Specyfikacja elektrycznego roweru ADO A20F+
Zanim jednak przejdziemy do wrażeń i mojej opinii na temat tego jednośladu, rzućmy okiem na to, co model ma do zaoferowania, czyli czystej specyfikacji i dokładnego przyjrzenia się A20F+. Jako składany w pół ebike, A20F+ traci z miejsca na sztywności strukturalnej i wytrzymałości, ale taka to już cena tego, że z roweru o wielkości 174 x 53 x 120 cm robimy “kostkę” 98x45x77 cm. Cały proces sprowadza się do złożenia kierownicy prostą dźwignią, ramy w pół z wykorzystaniem srebrnej dźwigni na boku i wreszcie plastikowych platform pedał. Dwa pierwsze elementy zabezpiecza tylko prosty mechanizm, co niestety w przypadku kierownicy było w moim egzemplarzu zgubne. Luzy na połączeniach okazały się ogromne i choć do przełknięcia, to zdecydowanie zbytnio odczuwalne, żeby z jazdy A20F+ czerpać 100% przyjemności.
Czytaj też: Test Stadler Form Roger 2. Czuły strażnik czystego powietrza
Po złożeniu A20F+ możemy bez większego problemu wpakować go, czy to do bagażnika samochodu, czy nawet na jego tylne siedzenia, jeśli akurat mamy zajęty bagażnik. Jego przenoszenie do przyjemnych zdecydowanie nie należy, bo 29 kilogramów robi swoje, ale pomaga nam w tym uchwyt na górnej części ramy i dosyć dobrze ulokowany środek ciężkości, dzięki akumulatorowi w górnej ramie z aluminium stopu 6061. Jej masywne spawy nie wyglądają zbyt kunsztownie, ale za to lakier sprawia wrażenie trwałego.
Zaczynając od podstaw, ADO A20F+ jeździ na grubych 20-calowych oponach o szerokości 4 cali ze zdecydowanie terenowym bieżnikiem. Znalazły się na nich zarówno odblaski, jak i tarcze dla mechanicznych hamulców (wykorzystujących linkę do działania), z czego na tyle 7-biegową kasetę uzupełnia przerzutka Shimano Tourney. Z wartych wyróżnienia elementów warto napomknąć o regulowanej podpórce, wspomnianych prostych dźwigniach do regulacji kierownicy i siodełka, jasnym oświetleniu przednim LED, dosyć dobrze ukrytych i zabezpieczonych linkach, miękkim skórzanym siodełku i miejscu na kluczyk, którego wpinamy od spodu i przekręcamy albo w celu aktywacji, albo wyciągnięcia (po stosownym pociągnięciu) akumulatora.
Na kierownicy znalazły się dwie dźwignie hamulca, manetka tylnej przerzutki w formie przycisku do zwiększania i dźwigni do zmniejszania biegu, prosty moduł z zaślepionym portem USB w myśl ładowania, dwa przyciski do aktywacji/dezaktywacji sygnału dźwiękowego i przedniego oświetlenia oraz zdecydowanie najważniejsze – wyświetlacz LCD, pokazujący najważniejsze informacje z wykorzystaniem starodawnej czarnej czcionki na zielonym tle. Ot podstawowe “centrum dowodzenia” o dobrych kątach widzenia i jasności z trzema podświetlanymi obok przyciskami. Na kierownicy nie zabrakło też manetki napędu, choć dezaktywowanej.
Czytaj też: Test robota sprzątającego Yeedi Vac Station
Po stronie napędu opowiada się 24-watowy silnik bezszczotkowy w tylnej piaście, który łączy się z wyjmowanym akumulatorem litowo-jonowym 36V/10,4 Ah (374,4 Wh) z wnętrza ramy. Wedle producenta możecie liczyć na zasięg w trybie asysty do 80 kilometrów na jednym naładowaniu, które trwa około siedmiu godzin. Realizować je możecie zarówno po wpięciu do gniazdka samego roweru, jak i akumulatora po jego prostym zdemontowaniu.
Sam napęd jest realizowany w momencie, kiedy osiągniecie prędkość 6 km/h i będziecie dalej pedałować, za co odpowiada czujnik kadencji, a niestety nie momentu obrotowego. Przyspieszanie nie jest więc tak płynne i regularne, ale kto nie miał okazji jeździć na rowerze z czujnikiem momentu obrotowego, nie będzie aż tak narzekać na charakter ADO A20F+. Za komfort odpowiadają z kolei same opony, jak i proste widełki z amortyzatorem sprężynowym. Do skutecznych zdecydowanie nie należy, ale jest… i to może Wam wystarczyć.
Wrażenia z ADO A20F+
Przygoda z tym elektrycznym rowerem rozpoczyna się spodziewanie. Kurier przywozi sporej wielkości pudło, które swoje waży, prosi nas o pomoc z jego wyciągnięciem i ewentualnie wniesieniem do domu/mieszkania, a my z oczywistych względów łapiemy następnie za nóż i przecinamy taśmy zabezpieczające. Unboxing całości przebiega nad wyraz sprawnie i po usunięciu głównej części pianki, wyciągnięcie złożonego ADO A20F+ za specjalny uchwyt między elementem goszczącym sztycę siodełka, a górną częścią ramy, jest banalne.
Zadbajcie jednak o otoczenie, bo nie tylko waga może Was zaskoczyć, ale też sam sposób postawienia roweru na ziemi po raz pierwszy. Spokojnie jednak – posiada stosowny metalowy wspornik w tym właśnie celu na spodzie mufy, utrzymujący całość w miejscu razem z dwoma grubymi oponami.
Zanim przejdziecie do składania, rzućcie okiem na dołączone wyposażenie, które obejmuje:
- prostą pompkę rowerową
- instrukcję składania (bez polskiej wersji)
- podręcznik użytkownika (bez polskiej wersji)
- zestaw kluczy imbusowych oraz jeden klucz wielofunkcyjny
- dwie platformy pedałów
- ładowarkę
- uchwyt do telefonu
- parę kluczyków
W moim przypadku ADO A20F+ przyjechał w formie połowicznie złożonej (miał przykręcone m.in. oświetlenie i podnóżkę) i solidnie owinięty w opaski zaciskowe oraz piankę zabezpieczoną taśmą klejącą. Trochę zabawy z nożem i przecinakiem ewidentnie jest, a podczas niej uważajcie, żeby nie uszkodzić lakieru, czy przewodów tego ebike. Oczywiście na wewnętrznie prowadzone przewody nie liczcie – to nie model z tego segmentu, co potwierdzają ciągnące się pod ramą pancerzyki z linkami lub przewodami.
W moim przypadku reszta zabawy była banalna. Sprowadzała się do rozłożenia ramy i jej zabezpieczenia srebrną dźwignią, odpowiedniego ustawienia składanej kierownicy, wymagającej przykręcenia, a finalnie postąpienia podobnie z platformami pedałów. Cały proces kończy dopompowanie opon do maksymalnie 1,4 bara, co z wykorzystaniem dołączonej pompki, jest katorgą (sięgnijcie lepiej po kompresor), odpowiednie ustawienie świateł i naładowanie akumulatora, z czego producent podkreśla, żeby przed pierwszą jazdą ładować go przez całe 12 godzin. Reszta to już zabawa w dostosowywanie kąta nachylenia kierownicy, jej wysokości (z 115 do 120 cm), wysokości siodełka (z 82 do 33 cm), czyli zrealizowanie kwestii stricte ergonomicznych. Niestety tylko z pozoru.
Mój egzemplarz ADO A20F+ posiadał kompletnie rozregulowane hamulce tarczowe, które uniemożliwiły mi zrealizowanie pierwszej przejażdżki tego samego dnia po otrzymaniu go na testy. Czekał jednak krótko, bo pogoda jasno wytyczała mi konkretne okienka na zrealizowanie jazd testowych, a jeśli idzie o regulację samych hamulców, to miałem z tym dobre pół godziny zabawy.
Czytaj też: Test Arctics 7P+ Wireless. Ten zestaw słuchawkowy, to bezprzewodowa potęga
Najpierw męczyłem się w regulację zacisków względem tarczy, a po kilku próbach zrozumiałem, że problem w przypadku tylnego hamulca leży w nieodpowiednim ułożeniu samego nachylenia zacisków. Wymagało to po prostu zabawy z innymi śrubkami, ale jak wie każdy, kto choć raz regulował hamulce w rowerach, nie jest to jakkolwiek trudna czynność. Żmudna i wymagająca spokoju pewnie tak (zwłaszcza na początku), ale z dołączonymi narzędziami poradzicie sobie z tym raz dwa.
Przechodząc już do pierwszej przejażdżki na ADO A20F+, ta miała być krótka i zapewnić mi tylko przedsmak możliwości tego ebike, ale z 5 minut zrobiło się 10, a potem obudziłem się “z transu” na środku szczerego pola w zupełnej ciemności, kiedy nagle przednie światło zgasło, a ekran przestał reagować. Co z tego, że ledwie kilka chwil wcześniej poziom naładowania wskazywał jedną z pięciu “kresek” – akumulator wyczerpał się i koniec kropka, zmuszając mnie najpierw do pchania, a następnie do jechania na tak ciężkim rowerze, co do przyjemnych wcale nie należało.
Wskazało to jednak od razu jedną z wad tego modelu, czyli sam kontroler układu napędowego. Ten ewidentnie zakłamuje rzeczywistość i rzeczywiście zwróciłem na to uwagę przy następnych przejażdżkach. Zjeżdżając z górki, poziom naładowania z 2 kresek jest w stanie wzrosnąć do czterech przy jednoczesnym wzroście domniemanego napięcia akumulatora, ale wjeżdżając pod nawet lekkie wzniesienie może spaść do jednej, a nawet “żadnej”, co udało mi się uchwycić na zdjęciu poniżej. Proszę o wybaczenie za niską jakość, ale trwa to tylko moment, a jednoczesna jazda na rowerze nie wpływa pozytywnie na stabilność dłoni.
Wracając jednak do pierwszego razu z ADO A20F+ w terenie, przeskok z tradycyjnego “górala” ze średniej półki jest ogromny. Z jednej strony na plus, a z drugiej na minus, ale kiedy teraz myślę o tym, który rower wziąć na przejażdżkę, wybór jest pozytywny. Mówię tutaj głównie o podbijaniu terenów górzystych, bo w mojej okolicy dominują właśnie lasy, łąki i wzniesienia, gdzie z A20F+ spędzałem najwięcej czasu, korzystając oczywiście z najwydajniejszego trybu wspomagania, bo “czemu by nie”.
Niestety znacząco odbiło się to na żywotności akumulatora, jako że uzyskałem około 23 km zasięgu na jednym ładowaniu przez prawie dwugodzinny trening przy zachowaniu średniej prędkości rzędu około 18 km/h. Następne próby kończyły się podobnie, ale wynik 23 km na jednym ładowaniu był tym najniższym. Pragnę zaznaczyć, że mierzę 179 cm wysokości, ważę 85 kg, a obciążyłem się dodatkowo kilkoma kilogramami ubrań i sprzętu, podczas gdy sama pogoda była zwykle wietrzna, a temperatura wynosiła od 5 do 10 stopni Celsjusza.
Podczas testów grube, terenowe opony A20F+ musiały radzić sobie z błotem, żwirem, piachem, gęstą ściółką czy olbrzymią ilością mokrych liści, dzięki trwającej akurat złotej polskiej jesieni. Z tymi ostatnimi dawały sobie radę śpiewająco, posyłając mnie na ziemię tylko raz przy zjeżdżaniu ze sporego wzniesienia na wąskiej ścieżce. Te opony są zresztą wręcz majstersztykiem przy terenowej jeździe i może nie radzą sobie tak dobre, jak te większe podczas pokonywania kolein z rodzaju tych okazalszych, ale pozwalają całkowicie zapomnieć o gałęziach, kamieniach, dziurach, czy nawet krawężnikach. Na wysoką przyczepność możecie liczyć nawet podczas jazdy po bardziej piaszczystym terenie.
Właśnie… teren. ADO A20F+ posiada bardzo skromną amortyzację, której nawet grube opony nie są w stanie uzupełnić wystarczająco dobrze, żeby wyeliminować problemy niskiego komfortu podczas jazdy po tych większych nierównościach. Zadziwiająco miękkie siodełko coś tam poprawia, ale Wasze ręce na nieco zbyt wąskiej dla mnie kierownicy z pewnością nie będą czuć się, jak ryby w wodzie.
Zwłaszcza że przy tych większych wzniesieniach, kiedy nadejdzie moment na pedałowanie na stojąco, poczujecie, że manetki pod wpływem siły nadgarstków mogą się przesuwać, a korby niepokojąco pukać, co jest częstym przypadkiem rowerów z niższego segmentu cenowego. To jednak wskazuje jasno, że A20F+ ewidentnie nie powstał po to, aby bazować na sile rowerzysty, kiedy zrobi się naprawdę wymagająco. Testowałem go jednak pomimo tego hałasu nieustannie przy takiej samej intensywności i nic złego nie stało się zarówno z korbami, jak i suportem.
Podczas jazdy w terenie można, a nawet trzeba od razu obniżyć siodełko z tej prawidłowej pozycji, żeby nie zmuszało nas do utrzymywania wyprostowanej pozycji i ułatwiało balansowanie w trasie. To z jednej strony jest trudne (wysoko postawiony środek ciężkości, bo w górnej części ramy), ale z drugiej nieco ułatwione przy zjeżdżaniu ze wzniesień, dzięki temu, że dodatkowa waga dociska zwłaszcza tył.
Hamulce, jak to tarczówki, sprawdzają się świetnie w swojej roli, a dodatkowy opór wielkich opon zdecydowanie pomaga im w skróceniu drogi hamowania, choć jednocześnie generuje problemy przy rozwijaniu prędkości. Osobiście najbardziej rozpędziłem się do 29 km/h wedle smartwatcha i do 33 km/h wedle samego pokładowego wyświetlacza, korzystając z okazji i wjeżdżając w kałuże. Wtedy też sprawdziłem, że brak błotników nie sprawia, że tylne koło wrzuca w nas całe strugi wody podczas szybkiej jazdy. Kropelki może i tak, ale nic więcej.
Czytaj też: Test Sennheiser CX Plus True Wireless. Drogie TWS… ale imponujące
Test elektrycznego roweru ADO A20F+ – podsumowanie
A20F+, to przykład świetnego ebike do podbijania terenu, choć oczywiście daleko mu do komfortu oferowanego w takich warunkach przez pełnoprawne górskie modele. Swoje możliwości zawdzięcza połączeniu silnika z małymi, choć szerokimi oponami, które niestety nie są w stanie zapewnić wysokiego komfortu przez długi czas w trudniejszym terenie. Zwłaszcza że zastosowany przedni amortyzator daje wiele do życzenia. Jest jednak świetnym ebike do podbijania ścieżek w lasach i bardziej wiejskiego terenu. Do miast z pewnością nadaje się w mniejszym stopniu, a zdecydowanie nie opłaca się po niego sięgnąć, bo w podobnej cenie znajdziemy inne bardziej zorientowane na ulicę modele tego typu.
Największy problem? Zakłamujący poziom naładowania wyświetlacz, niski zasięg w trudnym terenie na najwyższym poziomie i być może najgorsze, czyli sama kiwająca się kierownica na boki.
Jednak to wszystko na tle zalet, jakie przytoczyłem powyżej i radości, jaką generuje przejażdżka na A20F+ jasno wskazuje, czy sprzęt jest warty wymaganych przez producenta 1059$ w chwili pisania tego testu. Mój wniosek na koniec tego testu, który umożliwił mi dłuższą zabawę z ebike jest prosty – przy wymianie swojego jednośladu zdecydowanie będę rozglądał się za modelami wspomaganymi elektrycznie. Może nawet sięgnę dokładnie po połączenie, które A20F+ charakteryzowało, bo wolność wjechania praktycznie wszędzie w moich okolicach bez wyciskającego siódme poty nie tylko sprawiła, że przejażdżki znacznie się wydłużyły, ale też uprzyjemniły. Było ich zresztą znacznie więcej i to nawet pomimo często niesprzyjającej pogody.
Dodatkowo dla wszystkich czytelników mamy specjalny kod “Chip30”, który zapewnia całą 30$ obniżkę na wszystkie elektryczne rowery ADO w dniach od 19 do 30 listopada bieżącego roku. To sprawia, że testowany model kupicie już za 929$.