Prof. Supriya Chakrabarti z Lowell Center for Space Science and Technology (LoCSST) wskazuje, że tłok na orbicie to poważny problem. Wiele satelitów kończy swój żywot w ziemskiej atmosferze, ale część działa do dziś. Ile dokładnie – tego nie wiadomo. Grupy śledzące starty satelitów nie zawsze podają te same wartości, a przecież część z nich jest utajniona.
Związek Radziecki wystrzelił Sputnika w 1957 r., ale w drugiej połowie XX wieku następowało ok. 100 startów satelitów rocznie. Od tego czasu liczba rocznych startów gwałtownie wzrosła.
Mało startów, wiele satelitów
W 2020 r. 114 startów rakiet wyniosło poza Ziemię ok. 1300 satelitów, po raz pierwszy przekraczając próg 1000 startów rocznie. Rok obecny już jest rekordowy – 16 września na orbicie było już ok. 1400 nowych satelitów, a przecież to jeszcze nie koniec. Nie ma co się dziwić, że liczby te rosną, skoro jednorazowy start SpaceX wynosi poza Ziemię 51 nowych satelitów Starlink. Z czego to wynika?
Nigdy wcześniej w historii ludzkości nie było tak łatwo wysłać satelity w kosmos – budujesz, opłacasz start i gotowe. Co więcej, podczas jednego startu rakiety zazwyczaj poza Ziemię jest wynoszonych wiele obiektów. Nie wynika to z większej mocy czy pojemności rakiet, a miniaturyzacji samych satelitów. Dzisiaj niezwykle popularne są tzw. CubeSaty, czyli minisatelity często tworzące roje (sieci). Dane wskazują, że aż 94 % wszystkich statków kosmicznych wysłanych poza Ziemię w 2020 r. to małe satelity, których masa nie przekracza 600 kg.
Większość tych obiektów to satelity obserwacyjne lub komunikacyjne. Firmy SpaceX i OneWeb w ubiegłym roku wyniosły poza Ziemię prawie 1000 minisatelitów. Liczby te mają zwiększyć się w kolejnych latach aż 40-krotnie, bo właśnie tyle minisatelitów trzeba, by utworzyć tzw. megakonstelacje. Kilka innych firm zamierza dołączyć do tego wyścigu, m.in. Amazon z projektem Kuiper.
Tłok na niebie
Wraz ze wzrostem liczby satelitów, obawy o zatłoczone niebo zaczynają się urzeczywistniać. Astronomowie narzekają, że zaczynają one zasłaniać gwiazdy, a radioastronomowie obawiają się, że stracą aż 70 % czułości w pewnych częstotliwościach, z powodu interferencji z megakonstelacjami satelitów.
Ponieważ niska orbita okołoziemska (LEO) staje się coraz bardziej zatłoczona, wzrasta obawa o kosmiczne śmieci, a także możliwość kolizji z tego typu obiektami. Jak temu zapobiec? Nie można wysyłać satelitów na inną orbitę, nie można też całkowicie pozbyć się kosmicznych śmieci. Co zatem zrobić? Trzeba dwa razy zastanowić się, co wysyłamy w kosmos i trzeba pozbyć się tego, co tam zalega.
Obecnie, główny globalny katalog obiektów kosmicznych jest publikowany na stronie Space-Track.org przez amerykańskie Dowództwo Kosmiczne (US Space Command). Jest to najdokładniejsza, dostępna publiczna lista obiektów na orbicie okołoziemskiej, ale brakuje na niej niektórych satelitów, które mają tajny status. Częściowo z powodu tego braku przejrzystości, inne kraje również śledzą obiekty kosmiczne, a niektóre prywatne firmy tworzą komercyjnie dostępne katalogi.
SpaceX z kolei testuje sposoby na zmniejszenie wpływu konstelacji Starlink na inne obiekty, a Amazon ujawnił plany deorbitacji swoich satelitów w ciągu 355 od zakończenia misji. To najlepsze możliwe rozwiązanie. Jeżeli każdy posprząta po sobie, śmietnik na orbicie będzie mniejszy.