Na łamach Science Advances opisano potencjalne rozwiązanie liczącej około 40 lat zagadki. Właśnie wtedy odkryto bowiem pierwsze jowiszańskie zorze, udokumentowane na niewidocznych długościach fal, niedostępnych dla ludzkiego oka. Już od lat 80. astronomowie zastanawiali się, w jaki sposób ich istnieniu towarzyszą emisje promieniowania rentgenowskiego.
Czytaj też: Tajemnicze fale Alfvéna powodują zorze polarne
Zhonghua Yao i jego współpracownicy skorzystali z danych zebranych przed sondę Juno oraz obserwatorium XMM-Newton. W ten sposób doszli do wniosku, jakoby emisje promieniowania rentgenowskiego można było powiązać z drganiami w obrębie linii pola magnetycznego otaczającego Jowisza.
Zorze na Jowiszu powstają na zupełnie innych zasadach niż te spotykane na Ziemi
Właśnie za sprawą tych wibracji dochodzi do deszczy złożonych z ciężkich jonów, które zderzają się z atmosferą Jowisza, co przekłada się na emisje energii w postaci promieniowania. W przypadku naszej planety mechanizm jest inny: cząsteczki pochodzące ze Słońca kolidują z polem magnetycznym Ziemi. Dochodzi między innymi do jonizacji tych cząstek i emisji zjawiskowych świateł.
Czytaj też: Wokół TOI-1789 krąży gorący Jowisz. Jest oddalony od Ziemi o kilkaset lat świetlnych
Na Jowiszu zorze są stałe i trwałe, a tworzące je cząsteczki nie pochodzą ze Słońca. Skąd więc? Ano z tamtejszego księżyca, Io, pokrytego licznymi wulkanami. To właśnie on warunkuje wyrzucanie dwutlenku siarki, który podlega jonizacji i prowadzi do tworzenia plazmowego torusa wokół Jowisza. Poza tym, kluczową rolę odgrywają opisane już drgania związane z polem magnetycznym tej planety. Nie jest jednak jasne, co dokładnie prowadzi do jego kompresji, choć wśród możliwych przyczyn wymienia się wpływ wiatru słonecznego, cyrkulację materii w magnetosferze bądź fale rozchodzące się w magnetopauzie.