Sama koncepcja polegająca na wyposażeniu jakiegoś klasyka w nowoczesny i mocny silnik, dzięki czemu takie auto nie tylko dobrze wygląda, ale zaczyna też fajnie jeździć nie jest nowy. Powiedziałbym nawet, że pomysł montowania silników elektrycznych w (mniej lub bardziej) klasycznych samochodach to szlak, który również został przetarty już kilka lat temu, czego moim ulubionym przykładem jest ta stara Honda Accord z wnętrznościami wyjętymi z rozbitej Tesli:
W przypadku elektrycznej przeróbki klasycznego modelu F-100 chodzi jednak o coś więcej. Ford chce tym ruchem zachęcić swoich fanów do zakupu swojego elektrycznego silnika Eluminator o numerze katalogowym M-9000-MACHE i montowania go, gdzie tylko dusza zapragnie. O ile pozwolą nam na to fundusze. Silnik kosztuje bowiem 3900 dolarów (ok. 15500 zł) i – jak podaje producent – jest w pełni legalny we wszystkich 50 stanach Ameryki. W Europie, jak słusznie się domyślacie, sytuacja jest bardziej skomplikowana.
Kolejnym problemem może być też zakup reszty komponentów. Na stronie Forda jak na razie nie da się znaleźć oddzielnie sprzedawanego zestawu akumulatorów, które mogłyby dostarczyć energii M-9000-MACHE. Nie wspominając o zestawach hamulcowych z rekuperacją i całej reszcie elektroniki, której można dopatrzyć się na zdjęciach koncepcyjnego F-100 Eluminatora, wziętej – tak jak i sam silnik – z Mustanga Mach-E GT Performance.
Tak samo zresztą, jak i w nowym mustangu, F-100 z 1978 r. otrzymał dwa silniki elektryczne – po jednym na każdą oś. Zabieg ten pozwala tej leciwej już konstrukcji na rozpędzenie się od 0 do 100 kilometrów (właściwie to do 60 mil, ale trzymajmy się systemu metrycznego) na godzinę w 3,5 sekundy. Do tego dochodzi jeszcze 860 Nm momentu obrotowego i 480 bezszelestnych koni. To bardzo przyjemna konfiguracja, która na pewno przekona wielu właścicieli starszych modeli Forda i innych marek do ich elektryfikacji.
To również bardzo proekologiczne podejście
Całkowite odejście od paliw kopalnych to tylko kwestia czasu. Już teraz zresztą możemy obserwować wprowadzane co chwila nowe, ostrzejsze normy emisji spalin, które doprowadzą w końcu do tego, że naszym w pełni sprawnym, kilku- bądź kilkunastoletnim autem nie będziemy mogli legalnie wjechać do żadnego miasta. Co wtedy? Jedną z opcji jest oczywiście zezłomowanie takiego pojazdu i zakup nowego, elektrycznego auta. To wiąże się z dodatkową emisją gazów cieplarnianych wyemitowanych podczas produkcji takiego samochodu.
Jeśli więc zależy nam na planecie można rozważyć opcję numer dwa, czyli elektryfikację naszego pojazdu, korzystając z gotowych podzespołów sprzedawanych przez Forda. Na razie brzmi to lekko niedorzecznie, ale nie zdziwiłbym się, gdyby w perspektywie kilku lat pojawiły się wyspecjalizowane warsztaty oferujące takie usługi. Wymiana silnika na elektryczny nie jest wbrew pozorom tak strasznie skomplikowana. Kwestią otwartą pozostaje całkowity koszt takiej modyfikacji oraz dostępność wszystkich potrzebnych w tym celu komponentów.
Być może dowiemy się czegoś więcej przy okazji zaprezentowaniu przez Forda kolejnego koncepcyjnego projektu elektrycznego auta. Proponuję, żeby następnym razem był to klasyczny Mustang. Chociaż z tym może być problem, ponieważ M-9000-MACHE to silnik zaprojektowany z myślą o montażu poprzecznym. No i gdzie w klasycznym Mustangu zmieścić ten wcale niemały zespół akumulatorów?