Fanami Qashqaia to my nigdy nie byliśmy…
Nigdy nie byłam fanką tego modelu. Moja antypatia nie była spowodowana jakimikolwiek przyczynami obiektywnymi, oj nie. Fakt, zawsze uważałam, że Qashqaie są brzydkie, ale to nie jedyne brzydkie samochody, jakie widziały polskie drogi i nie to mnie w nich wkurzało. Powodem dla którego nie znosiłam najpopularniejszego crossovera Nissana był fakt, że niejednokrotnie był przyczyną mojej utraconej prowizji. Pracowałam w salonie japońskiej konkurencji Nissana i niestety, wiedzą powszechną był fakt, że klienci, którzy wahali się pomiędzy naszym SUV-em bądź crossoverem a Qashqaiem, często wybierali właśnie tego drugiego. Tak, takich rzeczy się nie zapomina. Kiedy usłyszałam, że jedziemy na prezentację trzeciej generacji, przyjęłam to ze stoickim spokojem, ale kłamałabym, gdybym powiedziała, że byłam podekscytowana. Kaszkaj… Prawie wypluwałam to słowo podczas jazdy do hotelu, w którym odbywał się event. Później, gdy już zobaczyłam 3 rzędy samochodów czekających na jazdy testowe, kopara mi opadła ze zdziwienia. Zastanawiałam się, czy na pewno dobrze trafiłam i czy to na bank jest Qashqai. Przede mną stało ok 20 egzemplarzy naprawdę ładnego samochodu! Po całym dniu w tym aucie i przejechaniu łącznie ok 150km trzema różnymi wersjami, perspektywa przytulenia go na kilka dni w celu napisania testu wydawała się zupełnie inna niż jeszcze 24 godziny wcześniej! Ten dzień nadszedł, więc przejdźmy do rzeczy.
Czytaj też: Nissan Qashqai 2021. Nasze pierwsze wrażenia z jazdy
Nissan Qashqai 2021 robi wrażenie. Oj robi!
Poprzednie dwie generacje Qashqaia nie były zbyt urodziwe. Drugą nazwałabym brzydką, a pierwszą – paskudną. No dobra, po liftingu w 2019 nie było źle, ale szału też nie było. W trzeciej generacji mamy natomiast do czynienia z bardzo urodziwym crossoverem, albo wręcz nieco więcej niż małym SUV-em! Cytując moją koleżankę po obejrzeniu testowanego egzemplarza: „No nie sądziłam, że dadzą radę zrobić ładnego Kaszkaja”.
Japoński producent porzucił nieśmiałość przy projektowaniu swojego flagowego crossovera i postawił na znacznie bardziej zdecydowane linie, wyraziste światła, wysmuklił wloty powietrza i nadał autu charakter. Nowy Qashqai sprawia wrażenie sporo masywniejszego od poprzednich generacji, ale spokojnie. Jego wymiary zmieniły się nieznacznie – jest dłuższy od poprzednika o 3,1cm (442,5cm), szerszy o 2,9cm (183,5cm – przy złożonych lusterkach) i wyższy o 3,5cm (162,5cm). Być może za to wrażenie po części odpowiadają koła, bowiem ktoś w Nissanie zaszalał i wyposażył wersję Tekna+ w 20-calowe felgi! Słabsze wersje wyposażenia postawiono na mniejszych obręczach, ale większość z nich robi pozytywne wrażenie i fajnie uzupełnia wygląd auta.
Qashqai jest z zamysłu samochodem rodzinnym i przy trzeciej generacji zadbano o wygodę wsiadania/wysiadania. Drzwi auta otwierają się pod kątem 90°, co bardzo ułatwia załadowanie do środka dzieci, ich fotelików, czy innych większych gabarytowo przedmiotów.
Bagażnik, albo lepsze wyposażenie. Nissan Qashqai 2021 stawia przed takim wyborem
Ciekawą sprawą jest bagażnik Qashqaia. Visia i Acenta (dwie najniższe wersje wyposażenia) mogą pochwalić się 504 l pojemności, ale wraz ze wzrostem wersji wyposażenia, wartość ta będzie spadać aż do 436 l dla wersji Tekna +. Niestety, im więcej chcemy mieć zabawek w aucie, tym mniej miejsca w bagażniku.
Egzemplarz, który testowaliśmy miał właśnie 436 l i jest w zupełności wystarczający dla 2 osób czy 4-osobowej rodziny na co dzień, ale przy dłuższych wyjazdach zapakowanie do niego bagażu 4 osób i wózka dziecięcego mogłoby być wyzwaniem. Oczywiście w takich przypadkach można zainstalować dodatkowy bagażnik dachowy, który rozwiąże ten problem.
Wnętrze Qashqaia jest zaskakująco luksusowe
Pierwszą rzeczą, którą zauważycie po umoszczeniu się w środku jest to, że jest tam naprawdę przestronnie! Ktoś się postarał i zadbał o maksymalne wykorzystanie dostępnej przestrzeni, bo pomimo tego, że Qashqai jest szerszy od mojego Clio o niecałe 13 cm, siedząc w środku miałam wrażenie, że jest to co najmniej 2 razy więcej. Zadbano o porządny, szeroki tunel z podłokietnikiem, wąskie słupki zapewniające dobrą widoczność i wysoki sufit. Jeśli dodamy do tego panoramiczny dach, wszystko to daje wrażenie otwartej przestrzeni i bardzo pozytywnie wpływa na komfort podróży.
Jeśli już o komforcie mowa, przejdźmy do foteli. Nie będę rozwodzić się ze szczegółami nad tym, jak różnią się od siebie w zależności od wersji wyposażenia bo to przypominałoby czeski film, ale po jeździe w 3 różnych wersjach wyposażenia mogę powiedzieć jedno – jest wygodnie. Pomijając wersję podstawową, we wszystkich pozostałych mamy możliwość regulacji wysokości oraz, w mniejszym lub większym stopniu, odcinka lędźwiowego. Jeżeli kupicie wersję Tekna+, wszystko to jest dostępne w wersji elektrycznej (również u pasażera).. Jest to bardzo przydatne dla wyższych osób. Co jeszcze wyróżnia się w wersji Tekna+? Oczywiście skóra. Przyznaję bez bicia, że nie miałam wielkich oczekiwań. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jest ona dobrej jakości, z porządnymi przeszyciami i absolutnie nie śmierdzi tandetą! To samo mogę powiedzieć o wykończeniu pozostałej części kabiny. Wnętrze jest bardzo stonowane, dyskretnie oświetlone i pokryte dobrej jakości materiałami. Jest ładnie, wygodnie i Marian, tu jest jakby luksusowo!
Pochylmy się jeszcze na moment nad fotelami. Są podgrzewane (i to bardzo intensywnie jeśli trzeba) oraz mają funkcję masażu. Nie jest to może masaż na poziomie oferowanym przez choćby BMW X6, ale jest ciekawym dodatkiem. Do wyboru mamy trzy tryby masażu, który w praktyce jest pompowaniem kolejnych fragmentów oparcia w różnym tempie. Może nie brzmi to dobrze, ale w trakcie dłuższej podróży jest w stanie skutecznie pobudzić mięśnie pleców i nieco przywrócić je do życia.
Jedynym nieco dyskusyjnym elementem wnętrza są przyciski. Im dłużej na nie patrzyłem, tym bardziej przypominały mi stary sprzęt RTV. Wieżę Hi-Fi lub magnetowid. Trąci nieco retro-stylistyką, ale nie wygląda to źle. Plus należy się też za ograniczenie, na ile było to możliwe, połyskującego plastiku piano black.
Osobiście nie przypadła mi do gustu jedna rzecz – centralnie umieszczony ekran dotykowy. Funkcjonalny, ale nieco paskudny. Strasznie kanciasty i w ogóle nie pasuje do designu całości. Co ciekawe, jest w nim zaszytych mniej funkcji niż się spodziewałam. Zachodziłam w głowę gdzie mam znaleźć opcję regulacji wyświetlacza head-up i doszłam do wniosku, że albo jesteśmy z Arkiem tępi, albo takiej możliwości nie ma! Okazało się, że jest, ale dostępna wyłącznie z pozycji kierownicy. Osobiście nie jestem przekonana co do takiego rozwiązania. OK, fajnie jest móc sterować tą funkcją nie odrywając oczu od drogi, ale równie fajnie byłoby mieć możliwość wyręczenia się swoim pasażerem, w końcu co ma lepszego do roboty?
System multimedialny mógł być nieco lepiej zrobiony, ale head up przyćmiewa minusy
W tym miejscu miałbym nieco odmienne zdanie. Nissan przeniósł wszystkie ustawienia związane z jazdą i autem na ekran kierowcy. Dzięki temu może mieć on pewność, że nikt w trakcie jazdy nie będzie ich zmieniać z fotela pasażera. Choć z drugiej strony zawsze jest wygodniej zmieniać ustawienia na dużym ekranie dotykowym, niż za pomocą przycisków i pokręteł na kierownicy.
Menu kierowcy jest oszczędne, ale czytelne i bardzo intuicyjne. To tam znajdziemy m.in. informacje o ciśnieniu w oponach, spalaniu, ustawienia oświetlenia czy systemów bezpieczeństwa. Nieco inaczej wygląda kwestia Menu na ekranie głównym.
Mam wrażenie, że po przeniesieniu dużej części ustawień na ekran kierowcy, Nissan chciał koniecznie zapełnić Menu główne… czymkolwiek. Przez co bardzo dużo skrótów jest niepotrzebnie wyciągniętych na ekran główny, niektóre poziomy podmenu mają tylko po jednej dostępnej opcji, choć mogło ich tam być kilka. Interfejs działa płynnie, wypada nieźle pod względem wizualnym, ale został trochę niepotrzebne skomplikowany. Co najważniejsze – Android Auto działa wzorowo (tylko po kablu) i dzięki temu na Menu nie trzeba zbyt często patrzeć.
Duży plus należy się za ogromny head up. Ekran wyświetlany na szybie ma przekątną 12 cali. Jest dzięki temu czytelny i szalenie użyteczny. Zastrzeżenia można mieć tylko do systemu rozpoznawania znaków, który ma trochę aż za bystry wzrok. Potrafi bowiem momentami wczytywać znaki ograniczenia prędkości z… naczep wyprzedzanych tirów.
Na wyposażeniu znajdziemy też system kamer, z kamerami 360-stopni włącznie. Obraz jest dobrej jakości, czytelny i całość znacznie ułatwia parkowanie. Szczególnie że przez tylną szybę nie widzimy zbyt wiele.
Pozytywnie trzeba też ocenić nagłośnienie Bose. Do czołówki rynku zdecydowanie mu brakuje, ale jest w stanie skutecznie urozmaicić podróż ciepłym, głębokim i czystym brzmieniem.
Nissan Qashqai 2021 to auto do dynamicznego wożenia się. Na wyścigi go nie zabierzemy, ale za to… sam jeździ!
Najpierw porozmawiajmy o mocy. Mamy do wyboru dwie jednostki o pojemności 1.3 L wspomagane turbosprężarką – 140 oraz 158-konną. Testowaliśmy tą drugą i spokojnie mogę powiedzieć, że sprawuje się przyzwoicie. W trybie Standard może Wam czasami zabraknąć mocy, ale auto pozwala na bardzo płynną zmianę trybów jazdy, więc jeżeli chcecie, aby Qashqai był bardziej żwawy, wystarczy przerzucić go na tryb Sport. Zapewniam, że zareaguje bardzo szybko, a wrażenia z jazdy będą przyjemne. Może nie jest demonem prędkości, ale też nie został zaprojektowany jako samochód na track day. Użytkownika z realistycznymi oczekiwaniami zadowoli na pewno. Wyprzedzanie drogowych maruderów jest płynną i bardzo prostą czynnością.
To, co mnie nieco zaskoczyło, to chwilowe braki przyczepności. Nie odczują tego ci, którzy jeżdżą jak normalni ludzie, ale jeśli przyjdzie Wam do głów wciskanie gazu do dechy na średniej jakości nawierzchni lub błędnie ocenicie ostrość zakrętu, przygotujcie się na to, że trochę zarzuci wam tyłki. Qashqai nie wpadnie w spontaniczny drift, ale też nie jest tak, że nie odczujecie dyskomfortu. Jest to jednak czepianie się. Mamy w końcu do czynienia z niespełna 1,5-tonowym crossoverem z napędem na jedną oś, a nie z GTR-em.
Na plus w nowym Qashqaiu jest również skrzynia biegów. Automat działa bardzo płynnie, a przełożenia są prawie nieodczuwalne, więc nie ma się nad czym rozwodzić – jest bardzo dobrze. Jeżeli z różnych względów preferujecie skrzynie manualne, również nie będziecie zawiedzeni. Skrzynia jest sztywna, ale bardzo lekka i pozwala na płynne operowanie obrotami.
Dobrze siedzicie? To teraz uwaga – Nissan Qashqai 2021 jest wyposażony w tryb półautonomicznej jazdy. Nie mówimy tu o aktywnym tempomacie (tak, jest obecny), ale o autentycznej, samodzielnej jeździe, podczas której kierowca musi jedynie trzymać ręce na kierownicy. Co więcej, funkcja ta momentami potrafi działać lepiej niż w kosztujących trzy razy więcej modelach BMW. Przy dobrym oznaczeniu drogi Qashqai bardzo sprawnie się usamodzielnia i w zasadzie już po kilku sekundach od uruchomienia funkcji może jechać sam.
Auto porusza się zaskakująco równo. Podczas gdy auta BMW lubią się nieco mocniej przykleić do krawędzi pasa (stresując przy tym kierowce i pasażera), Nissan Qashqai 2021 bardzo mocno trzyma się środka. Przyśpiesza dynamicznie, ale bardzo płynnie, nie można też mieć zastrzeżeń do hamowania. Po puszczeniu kierownicy auto jedzie samodzielnie przez ok 7-8 sekund, po czym wyłącza funkcję samodzielnej jazdy. Po złapaniu kierownicy wraca do niej w ciągu dosłownie 2-3 sekund.
Wspomniane braki przyczepności mogą po części wynikać z miękkiego zawieszenia. Z jednej strony pozwala to bardzo skutecznie wyłapywać drogowe nierówności, ale z drugiej przy dynamicznych skrętach kierownicą nadwozie potrafi się wyraźnie zabujać.
Nissan Qashqai 2021 jest łaskawy dla portfela. Nie pochłania dużych ilości paliwa
Nissan, podobnie jak większość producentów, poszedł w układ mild hybrid w celu ograniczenia zużycia paliwa. Jak to działa? Tak jak u innych producentów – auto odzyskuje energię przy hamowaniu, następnie energia ta jest wykorzystywana głównie do zasilania elektroniki. Układ mild hybrid jest ciężki, więc producent zastosował aluminiowe elementy w konstrukcji auta, aby nieco zrekompensować różnicę w masie w stosunku do poprzednika. Pomimo tych zabiegów nowy Qashqai pozostaje cięższy od swoich poprzedników, nie znaczy to jednak, że pali więcej. Według producenta auto spala ok. 6,3-6,5 l/100 km (nieco więcej dla wersji 4WD) w cyklu mieszanym i zapewniam, że przy przepisowej jeździe zużycie paliwa będzie oscylowało właśnie w tych granicach. Jeżeli trochę poszalejecie w trybie Sport, w dalszym ciągu jest kulturalnie – ok. 7,1-7,2 l/100 km.
Stosunek ceny do wyposażenia – czy warto tyle zapłacić za nowego Qashqaia?
Chwalimy tego nowego Kaszkaja i chwalimy, ale zatrzymajmy się chwilę przy jego cenie, bowiem pojawiły się głosy, że jest on zbyt drogi, że lwią częścią sukcesu jego poprzedników była cena, a tym razem może to stanowić problem. Moim zdaniem wszystko zależy od tego, jak patrzymy na tę sprawę. Testowany przez nas egzemplarz kosztuje 165 600 zł. Czy to dużo? Cóż, jest to wszystko, co Nissan ma do zaoferowania w tym modelu. Producent doszedł do wniosku, że nie ma co się rozdrabniać i jeżeli twierdzi, że to jest wszystko, co może do samochodu włożyć, to tak ma być. Szanuję takie postawienie sprawy. Zbyt często po konfiguracji samochodu wyskakuje nam cena rzędu 400 000 zł i okazuje się, że do tego trzeba jeszcze dopłacić 6 500 zł za wyświetlacz head-up czy inną rzecz, która w aucie za cenę mieszkania powinna być, jakby nie patrzeć, na wyposażeniu. Nissan podchodzi do sprawy uczciwie, a ponadto 165 600 zł za takie wyposażenie to nie jest wygórowana cena.
Jeżeli ktoś nie może lub po prostu nie chce wydać takich pieniędzy na auto, spokojnie. Większość naprawdę istotnych funkcji otrzymamy już w wersji N-Connecta (trzecia z pięciu wersji wyposażenia), która przy 140-konnym silniku kosztuje już 125 000 zł. Jeżeli macie wątpliwości, polecam zajrzenie do katalogu i wyrobienie własnej opinii na temat tego, czy nowy Qashqai się Wam opłaca. My jesteśmy zdecydowanie na tak.
Ale żeby tak Qashqai się nam spodobał?
Dominującym czuciem, które towarzyszyło mi i Arkowi podczas testu Qashqaia, było zdziwienie. Co chwila pojawiały się teksty typu: „Ej, a widziałaś to?”, „A wiedziałeś, że on ma tę funkcję?!”. Ten samochód naprawdę nas zaskoczył, w bardzo pozytywnym znaczeniu tego słowa. Wygląda fajnie, jeździ lekko i przyjemnie, ułatwia życie kierowcy na wiele sposobów, a stosunek ceny do wyposażenia jest co najmniej uczciwy. Bardzo cieszę się, że już nie pracuję u konkurencji, bo prawdopodobnie zalałabym się żółcią. Podejrzewam też, że handlowcy Nissana będą zadowoleni nie mniej niż klienci. Przy takim produkcie sprzedaż wchodzi bardzo mocno.