Udało się go uchwycić w akcji dzięki Kosmicznemu Teleskopowi Hubble’a, który uwiecznił niemal idealny pierścień, na którego krawędziach znajdują się jasne punkty. I choć jest ich sześć, to wcale nie oznacza to, iż na zdjęciu widzimy sześć galaktyk. W rzeczywistości są ich trzy, a z tyłu znajduje się kwazar, którego światło również uległo zniekształceniu. Dzieję się tak, ponieważ – w czasie przemieszczania się w kierunku obserwatora – jest ono poddawane grawitacyjnemu oddziaływaniu ze strony dwóch galaktyk.
Czytaj też: Wykryli świetlne „echo”, które wypuściła czarna dziura. To potwierdza słowa Einsteina
Tego typu zjawiska mogą stanowić ogromne wsparcie dla astronomów, które są dzięki nim w stanie badać nawet najodleglejsze obiekty wszechświata. Co ciekawe, niemal każdy obiekt o wystarczająco dużej masie może wywoływać soczewkowanie grawitacyjne. Siła tego soczewkowania zależy od krzywizny pola grawitacyjnego, która jest bezpośrednio związana z masą, wokół której soczewka jest zakrzywiana.
Pierścień Einsteina powstaje na skutek zjawiska zwanego soczewkowaniem grawitacyjnym
W przypadku mniej odległych obiektów, na przykład w pobliżu bądź na terenie Drogi Mlecznej, pomocne jest tzw. mikrosoczewkowanie. Z jego użyciem można znaleźć ciała niebieskie, które byłyby zbyt ciemne, aby udało się je dostrzec w inny sposób. Jednym z przykładów jest w tym wypadku czarna dziura o masie gwiazdowej.
Czytaj też: Czy Einstein się mylił?
Co ciekawe, badacze szukający egzoplanet są w stanie katalogować nawet samotne planety, które nie krążą wokół żadnych gwiazd. Tego typu obiekty są w efekcie niezwykle ciemne i nie można w ich przypadku zastosować powszechnie spotykanej metody tranzytu. Pomaga rzecz jasna mikrosoczewkowanie, które zapewnia odpowiednio duże powiększenie tych egzoplanet.