Chińska firma Caofen pokaże na EICMA 2021 swój elektryczny motocykl F80 z myślą o rynku europejskim
F80 jest zapowiadany i reklamowy jako motocykl stricte terenowy ze stylowym i nowoczesnym designem oraz oponami typu dual-sport, czyli zarówno do terenu, jak i na drogi asfaltowe. Ten elektryczny motocykl zbudowano wokół jednoczęściowej, minimalistycznej wręcz ramy pozbawionej zupełnie spawów, co wedle producenta znacznie zwiększa jej sztywność. W samym jej środku znalazła się obudowa na akumulator w formie żebrowanego radiatora, obok której nie zabrakło miejsca na montowany centralnie silnik elektryczny. Takie podejście powinno zapewnić F80 od Caofen niski środek ciężkości.
Czytaj też: Test elektrycznego roweru ADO A20F+. Miłość od pierwszej przejażdżki
Chociaż do premiery jeszcze daleko, Caofen Motorcycle ujawnił, że ten motocykl sięgnie po 8-kW silnik elektryczny, czyli taki o mocy około 11 koni mechanicznych. Wedle szacunków jego maksymalna prędkość wynosi 85 km/h, a zasięg dobija do 150 km na jednym ładowaniu. Pozostałe szczegóły, to na ten moment tajemnica, więc nie znamy kwestii serwisu, gwarancji, aktualizacji OTA, a ten pierwszy będzie ważny, bo F80 posiada nie pasek z włókna węglowego, a tradycyjny łańcuch, co jasno sugeruje wymóg częstej konserwacji.
Czytaj też: Juiced Bikes rozszerzyło portfolio. Elektryczny rower RipRacer nowym formatem
Zakończmy może tym, że firma Caofen wyjawiła grupę docelową, do której powinien przede wszystkim trafiać ten elektryczny motocykl F80. Wedle niej będzie idealny nie tylko dla tych, którzy szukają maszyny do jazdy po szlakach, ale także dla tych, którzy szukają solidnego elektrycznego motocykla do jazdy w środowisku miejskim.
Czytaj też: Automatyczny pociąg Shinkansen testowany w Japonii. Pomylił się o 8 cm
Dobrze jednak widzieć, że segment elektrycznych jednośladów w Europie się rozrasta. Wprawdzie nie tak bardzo, jak w USA i Chinach, gdzie wydajne motocykle i mniej imponujące skutery zaczynają zyskiwać na znaczeniu, ale lepsze to, niż nic. Zwłaszcza że giganci pokroju Kawasaki, czy Ducati nieco przespali moment “elektrycznej rewolucji”.