Tym razem w rolach głównych wystąpiły: amerykańska sonda Lunar Reconnaissance Orbiter oraz indyjska Chandrayaan-2. 20 października oba statki mogły się potencjalnie znaleźć zbyt blisko bieguna północnego Księżyca. Jak wynika z komunikatu opublikowanego przez Indyjską Organizację Badań Kosmicznych, separacja radialna pomiędzy obiema sondami byłaby mniejsza niż 100 metrów. Z kolei odległość w momencie największego zbliżenia wyniosła około 3 kilometrów.
Czytaj też: Pojawił się nowy sposób na sprzątanie orbity. W ruch pójdą magnesy
Zarówno amerykańska jak i indyjska agencja doszły do porozumienia w zakresie wykonania manewrów, które umożliwiły uniknięcie kolizji. Z tego względu 18 października Chandrayaan-2 zmieniła swoją orbitę, schodząc z drogi sondzie Lunar Reconnaissance Orbiter. Oba statki zajmują się badaniami poświęconymi naszemu naturalnemu satelicie i poruszają się niemal po orbicie biegunowej, co potęguje ryzyko ich zderzenia.
Tłok na orbicie rośnie ze względu na obecność statków i kosmicznych śmieci
Taka koordynacja działań pomiędzy agencjami kosmicznymi jest stałą częścią dbania o bezpieczeństwo w zakresie funkcjonowania satelitów wokół Księżyca. Ani przez chwilę nie było zagrożenia dla Lunar Reconnaissance Orbiter bądź Chandrayaan-2stwierdziła Nancy Jones, rzecznik NASA
Czytaj też: Międzynarodowa Stacja Kosmiczna nadal w tarapatach. Nie milkną echa rosyjskich testów
Z kolei strona indyjska przyznała, że manewry satelitów krążących po orbicie okołoziemskiej są dość częste. Mają one na celu uniknięcie zderzeń zarówno z innymi statkami, jak i kosmicznymi śmieciami. Najnowszy przypadek był jednak pierwszym, w którym ryzyko kolizji było tak duże. Przedstawiciele tamtejszej agencji dodali, iż wydarzenie to pokazuje, jak ważna jest ciągła ocena sytuacji związana z zagrożeniami dla misji skierowanych na Księżyc i Marsa. Przy okazji uświadamia nas co do skali problemu, jakim jest obecność kosmicznych śmieci (oraz samych statków) krążących wokół naszej planety.