Zamiast nich urządzenie wysyła impulsy prądu elektrycznego wzdłuż wysoce przewodzącej plazmy. W ten sposób powstaje pole magnetyczne, które za jednym razem utrzymuje w miejscu, ściska i podgrzewa zjonizowany gaz. Eksperci zakładają, że w ten sposób można byłoby wytwarzać energię za pomocą prostszego, mniejszego i tańszego urządzenia niż ma to miejsce w przypadku na przykład tokamaków.
Czytaj też: Naukowcom udało się odtworzyć zjawisko korozji cieniowej występującej w reaktorach jądrowych
Wspomniane tokamaki wykorzystują bowiem magnesy, których zadaniem jest kontrolowanie rozgrzanej do ogromnych wartości plazmy. To właśnie w niej dochodzi do fuzji jąder atomowych i uwalniania energii. I choć w ostatnim czasie informowaliśmy o licznych przełomach związanych z tą technologią, to wydaje się, że nadal potrzeba wielu lat, aby okazała się ona opłacalna i wydajna.
Reaktor od Zap Energy ma być pierwszym, który osiągnie próg opłacalności
Jednym z dotychczasowych problemów był brak odpowiedniej stabilności. Reaktor od Zap jest jednak w stanie go rozwiązać poprzez zmianę przepływu plazmy wzdłuż strumienia plazmy. Przedstawiciele firmy twierdzą wręcz, że proponowane przez nich rozwiązanie jest najtańsze, najbardziej kompaktowe i skalowalne wśród tych, które są na prostej drodze do komercyjnego użytku.
Swego rodzaju próg opłacalności, czyli w ten, w którym energia uwalniana przez łączące się atomy jest równa energii potrzebnej do stworzenia odpowiednich warunków, ma zostać osiągnięty w połowie 2023 roku. Jak do tej pory nie udało się tego osiągnąć w przypadku żadnego innego projektu. W najbliższej przyszłości reaktor, którego koszt wynosi około 4 miliony dolarów, będzie zwiększać natężenie impulsów z 500 kiloamperów do ponad 650 kiloamperów. I choć nie wiadomo, jakie dokładnie będą tego efekty, to pewne jest jedno: wyścig w tej kategorii robi się coraz bardziej wyrównany.