Darujcie głupią wzmiankę o upadku Internetu, ale musicie przyznać, że “sprzedaż kodu WWW” brzmi poważnie. Tak poważnie, że przecież World Wide Web, czyli ogólnoświatowa sieć komputerowa, jako usługa internetowa jest już od dawna uznawana błędnie za “cały Internet” i jej sprzedaż brzmi tak, jakby nagle ktoś mógł “zniszczyć” sieć. To jednak nam nie grozi.
Czytaj też: Różnokolorowa gromada gwiazd wygląda niczym kosmiczny obraz
World Wide Web, jako część Internetu, to jedna z usług, składająca się z HTML’a, HTTP i URI, która umożliwia nam wszystkim przeglądanie stron internetowych. Za jej opracowanie odpowiada brytyjski inżynier i naukowiec Tim Berners-Lee, który początkowo stworzył WWW tak naprawdę na własny użytek.
Pomijając już to, jak projekt się rozwijał, z czasem WWW stał się zalążkiem technologicznych innowacji, umożliwiając działanie nie tylko stron internetowych, ale też opartych na blockchainie kryptowalut, czy nawet NFT (Non Fungible Tokens). Teraz historia zatoczyła wręcz koło i tak kod WWW został sprzedany jako NFT.
Czym jest NFT?
Zyskujący ostatnio na popularności NFT, to coś, co trudno zrozumieć, jeśli ma się problem z ogarnięciem umysłem świata i sensu kryptowalut. Definicja z Wikipedii wydaje się jednak na tyle prosta, że na potrzeby tego artykułu powinniście NFT jako tako zrozumieć:
NFT to rodzaj tokena kryptograficznego, który działa w oparciu o architekturę blockchain. Każdy token NFT zawiera informacje, które odróżniają go od innych tokenów i są one bardzo łatwe do zweryfikowania. Niezamienialne tokeny są przechowywane jako jednostka danych w architekturze zwanej blockchainem, która poświadcza, że dany plik cyfrowy jest niepowtarzalny. W przeciwieństwie do kryptowalut takich jak Bitcoin czy Ethereum tokeny NFT nie są wzajemnie wymienne. Ponadto posiadanie danego tokena nie uprawnia nas do praw autorskich, których odzwierciedleniem jest token. Chociaż ktoś może sprzedać NFT reprezentujące jego dzieło, kupujący nie zawsze otrzyma przywileje związane z przeniesieniem własności. NFT jest więc tworem posiadania danego aktywa, odrębnym od praw autorskich.
Czytaj też: Test LG Tone Free HBS-FN7. Te słuchawki TWS dbają o własną higienę
Innymi słowy, kupując NFT, kupujemy sobie “unikalny cyfrowy dowód” posiadania danego dzieła, czyli gwarantujemy sobie unikalne, kolekcjonerskie “coś”. Nie oznacza to, że możemy z dziełem coś zrobić (usunąć je, czy rościć sobie do niego praw), bo po prostu posiadamy jakby intelektualną wartość, z którą nic nie możemy zrobić. To jakby nowa forma kryptowaluty, której ustalona i uznana przez pewną grupę ludzi cena jest uzależniona od tego, co akurat wchodzi w grę.
NFT posłużyło do sprzedaży kodu źródłowego WWW
Licytacja w domu aukcyjnym Sotheby’s rozpoczęła się od 1000$, a skończyła na 5,4 miliona dolarów, czyli ponad 20 mln złotych. Aukcja dotyczyła oryginalnych plików programowych ze znacznikami czasu, które zawierają 9555 wierszy kodu napisanego przez autora. Obejmuje to implementacje języków i protokołów (wspomnianych wyżej HTML, HTTP i URI), które nadal są podstawą dzisiejszego Internetu.
Czytaj też: „Płaskie” obiekty zmienią się w trójwymiarowe. Za pomysłem stoją naukowcy z Uniwersytetu Harvarda
Aukcja dotyczyła również 30-minutowej animowanej wizualizacji programistów piszących kod, listu napisanego przez Bernersa-Lee, w którym wyjaśnia proces tworzenia oraz cyfrowego „plakatu” kodu z grafiką jego podpisu. Mowa więc o czterech przedmiotach, które sprzedaż NFT “podpisała cyfrowo” i wygenerowała dla nich unikalny cyfrowy dowód.