Ich geneza wiąże się z plamą słoneczną zwaną AR2929. I choć żaden z tych wyrzutów nie był skierowany w stronę Ziemi, to i tak mogą one doprowadzić do szeregu zakłóceń w obrębie naszej planety. Te nie będą silne, dlatego niemal na pewno możemy wykluczyć wystąpienie poważnych problemów z funkcjonowaniem systemów GPS czy sieci elektrycznych. Mimo to, kiedy naładowane cząsteczki zderza się z ziemską atmosferą, mogą u nas się pojawić niewielkie burze geomagnetyczne.
Gorsza wiadomość jest taka, że Słońce znajduje się obecnie w fazie wzrostu swojej aktywności. Jej cykle są związane z polem magnetycznym naszej gwiazdy. Jego zmiany następują co 11 lat, kiedy to północny i południowy biegun magnetyczny zamieniają się miejscami. I choć nie jest do końca jasne, jaki proces odpowiada za te zmiany, to wiadomo, że występują one w momencie największego osłabienia pola magnetycznego Słońca. Właśnie wtedy ma miejsce tzw. minimum słoneczne.
CME, czyli koronalne wyrzuty masy, są związane z aktywnością Słońca
Ostatnie takie minimum zakończyło się w 2019 roku – wtedy też aktywność Słońca zaczęła stopniowo rosnąć. Takie zjawisko będzie narastało mniej więcej do lipca 2025 roku, kiedy wystąpi maksimum aktywności naszej gwiazdy. O zmianie sytuacji najlepiej świadczą liczne koronalne wyrzuty masy, o których częściowo pisaliśmy na łamach naszej strony w ostatnich miesiącach.
Oczywiście tego typu przewidywania to przede wszystkim szacunki naukowców oparte na badaniach dotychczasowych minimów i maksimów aktywności Słońca. Nie ma więc pewności, czy jej szczyt faktycznie nastąpi w lipcu 2025 roku oraz jak dokładnie będą przebiegały rozbłyski. Zdaniem badaczy dwa koronalne wyrzuty masy powiązane z AR2929 powinny dotrzeć w pobliże Ziemi w ciągu kilku dni od wybuchów. Mieszkańcy terenów położonych na wysokich szerokościach geograficznych będą również mogli zaobserwować efektowne zorze.
Czytaj też: Słońce z pierścieniami niczym Saturn. Nasza gwiazda wyglądała naprawdę niezwykle
Jeśli chodzi o dokładne informacje dotyczące dwóch opisywanych rozbłysków, to pierwszy z nich nastąpił 18 stycznia i został sklasyfikowany jako rozbłysk klasy M1.5. Drugi miał natomiast miejsce 20 stycznia i był nieco silniejszy, dlatego opisano go jako rozbłysk o sile M5.5. Mimo tych różnic oba zostały uznanego za rozbłyski średniego stopnia. Oznacza to, iż daleko im do pełnych możliwości Słońca, ale jednocześnie są na tyle silne, byśmy mogli odczuć ich skutki przebywając na Ziemi.