Nowy sposób dostawy staje się coraz bardziej popularny na terenach kampusów amerykańskich i brytyjskich uczelni wyższych. Choć nie tylko. Firmy zajmujące się produkcją tego typu urządzeń chwalą się, że ich maszyny pracują również w centrach dużych miast, takich jak np. Modesto w Kalifornii.
— Zauważyliśmy, że zapotrzebowanie na tego typu roboty wystrzeliło pod sam sufit – powiedział Alastair Westgarth, dyrektor generalny firmy Starship Technologies, która chwaliła się ostatnio tym, że jej roboty wykonały ponad 2 mln dostaw.
Każdy z robotów Starship wyposażony jest w elektryczny silnik, którego moc pozwala na jazdę z prędkością 6,4 km/h i realizowanie dostaw w promieniu ok. 6 km. Pojedynczy robot może przewieźć jednorazowo ok. 9 kg ładunku (mniej więcej 8 dużych pizz). Flota robotów obsługiwana jest zdalnie przez ludzkich operatorów, przy czym pojedynczy operator jest w stanie kontrolować od kilku do kilkunastu maszyn.
W większości przypadków obsługa sprowadza się do wytyczenia trasy dla danej dostawy i monitorowania postępu danego robota. Rzadko kiedy operatorzy zmuszani są do ręcznej aktywacji hamulców, czy manualnego omijania niespodziewanej przeszkody.
Po dotarciu na miejsce dostawy, robot grzecznie czeka sobie na klienta, który musi wyjść z domu, bloku, czy też akademika i za pomocą specjalnego kodu otrzymanego na swój smartfon otworzyć pokrywę pojemnika na dostawy i odebrać swoje jedzenie.
Dostawa jedzenia realizowana przez robota – tak wygląda nowa rzeczywistość
Według danych firmy konsultingowej NPD, zamówienia na dostawy realizowane przez zdalnie sterowane roboty wzrosły o 66 proc. w okresie od czerwca 2020 do czerwca 2021. Główną przyczyną tego wzrostu jest oczywiście aktualna sytuacja na świecie, która sprawiła, że wszyscy nagle poczuliśmy ogromną potrzebę ograniczenia wszelkich kontaktów międzyludzkich.
Czytaj też: Ta sztuczna skóra zapewnia robotom zmysł dotyku. Może zostać użyta do tworzenia Metawersum
Co prawda nowy sposób dostaw jedzenia nie jest doskonały. Dlatego zresztą Starship i inni produceni robotów dostawczych chwalą się wykorzystaniem swoich maszyn na kampusach korporacyjnych i uczelnianych, czyli stosunkowo niewielkiej (względem statystycznego dużego miasta) przestrzeni, z małą liczbą przeszkód niemożliwych do pokonania i z praktycznie zerowym ruchem samochodowym.
— W miejscach, w których można je wdrożyć, liczba dostaw realizowanych przez roboty będzie rosła bardzo szybko – mówi Bill Ray, analityk z firmy konsultingowej Gartner.
Tajemnicą Poliszynela jest też to, że dostawy realizowane przez roboty są dla restauratorów o wiele tańsze, niż nawiązanie współpracy z zewnętrznymi firmami kurierskimi. Koszt pojedynczego robota chodnikowego to ok. 5 tys. dolarów., czyli dziesięciokrotnie mniejsza kwota, niż roczne wynagrodzenie statystycznego, ludzkiego dostawcy jedzenia.
Pytanie kiedy ta przewaga kosztów zacznie być widoczna w innych miejscach niż zamknięte kampusy. Odpowiedzią może być tutaj współpraca, którą sieć pizzerii Domino’s nawiązała z kalifornijskim start-upem Nuro, którego samojezdne kapsuły-dostawcy mogą poruszać się po ulicach i uczestniczyć w normalnym ruchu samochodowym.
Na razie jednak rozwiązanie to wymaga dalszego dopracowania, gdyż na chwilę obecną dostawa Nuro jest droższa niż korzystanie z ludzkich kierowców. W miarę rozwoju technologii i jej udoskonalenia koszty powinny spaść, a na ulicach amerykańskich miast pojawi się zupełnie nowy typ dostawcy jedzenia i artykułów spożywczych.
Do takich doniesień należy oczywiście podchodzić dość ostrożnie. Na razie i co najwyżej wstępnie możemy uznać, że eksperyment z robotami dowożącymi ludziom jedzenie odniósł sukces tylko i wyłącznie w bardzo specyficznym środowisku, jakim są tereny amerykańskich kampusów, czyli miejsca z bardzo szerokimi chodnikami, małą ilością schodów i zerowym ruchem samochodowym. Wprowadzenie tego samego rozwiązania do dowolnego dużego miasta wiąże się z zupełnie nowymi wyzwaniami, które mogą wymagać całkiem nowego podejścia.