Co otrzymujemy wraz z Dreame H11 Max?
Dodatki obejmują:
- szczotkę do czyszczenia,
- instrukcje,
- dodatkowy filtr,
- dodatkową szczotkę,
- stację ładującą.
Mamy więc zastępcze części, które z czasem mogą się przydać. Plusem jest też szczotka, która pomoże w konserwacji urządzenia. Niektórzy sprzedawcy dodają też specjalny detergent zalecany do używania z Dreame H11 Max, ale niestety w moim przypadku nie było go w opakowaniu.
Specyfikacja Dreame H11 Max
Całość wygląda dosyć wyjątkowo. Na pierwszy rzut oka może nie wiadomo nawet, do czego to służy. Natomiast uważam, że taka konstrukcja powinna dobrze prezentować się w większości pokoi – jest po prostu nowoczesna i przyciągająca wzrok.
Na rączce znajdują się trzy przyciski. Ten na samej górze służy do autoczyszczenia. Należy go wykonać po każdym sprzątaniu, co pozwala na wyczyszczenie urządzenia z brudu. Wykonuje się to po postawieniu na stacji ładującej. Kolejne dwa przyciski służą do włączenia trybu auto (szkoda, że nie ma także możliwości ręcznego wyboru trybu pracy) oraz do włączenia trybu wchłaniania wody. Niżej znajduje się wyświetlacz LED, który jest bardzo przejrzysty i dobrze informuje o trybie pracy czy problemach z urządzeniem.
Czytaj też: Test odkurzacza Redkey F10
Niżej mamy do dyspozycji dwa pojemniki na wodę – czystą oraz brudną. Ten pierwszy ma pojemność 900 ml, a drugi 500 ml. Do tego na czystą wodę możemy dolać detergentu Dreame, który powinien pomóc w sprzątaniu, ale tak naprawdę sama woda również całkowicie wystarczy. Taka pojemność powinna też wystarczyć na pokrycie do 200 metrów kwadratowych. Na samym dole jest szczotka, która obraca się z prędkością 560 RPM. Jest ona w pełni bezpieczna dla paneli, choć do odkurzania dywanów kompletnie się nie nadaje. Tutaj musicie też pamiętać, że wszelkie zanieczyszczenia są wsysane do pojemnika na brudną wodę, który po wykonaniu autoczyszczenia należy opróżnić.
Warto też spojrzeć na tył Dreame H11 Max – jest tam głośnik oraz przycisk, którym możecie zmienić głośność oraz język. Urządzenia informuje nas poleceniami głosowymi o aktualnym trybie pracy czy skończonym autoczyszczeniu. Jest to na pewno plus, choć będziecie tutaj musieli zdecydować się najpewniej na język angielski.
Przejdźmy może do czystej specyfikacji urządzenia. Waży ono 4,65 kg, więc jest dosyć ciężkie. Baterii jest sześć, każda o pojemności 4000 mAh. Powinno to starczyć na do 36 minut pracy. Moc Dreame H11 Max to 200 W, a maksymalna głośność 76 dBa.
Wrażenia z użytkowania Dreame H11 Max
Zacznijmy od samej obsługi urządzenia – jest ona znacznie cięższa od tradycyjnych odkurzaczy. Dreame H11 Max sam jedzie do przodu, co ułatwia poruszanie się, ale jest dosyć mało zwrotny. Dodatkowo sama waga nie ułatwia obsługi. Najbardziej mi jednak przeszkadza dosyć słaba zwrotność, co w szczególności irytuje na małych powierzchniach. Szkoda też, że sama szczotka nie ma podświetlenia, co pomogło by dokładniejszym dostrzeżeniu opuszczonych miejsc. Sporym minusem jest praktycznie brak możliwości sprzątania pod meblami – urządzenie z racji swojej konstrukcji po prostu tam się nie zmieści. Próbując na siłę wjechać w takie miejsca możecie go tylko porysować. Plusem jest za to brak konieczności trzymania przycisku – raz naciskacie i drugi raz przy wyłączeniu sprzętu. Kolejna zaleta to możliwość pionowego postawienia sprzętu, co często okazuje się niezastąpione.
Jakość sprzątania paneli i podłóg jest bardzo dobra. Dreame H11 Max radzi sobie z różnymi rodzajami zanieczyszczeń i dobrze wciąga piasek, resztki jedzenia, włosy czy każdy mniejszy brud. Nie ma też problemów z rozlanymi cieczami praktycznie każdego rodzaju, co jest na pewno sporym plusem. W teście sprzątania rozsypanego ryżu sprzęt poradził sobie wzorowo. Ani jedno ziarnko nie zostało wyrzucone, wszystko jest dokładnie sprzątnięte już po jednym przejechaniu. Dokładnie tak samo jest przy każdym rodzaju brudu o podobnej wielkości, wiec tutaj ogromny plus dla Dreame, bowiem samo odkurzanie działa bardzo dobrze. Trochę inaczej jest z kurzem, ale o tym chwilę później. Nie ma jednak nawet co podchodzić do dywanów – Dreame H11 Max do tego się nie nadaje.
Czytaj też: Test odkurzacza Dreame P10
Tryb auto działa bardzo dobrze. Jak wykryje większe zabrudzenia to pierścień wokół ekranu przełącza się na czerwony i urządzenia zwiększa moc ssania. Tutaj muszę przyznać, że sprawdza się to w praktyce i brak ręcznej zmiany trybów w zasadzie nie przeszkadza. Odnośnie samego mopowania to praktycznie w pełni zastępuje ono zwykłe przejechanie mopem po podłodze czy panelach. Całość jest odświeżona i naprawdę czysta. Urządzenie poradzi sobie też z różnymi plamami, choć z mocno zaschniętymi może być problem. Wystarczy wtedy jednak lekko docisnąć nogą szczotkę i tym samym zwiększyć docisk. Wtedy też Dreame H11 Max poradził sobie z każdym rodzajem plamy, choć pokazuje to, że w kwestii docisku mogło by być jeszcze lepiej.
Ciekawa sytuacja jest z kurzem. Jeśli jest on mniejszy to nie mam żadnych uwag co do jakości sprzątania. Odsunąłem jednak łóżko, za którym było go dosyć sporo. W takim przypadku Dreame H11 Max robił kulki z kurzu i rozcierał je po podłodze. Natomiast kilkukrotne przejechanie tego samego miejsca daje bardzo dobry efekt. W przypadku rzadko sprzątanych miejsc lub mocno zakurzonych konieczne będzie więc kilkukrotne sprzątnięcie tej samej powierzchni.
Testowany sprzęt ma też problem z rogami i bokami. Nie dojeżdża do nich i jest tutaj kawałek opuszczonej przestrzeni. Szkoda, że tutaj producent nie przemyślał tej sprawy, bowiem tam często zbiera się sporo zabrudzeń.
Nalewanie czystej wody czy opróżnianie pojemnika z brudną to bułka z masłem. Cały proces sprowadza się do wyjęcia pojemnika, wylania lub wlania wody i włożenia go z powrotem. Akurat tego prościej nie da się wymyślić. Czas pracy na jednym ładowaniu i jednym nalaniu czystej wody spokojnie wystarczył na sprzątnięcie mieszkania o wielkości ok. 61 m^2. Tutaj nie będzie problemów nawet ze znacznie większymi powierzchniami. Samo ładowanie odbywa się poprzez postawienie urządzenia na stacji ładującej.
Jakość wykonania jest bardzo dobra i urządzenie sprawia wrażenie bardzo solidnego. Nie ma więc co się obawiać jego przypadkowego zniszczenia, jedynie można go szybko porysować podczas sprzątania trudno dostępnych miejsc (ale to bardziej wina samej trochę topornej konstrukcji). Pozostała tylko kwestia głośności. Z odległości 40 cm wynosi ona 72 dBA, więc cicho na pewno nie jest.
Czytaj też: Test Dreame Z10 Pro Robot Vacuum. Udany odkurzacz z ekosystemu Xiaomi
Test Dreame H11 Max – podsumowanie
Dreame H11 Max kosztuje ok. 340 euro, czyli ok. 1570 zł. Cena jest moim zdaniem adekwatna do tego, co otrzymujemy w zamian. Sprzęt jest dobrze wykonany i bardzo prosty w konserwacji. Dobrze radzi sobie z różnym rodzajem brudu, a samo połączenie mopowania z odkurzaniem w większości przypadków wystarczy do zastąpienia osobnego odkurzania i mycia podłogi. Całość radzi sobie z różnym rodzajem brudu, choć z większym kurzem czy bardziej zaschniętymi zabrudzeniami są małe problemy. Natomiast samą jakość sprzątania oceniam pozytywnie i w moim przypadku urządzenie zastąpiło osobne odkurzanie i mycie.
Nie jest jednak idealnie. Dreame H11 Max jest ciężki do sterowania, nie wjedzie pod meble oraz nie doczyści boków czy rogów. Nie nadaje się też do czyszczenia dywanów, więc tutaj przyda się osobny odkurzacz. Musicie mieć to na uwadze, bowiem nie każdemu takie działanie przypadnie do gustu.
Uważam jednak, że w tej cenie urządzenie sprawuje się bardzo dobrze i naprawdę potrafi skrócić czas sprzątania podłóg czy paneli, a nawet ułatwić je jeśli np. coś rozlejecie. Dlatego też z czystym sumieniem przyznaję mu rekomendację.