Pudełko i dołączone wyposażenie
Cieszące oko pudełko Prime Mini Wireless, które łączy charakterystyczne dla Steelseries barwy i design, skrywa dokładnie to samo, co pudełko pełnoprawnego modelu Prime Wireless. Mowa więc o 208-metrowym przewodzie USB-C do USB-A, odbiorniku USB-C działającym na paśmie 2,4 GHz oraz kostce rozszerzającej zasięg, która sprowadza się do dwóch portów USB-C. To sprawia, że do jednego musimy wpiąć sam odbiornik, a do drugiego przewód podpięty do komputera. Oczywiście jest to tylko opcjonalne rozszerzenie zasięgu, ale dla wielu może być przymusem, jeśli nie posiadają w swoim komputerze wolnego portu USB-C.
Czytaj też: Test Prime Wireless, czyli nowej najdroższej myszy SteelSeries
Przez to właśnie Prime Mini Wireless traci w moich oczach już na starcie. W teorii z tą myszką ponoć uwalniamy się od przewodu, ale w praktyce przy starszym sprzęcie ten ciągle jest wymagany do działania. To z kolei zmusza nas do korzystania z Prime Mini Wireless w czymś w rodzaju trybu bezprzewodowo-przewodowego, a jeśli już przy tym jesteśmy, to warto zaznaczyć, że działa on również w trybie przewodowym. To ważna informacja, bo ten model może towarzyszyć Wam na wielu krokach, jako że SteelSeries reklamuje go do pracy z PCtem, Macem oraz Xboxem.
Najważniejsze cechy Prime Mini Wireless
- Sensor TrueMove Air
- Czułość na 5 poziomach od 100 do 18000 DPI (przeskoki co 100 jednostek)
- Waga: 73 gramów
- Wymiary: 120,3 x 66,2 x 40,7 mm
- Materiał: matowe tworzywo sztuczne
- Przełączniki główne: optyczne Prestige OM o wytrzymałości 100 milionów kliknięć
- Liczba przycisków: 4 + rolka
- Tryb bezprzewodowy lub przewodowy
- Odświeżanie USB: 125, 250, 500 i 1000 Hz
- Podświetlenie: wyłącznie pod scrollem
- Dedykowane oprogramowanie Engine GG
- Gwarancja: 2 lata
- Cena producenta: 629 zł
Design, materiały i wykonanie
Prime Mini Wireless kontynuuje podejście projektowe, które Steelseries zaproponowało przy premierze pełnoprawnych modeli Prime. Mowa o minimalistycznej, sprawiającej świetnie wrażenie, obudowie z matowego tworzywa sztucznego, którą skrojono specjalnie z myślą o praworęcznych użytkownikach. Patrząc na nią, trudno nie odczuć, że Steelseries nie miał zamiaru tworzyć myszki, która miała przyciągać wzrok.
Tradycyjna bryła nie ma praktycznie żadnych ozdóbek, pomijając szare logo producenta na czarnej obudowie i skromne podświetlenie rolki, które oczywiście można dezaktywować. Zaoszczędzicie na tym baterie, choć producent zadbał o to, aby pełniła też funkcjonalną rolę, informując nas o wybranym poziomie czułości czy odświeżania.
Czytaj też: Test ROG Claymore II Asusa. Trzy drogie klawiatury w jednym
Składająca się z czterech głównych elementów (podstawy i trójczęściowego grzbietu) obudowa posiada oddzielone od całości skrzydełka głównych przycisków. Poza nimi, na lewym boku znalazły się wyczuwalne pod palcem, ale bardzo skromne boczne przyciski w formie trapezu, podczas gdy na samym przodzie znalazł się port USB-C. Spodnia część myszki skrywa cztery świetnej jakości teflonowe ślizgacze o zaokrąglonych bokach z przyciskiem do zmiany czułości i odświeżania oraz prosty przełącznik on/off.
Ergonomia Steelseries Prime Mini Wireless
Czym więc różni się Prime Mini Wireless od Prime Wireless? Rozmiarami i wagą, co niestety nie wyszło jej na dobre. Przynajmniej w mojej ocenie, bo choć spadki nie wydają się duże (73 vs 80 gramów oraz 120,3 x 66,2 x 40,7 mm vs 125,3 x 67,9 x 42,4 mm), to są wyczuwalne już od pierwszej chwili. Na całe szczęście miałem okazję porównać obie bryły w jednym momencie, dzięki czemu mogę stwierdzić jedno – Steelseries udało się mnie zaskoczyć. Chociaż ogólny charakter i kształt Prime został zachowany, to wersja Mini w dotyku sprawia wrażenie zupełnie innej myszki.
Podczas, gdy pełnoprawne modele Prime zapewniają mojej dosyć dużej, masywnej dłoni stosowne oparcie i wiele punktów styku, co razem z przyjemną wagą gwarantuje wyższą precyzję w grach strategicznych i codziennej pracy, to już bryły Prime Mini są zupełnie inną parą kaloszy. Nie mogę powiedzieć, że są gorsze, bo byłoby to kłamstwo porównywalne do stwierdzenia, że klawiatury ergonomiczne są bezużyteczne. Wręcz przeciwnie, ale zależy to całkowicie od danej osoby i jej preferencji.
Tak też przy wybieraniu między Prime Wireless, a Prime Mini Wireless, po mniejszą myszkę powinni sięgnąć ci, którzy:
- Mają przeciętne albo małe dłonie
- Lubują się w ważących niewiele myszkach
- Grają głównie w dynamiczne gry, gdzie szybkie ruchy są podstawą
- Wykorzystują chwyty typu fingertip- i clawgrip
Test przycisków Prime Mini Wireless, czyli Prestige OM
Przełączniki Prestige OM zaprojektowane przez Steelseries robią wrażenie nie tylko na papierze (wytrzymałość rzędu 100 mln aktywacji sprawia, że możecie spać spokojnie przez całe lata), ale też w praktyce. Producent zastosował w ich przypadku połączenie podejścia optycznego, jak i magnetycznego. Przejawia się to tym, że wciskając na minimalną głębokość skrzydła głównych przycisków myszki, wywieramy nacisk na solidną sprężynę, którą w podstawowej pozycji utrzymuje neodymowy magnes, gwarantujący stały poziom wymaganej siły do aktywacji. Do niej dochodzi w momencie, kiedy sprężyna odrywa się od magnesu i przecina wiązkę światła.
Czytaj też: Test Steelseries Prime+. Tradycyjnie, lekko, wygodnie i przewodowo
Tego typu podejście jest nie tylko szybsze, ale też lepsze, jako że porzuca zupełnie metalowe styki, co poprawia responsywność oraz zużywanie się mechanizmu. Dzięki temu w Prime Mini Wireless klika się cudownie i co ciekawe, inaczej niż w Prime Wireless, bo bardziej zwarta obudowa zwiększyła poziom głośności i twardość kliku. Głównie przyciski spisują się więc świetnie, wzorowo wręcz, bo mają swój unikalny charakter, czego niestety zabrakło rolce i bocznym przyciskom. Nie jest to wada i nieco tutaj przesadzam, bo w obu przypadkach te elementy spisują się bardzo dobrze, ale po prostu chciałoby się, żeby i one wyróżniały się na tle konkurencji. Poniższe nagranie powinno to potwierdzić, ujawniając też samą jakość podświetlenia:
Oprogramowanie Steelseries Engine GG i bateria
Na samym początku warto wspomnieć, że do działania Prime Mini Wireless nie wymaga żadnej aplikacji. Ją jednak warto pobrać, wykorzystując do tego HUB Steelseries w postaci aplikacji Steelseries GG. Ta zapewni Wam przede wszystkim jedno – najnowszy firmware, którego aktualizacja będzie wymagać od Was długiej zabawy z odpinaniem myszki. Bez tego ani rusz, ale jeśli nie jesteście przekonani, to spokojnie, bo Steelseries zadbało pamięć wewnętrzną i predefiniowane ustawienia DPI (400, 800, 1200, 2400, 3200 DPI) do zmiany za pomocą przycisku na podstawie, którym też wybieramy częstotliwość odświeżania (125, 250, 500 i 1000 Hz).
W pierwszym oknie jednak przywita nas coś w rodzaju launchera, gdzie podejrzymy każdy kompatybilny sprzęt marki, dorzucimy kilka pluginów do oprogramowania i nawet sparujemy związane z nim profile z poszczególnymi aplikacjami. Kiedy już przebrniecie przez proces aktualizacji firmware, otrzymacie możliwość znaczącego wpłynięcia na ustawienia myszki.
Po kliknięciu w Prime Mini Wireless otworzy się kolejne okno, pozwalające na personalizację ustawień. Nie tylko pod kątem czułości na pięciu poziomach, ale też funkcji przycisków (jest opcja przeniesienia zmiany DPI na jeden z nich), stosownych kombinacji makr w formie tekstowej i kombinacyjnej, czy być może najciekawszej funkcji – zmiany natężenia predykcji oraz zwiększenia i zmniejszenia prędkości w pierwszych i ostatnich fazach ruchu myszką.
Resztę ustawień uzupełniają opcje związane z baterią. Sprowadzają się one do ustawień trybu uśpienia, z którego Prime Mini Wireless szybko się wybudza, przyciemniania diody podświetlającej rolkę, ustawień inteligentnego podświetlania czy aktywacji specjalnego trybu wysokiej energooszczędności. Tego jednak nie zalecam Wam włączać, jeśli naprawdę nie musicie oszczędzać zapasu baterii, bo znacząco wpływa to na precyzje myszki. Lepiej już wyłączyć po prostu podświetlenie i zapewnić sobie grubo ponad 100 godzin działania na jednym ładowaniu.
Test sensora TrueMove Air
Przy każdym teście bezprzewodowej myszki tej klasy warto powtarzać, że już od dłuższego czasu poziom jakości i stabilności bezprzewodowych technologii osiągnął poziom, którego nie powinniście się obawiać. W przypadku Prime Mini Wireless możecie sprawdzić to na własnej skórze, próbując działanie myszki w trybie przewodowym, jak i bezprzewodowym, który jest realizowany z wykorzystaniem technologii Quantum 2 marki, sprowadzającej się do łączności radiowej na paśmie 2,4 GHz.
Optyczny sensor TrueMove Air gwarantuje niski LOD na poziomie około 1,4 mm, wysokie prędkości maksymalne, brak negatywnych zjawisk do poziomu 3000 DPI, utrzymywanie odświeżania na poziomie ~1000 Hz i świetny feeling. W połączeniu z odbiornikiem, który podczas testu był wpięty bezpośrednio do płyty głównej i znajdował się jakieś 30 cm od myszki, ogólna precyzja tego sensora plasuje się na topowym poziomie, co dotyczy też stabilności sygnału.
Test Steelseries Prime Mini Wireless – podsumowanie
Bez ogródek mogę stwierdzić, że Prime Wireless jest w mojej osobistej top 10 najlepszych myszek na rynku. Jednak nic w tym dziwnego, bo kosztuje 400 złotych, czyli sporo. Rzeczywiście pierwotna cena była zbyt wysoka i bardzo dobrze, że rynek ją zweryfikował i to samo czeka zapewne też wariant Mini, który obecnie kosztuje nieco ponad 500 złotych.
Jak już wspomniałem – w moje gusta pomniejszona obudowa zupełnie się nie wpisała, dlatego preferuję pełnoprawny model. Jednak jako że to kwestia subiektywna, a między tymi dwoma myszkami różnica sprowadza się głównie do rozmiaru i wagi, nie sposób Prime Mini Wireless nie polecić. Dlatego też podobnie, jak w przypadku Prime Wireless, wystawiam temu modelowi dwie nasze odznaki i podkreślam – zastanówcie się dobrze co do wariantu, który wybierzecie.