, print-screen, czy strzałek w prawej części klawiatury. Oprócz nich znalazło się tam również kilka tych funkcyjnych, a nawet multimedialnych.
Nie jest to więc zdecydowanie klawiatura, na której praca przebiega bez problemu, bo z HyperX Alloy Origins 60 trudno operować nawet w dokumentach. Jednak ten model powstał z myślą o grach i mobilnym charakterze właściciela, a w tym sprawdza się cudownie. Zarówno przez swoje fizyczne cechy, jak i wykonanie oraz wysoką jakość. Dlatego, choć uważam, że pozbawiona wad Alloy Origins 60 zasługuje na polecenie, to zaznaczam, że jest to specyficzny model tylko dla konkretnych klientów.